To nie jest już Hawkins..

297 16 8
                                    

Ostatnią osobą którą widziałam był Lucas, ale potem widziałam coś z innej perspektywy...widziałam jak Lucas walczy z jakimś chłopakiem z klubu szkolnego...kto to był nie widziałam i nie obchodziło mnie to...ale widziałam że Lucas przegrywa...krzyczałam by przestali...starałam sie odciągnąć chłopaka, ale jak go dotknęłam to...moje ręka przez niego przeszła...byłam tak jakby duchem, albo jak bym była w jakiejś dziwnej wizji...zza okna słyszałam krzyki Erici (nwm  jak sie odmienia) nie mogłam im pomóc...po chwili sie obejrzałam za siebie...widziałam tam...mnie byłam w tym transie...po chwili zobaczyłam jak Lucas przewrócił swojego "kolegę" i do mnie podbiegł, moje ciało sie unosiło...patrzyłam na to wszystko z dołu...a gdy....gdy udało im  mnie  wyciągnąć  z tego transu...moje kończyny były połamane...a moje oczy krwawiły...i właśnie w tedy sie obudziłam...głośno nabrałam głęboki oddech i zaczęłam  kaszleć...gdy już mogłam oddychać...rozejrzałam sie po pomieszczeniu...nikogo tu nie było. Dopiero po chwili zobaczyłam że byłam w szpitalu, maszyny nie działały...moje nogi i ręce były w bandażach 

-to nie może być prawda...-wyszeptałam...po chwili wbiegł lekarz, ale wyglądał na spanikowanego...powiedział mi że leżę tu od miesięcy, a z Hawkins nie jest dobrze...powiedział że mnie już dzisiaj wypuszczą, ale mogę mieć problemy z chodzeniem. Muszą mieć miejsce dla innych...z gorszymi przypadkami....normalnie by mnie jeszcze trzymali, ale podobno trafiają tutaj ludzie którzy sie trzymają na ostatnim włosku życia...


Kilka godzin później wyrzucili mnie za próg szpitala i właśnie w tedy zobaczyłam...to co miało być najgorsze...prawie całe Hawkins zostało pochłonięte przez drugą stronę... widziałam jak ludzie sie ewakuują  z miasta...ci ostatni mieszkańcy....było to piekło...widziałam jak potwory z drugiej strony zabijają ludzi...wstałam i szybko zaczęłam biec w stronę gdzie wyjeżdżają ludzie...strasznie kulałam, ale nie mogłam sie zatrzymać...byłam bezbronna...i w każdym momencie mogłam umrzeć....a dopiero co wyzdrowiałam... wybudziłam sie z kilko-miesięcznej śpiączki....ale musiałam uciec...wiedziałam że nie mogę wrócić do swojego domu to było zbyt niebezpieczne najbliższy dom jaki sie z stąd  znajdywał był to dom mike... pobiegłam tam...w oczekiwaniu że tam go znajdę...lub w ogóle kogoś kto mnie zna i mi pomoże...po 5 minutach byłam na miejscu...nikogo tam nie zastałam...wyjechali z miasta, ale zostawili otwarty garaż gdzie był zostawiony rower. Weszłam do domu. Zauważyłam że nikt w nim nie przebywał od dobrego miesiąca...poszłam do pokoju Nancy, zajrzałam do jej szafy...wyciągnęłam  z niej ubrania, bo wciąż byłam w ubraniu ze szpitala...szybko sie przebrałam. Zobaczyłam pudełko z butami które wyjęłam...zamiast butów była tam broń...szybko ją wyjęłam i znalazłam jeszcze naboje którymi naładowałam broń, a resztę włożyłam do jakiejś torby Nancy. Zeszłam potem do kuchni przejrzałam wszystkie szafki i lodówkę...znalazłam butelkę wody i gumę do żucia.

-Lepsze to niż nic, ale nie mogę tego zmarnować. -zeszłam do piwnicy i tam znalazłam jakiś koc który tez spakowałam do torby. Szybko pobiegłam do wyjścia, zgarnęłam po drodze rower i odjechałam jak już byłam kawałek od domu...zobaczyłam jak druga strona wciągnęła dom Mike. Przełknęłam ślinę  i jechałam dalej...musiałam odnaleźć przyjaciół, ale musiałam zdecydować...gdzie najpierw pojechać...do domu hoppera...czy do starego domu Willa...nie wiedziałam ja szybko "druga strona" pożera Hawkins, bliżej był dom Hoppera...pojechałam tam...nie było łatwo...za każdym rogiem mógł być jakiś demogorgon...lub coś takiego...coś co mogło mnie zabić....ale nie poddam sie zanim nie znajdę przyjaciół...a tym bardziej El...potrzebowałam jej... strasznie za nią tęskniłam jak i za Lucasem...ale z nim sie widziałam często a z Nastką...prawie wogóle...tylko w tedy kiedy próbowała mnie uratować.. i jej sie udało i nawet jak nie wróciłam zdrowa to i tak sie cieszę...że dzięki jej udało mi się przeżyć...jestem jej dłużniczką, gdy po 10 minutach dotarłam drzwi były zamknięte...
-Halo! jest tam ktoś...błagam! -krzyczałam...ale nikt nie odpowiadał...-fuck!

Kopnęłam z całej siły drzwi i się otworzyły, ale jednego nie wiedziałam...że krzykiem obudziłam demodoga...weszłam do domu zostawiając uchylone drzwi...na blacie leżała zapalniczka i płyn łatwo palny, a obok leżała kartka "nas tu już nie ma, ale jeżeli zobaczysz potwora to użyj tego"
wzięłam do ręki spray i zapalniczkę żeby schować ją do torby, ale właśnie w tedy wbiegł demodog....biegł w moją stronę ale zdążyłam  użyć na nim broni....ale to do końca nie pomogło...potwór na ostatnich siłach stał i chciał podbiec i wyjęłam szybko broń i w niego strzeliłam, a on upadł...ale....zapomniałam że podczas zabicia jednego przywołam resztę w pobliżu...wystraszyłam sie. Szybko wybiegłam z mieszkania i bez zastanowienia  wsiadłam na rower i zaczęłam jechać w stronę domu Joyce...Nic mnie nie goniło...i dzięki Bogu za to...uciekałam po drodze widziałam ludzi uciekających  z miasta, niektórzy rowerami, ale większość samochodami...gdy po jakimś czasie byłam w domu Joyce, tam spotkałam jakąś pakującą sie rodzinę...Kobieta do mnie podeszła i sie zapytała
-Skarbie jesteś tu sama? gdzie twoja mama?...jest teraz niebezpiecznie  co możesz zauważyć nie powinnaś szwędać  sie sama...- kobieta sie do mnie uśmiechnęła jakby proponowała mi pomoc, a jej mąż szybko pakował rzeczy do samochodu. -Mamy jeszcze miejsca w samochodzie możesz z nami jechać, jedziemy do Kalifornii - Kalifornia tam mieszka  Nastka, Will, Joyce...może być tak że ewakuowali z Hawkins...i są teraz gdzie indziej...np w Kalifornii...nie wiedziałam co zrobić...mogłam jechać i jakoś dotrzeć do domu Nastki, albo zostać tutaj dalej....po chwili odpowiedziałam tej pani. -Dziękuje, ale nie mogę pojechać...muszę znaleźć przyjaciół...ale mam pytanie. 

-Tak?
-Czy ma może pani jakieś jedzenie, picie i tabletki na bóle?...to jest jedyna rzecz której potrzebuje....
-Oczywiście że mam...i możesz chwilowo odpocząć  w moim domu, na pewno jesteś wykończona. Nie odpowiedziałam bo była to prawda. Kobieta wręczyła mi klucze od domu i torbę z tym czym poprosiłam...widziałam jak kątem oka zajrzała mi do torby...
-Gdybyśmy spotkały sie przy innej okoliczności, zadzwoniłabym po policje że posiadasz broń, ale nadchodzi koniec i trzeba sie bronić- Kobieta sie lekko uśmiechnęła i w tedy jej mąż krzyknął że ma się pośpieszyć, kobieta jeszcze raz sie do mnie uśmiechnęła, i po chwili śladu po nich nie było...

-Błagam, bądźcie gdzieś tam...
Weszłam do domu...były tutaj meble ale postanowiłam nie spać w salonie...poszłam do starego pokoju Willa gdzie było duże łóżko małżeńskie. Odłożyłam tu rzeczy i wciąż trzymając pistolet w ręce poszłam do garażu i po cichu go zamknęłam. Znalazłam kilka desek i podstawowe narzędzia, wzięłam je i poszłam do pokoju, wieczorem już miałam wszystko zrobione. Miałam zafundowaną podstawową obronę na oknach, a teraz  opadłam na łóżko ze zmęczenia i nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

Kilka godzin Później obudził mnie dźwięk samochodu...wyjrzałam za okno, był to czarny samochód, a z niego wyszła jakaś kobieta...
-N-Nastka...I H-Hopper....czy ja to widzę...czy to jakiś sen...- Uderzyłam sie w policzek ale to byli naprawdę oni, wzięłam broń na wszelki wypadek i wyszłam z pokoju. Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam nawet uwierzyć że Hopper żyje...policjant który kilkukrotnie uratował wszystkim życie, a nawet Nastki.


//Pls to moje pierwsze opowiadanie więc proszę o wyrozumiałość...i jak będą jakieś błędy czy cokolwiek to proszę  mi wybaczyć, ale jak mówię jest to moje pierwsze opowiadanie...i wiem że trochę oddaliłam sie od charakteru Max i że ona odrazu po wybudzeniu sie musiała być zdrów jak ryba, ale nie miała innego wyboru. I tak wiem przecież ona w serialu była Niewidoma a w tym widzi...zapomniałam  na początku dopisać że nie widzi na jedno oko ale teraz gdybym to dopisała to bym musiała połowę zmienić.

Zostań ze mną... // ELMAX, byler?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz