Prolog

2.1K 336 99
                                    

- Nowi goryle. Fantastycznie.

To nie był piękny dzień w zazwyczaj skąpanej w słońcu Toskanii. Niebo było szare, a deszcz to padał, to przestawał, jakby nie mogąc się zdecydować, co ze sobą zrobić. Jednak nawet gdy lało rzęsiście sprzed bramy potężnej posiadłości nie ruszało się dwóch mężczyzn, których widok zirytował Jennę. Nie znała ich - a to oznaczało dłuższą przeprawę.

Szła pewnym krokiem w stronę żelaznej bramy tak, jakby chciała ją staranować, aż została zatrzymana przez tamtych nieznajomych, zakapturzonych mężczyzn.

- Gdzie, gdzie? - Pierwszy z nich odepchnął ją od bramy, celując w nia różdżką. - A ty dokąd?

- Nie ma wejścia - dodał drugi głosem, który chyba miał być groźny, jednak zdecydowanie mu nie wyszedł.

Jenna parsknęła śmiechem. Martin zawsze wystawiał najmniej doświadczonych na tak marne pozycje jak ochrona, ale nie sądziła, że przyjmował aż takich podrostków.

- Brama mnie rozpozna, już wy się nie martwcie - odparła Jenna bez zawahania.

- To my tu rozpoznajemy - burknął ten drugi, choć znowu wcale nie brzmiał groźnie.

- Mhm. - Jenna założyła ręce na piersi, już żałując, że to wszystko tyle zajmowało. - Jestem tu na wezwanie waszego szefa, więc radziłabym się odsunąć.

Ten, który wciąż celował w nią różdżką, parsknął głośno.

- Ta, niejedna tak mówi.

- Nie wejdziesz! - Drugi z nich znowu spróbował ją odepchnąć, lecz jej udało się zrobić zapobiegawczy unik.

- Zabierz te łapy, kochanieńki, bo twój szef ci je odetnie. - Wykonała krok w tył, po czym uśmiechnęła się, gdy zobaczyła kogoś zmierzającego w stronę bramy, i tym razem był to ktoś znajomy.

- Sebastian - powiedziała głośno, na co nadchodzący mężczyzna uniósł głowę. Gdy ją zobaczył, rozdziawił usta z szoku.

- Jenna? - zapytał z niedowierzaniem, po czym spojrzał na grożących jej mężczyzn. - Kretyni, odsuńcie się! Ona do Szakala!

Szeroki uśmiech wstąpił na twarz dziewczyny, gdy zakapturzeni nieznajomi niechętnie się od niej odsunęli. Sebastian otworzył bramę, przez którą najwyraźniej zamierzał wyjść, a Jenna prędko się z nim wyminęła.

- Grazie - podziękowała prześmiewczo, nie mogąc napatrzeć się na miny ochroniarzy, po czym dumnym krokiem ruszyła do drzwi posiadłości.

Niecałą minutę później wchodziła do holu, w którym już czekał na nią ten wielki Szakal. To Martin wezwał Jennę do Włoch, a choć ta wiedziała, że mogło to być niebezpieczne, wolała tam iść bez pokazywania strachu. Czuła, że pewność siebie ją uratuje, więc tak się zachowywała.

Martin stał do niej tyłem, mówiąc do jakiegoś podwładnego na tarasie i początkowo nie zauważył jej obecności, dlatego odchrząknęła głośno, po czym oparła się o barierkę schodów prowadzących na piętro.

- Ciao - powiedziała głośno, przykuwając jego uwagę.

Martin natychmiast przerwał prowadzoną rozmowę i odwrócił się do niej.

- Vai via, Luca - rzucił do mężczyzny, po czym sam zaczął się zbliżać do Jenny. - Ciao? Dwa tygodnie temu prawie zginęłaś i przychodzisz tu, mówiąc ciao? - dodał z pretensją i, ku jej kompletnemu zaskoczeniu, przytulił ją na powitanie.

- Czy powinnam pytać, skąd wiesz? - zapytała Jenna, niezręcznie odwzajemniwszy uścisk.

- Jak to skąd? Oglądałem wybory, poza tym miałem tam swoich ludzi.

- No tak, głupie pytanie. - Wymusiła śmiech. - Wiesz, ja i Grindelwald widujemy się ostatnio tak często, że zaraz zostaniemy psiapsiółkami.

- Ach, Jenna, co ja się z tobą mam. Chodź, usiądziemy.

Zaprowadził ją więc, jak zawsze, na taras, tamtego dnia specjalnie osłoniony przed deszczem. Zaproponował wino, lecz odmówiła, chcąc przejść do konkretów.

- Mogę zapytać, czemu tak właściwie zostałam tu zaproszona?

- Chciałem się upewnić, że masz się dobrze - odparł oczywistym tonem, siadając naprzeciwko niej. - Ty i twój facet - dodał, na co Jenna o mało nie wbiła paznokci w beżową poduszkę fotela, w którym siedziała.

- A, no tak. Czyli to też już wiesz. - Spuściła głowę, w głowie już planując potencjalną ucieczkę.

- Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał Martin, wycofując się w swoim fotelu.

- A wiedziałam, jak zareagujesz? - Odgryzła się, zakładając nogę na nogę. - Czy to aby nie ty wysłałeś mi list z jakimś choróbskiem?

- Jaki lis... Czekaj. - Martin zamyślił się na moment, po czym złapał się za głowę. - To to ona miała na myśli! Puttana...

- Co? Kto?

- A pamiętasz Francescę?

Jenna parsknęła śmiechem, jakby odpowiedź na to pytanie nie mogła być bardziej oczywista.

- Jak mam nie pamiętać dziewczyny, która mnie podrywała, a jak ją odrzuciłam, to przerzuciła się na siebie i zrobiła ze mnie największą dziwkę świata.

- To ona to zrobiła. Przyszła tu po twoim wyjeździe do Paryża i gdy zobaczyła twoje rzeczy, wpadła w szał. Po tym, jak wysłałem ci ten list powiedziała, że nie będziesz już problemem... Czyli to miała na myśli. Wykończę ją za to...

Jenna sama nie była pewna, czy powinna mu w to wierzyć.

- To coś słabą masz kontrolę korespondencji, wielki donie - mruknęła.

- Wiesz przecież, że ona też zna się na tym wszystkim... Nieważne, ona tego pożałuje - wycedził. - A wracając do sprawy, za kogo mnie masz, Jenna? Cieszę się twoim szczęściem z tym, jak mu tam... Scamander?

Jennę trochę przeraził fakt, że Martin znał też jego nazwisko - z drugiej strony pomyślała, że znała go tyle lat, że przecież powinna przestać się dziwić.

- Newt Scamander, magizoolog - wyjaśniła. - I tu nie chodzi o to, za kogo cię mam, ale... - Westchnęła. - Tylko o to, że cię zostawiłam tak nagle. Nie wiedziałam, jak na to zareagujesz, a najspokojniejszy to ty nie jesteś, Esposito, dobrze wiesz.

Martin zaśmiał się pod nosem, po czym wzruszył ramionami.

- Nasz układ był dla mnie jasny od początku, Jen - powiedział, patrząc jej w oczy, a następnie nachylił się w jej stronę. - Poza tym, nigdy ni życzyłbym ci źle, nie tobie. To przecież po części dzięki tobie mam to wszystko.

Słuchając tego, Jenna pomyślała, że chyba naprawdę za dużo czasu spędziła z Tezeuszem i Żanetą, żeby zacząć myśleć o Martinie tak źle. Przecież miał rację - mimo że dla wielu mógł być okrutnikiem, dla niej zawsze starał suę być jak najlepszy.

- Czyli co... Gdybym brała kiedyś ślub, to przyjmiesz zaproszenie? - zapytała pół żartem, pół serio, a Martin posłał jej mały uśmiech.

- Nawet prezent przywiozę.

Niecałe dziesięć minut później Jenna opuściła posiadłość, a następnie weszła do najbliższej kawiarni, gdzie przez cały czas czekało na niej jej zabezpieczenie: Żaneta.

- W porządku? - zapytała, odstawiwszy filiżankę kawy na biały stolik, przy którym siedziała. - Ciągle wyglądałam po twój znak, ale rozumiem, że żadnego nie było? Swoją drogą, przepyszną mają tu kawę...

- Nie było, bo poszło lepiej niż w porządku. Umówiłam się z nim nawet na kolejne spotkanie, głównie po nowy tatuaż, bo już dawno jakiś chciałam... W każdym razie, etap mojej nietypowej relacji z Martinem mogę uznać za zakończony.

Żaneta klasnęła w dłonie z radości.

- To teraz tylko czekać, aż Newt ci się oświadczy.

Na te słowa Jenna nie odpowiedziała, lecz tylko uśmiechnęła się sama do siebie na myśl, że te słowa mogły się w przyszłości ziścić.

Wytresujmy sobie wężyki • Newt ScamanderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz