— 22 marca 1986 roku —
— Co łączy cię z Edwardem Munsonem? — szorstki głos policjanta boleśnie wdziera się pod kopułę mojej czaszki. Pocieram skronie, naiwnie licząc, że w ten sposób złagodzę dyskomfort nasilający się z każdą minutą, lecz na próżno; czarne kwiaty kwitną przed moimi oczyma, a światło jarzeniówki nad naszymi głowami staje się nie do zniesienia. Moja lewa noga zaczyna nerwowo drżeć. Zauważa to mama i kładzie dłoń na moim udzie, starając się dodać mi otuchy. Jestem jej wdzięczna za ten drobny gest, nawet jeżeli nie jest on w stanie wyplewić narastającego we mnie niepokoju.
— Co ma na celu to pytanie? — odzywa się za mnie z drapieżnością godnej lwicy gotowej rzucić się do gardła każdemu, kto zanadto zbliży się do jej młodych. Nie chce tego okazywać, ale wiem, że i jej udziela się nerwowość sytuacji. Temat Eddiego jest w naszym domu tabu.
— Pozwoli pani, że to ja będę prowadził przesłuchanie — odpowiada jej spokojnym w swej stanowczości tonie, a usta mamy zaciskają się w wąską kreskę. — Elizabeth — zwraca się do mnie — Powtórzę raz jeszcze; co łączy cię z Edwardem Munsonem?
— Ellie — poprawiam go machinalnie, gdy mój wzrok błądzi po sali przesłuchań, w poszukiwaniu jednego stałego punktu, na którym mogłabym się skupić w oczekiwaniu na nieuchronny atak migreny. Nie do końca rozumiem, dlaczego tu jestem. Serce obija mi się żebra, gdy głos z tyłu głowy szepce, że stało się coś złego, lecz nawet teraz najczarniejszymi scenariuszami, jakie przychodzą mi do głowy, są te dotyczące udziału Eddiego w bójkach, czy powinięciu się nogi przy jego małym narkotycznym biznesie. Wszyscy przecież wiedzą, że sprzedaje dragi szukającym wrażeń dzieciakom, choć nigdy nie został złapany za rękę. — Chodzimy razem do jednego liceum. To wszystko.
Mężczyzna uparcie milczy, a szybkie ruchy jego nadgarstka świadczą o tym, że coś notuje. Nie muszę patrzeć na jego twarz, na jego ściągnięte brwi i powątpiewanie wpisane w jego fizjonomię, by domyślić się, że mi nie wierzy. Postanawiam więc mówić dalej, zanim całkowicie utracę zdolność koncentracji i opuszczę gardę. Istnieją rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Obiecałam Eddiemu, że to się nie stanie. Tymczasem z każdą kolejną minutą mój opór słabnie.
— Kiedyś był moim przyjacielem. Naszym. Byliśmy nierozłączni, on, Isaac i ja. A potem Isaac... — przez moment nie mogę wydusić z siebie słowa, a pod powiekami zbierają się gorące krople. Nie jestem pewna, czy to efekt zbliżającej się hemikranii, czy emocji związanych z wydarzeniami sprzed niespełna trzech lat. Niektóre rany nie goją się nigdy, a wyczekujące spojrzenie funkcjonariusza jest jak sypanie soli na świeże nacięcia. — A potem zdarzył się... zdarzył się wypadek i nasze drogi się rozeszły.
Odnajduję pod stołem rękę mamy i splatam swoje palce z jej własnymi. Siedzi w niemalże idealnym bezruchu; jedynie jej unosząca się arytmicznie pierś oraz prędkie mruganie – bez wątpienia próbuje pozbyć się w ten sposób niechcianych łez – pozwalają odróżnić ją od marmurowego posągu.
— W jakich okolicznościach zakończyliście waszą przyjaźń? — docieka, a ja wzruszam ramionami. Kiedy właściwie przestałam rozmawiać z Eddiem? Próbuję sobie przypomnieć jakieś konkretne wydarzenie, które mogłabym umieścić na swojej życiowej osi czasu z dopiskiem „koniec ery Munsona", lecz nic takiego nie przychodzi mi do głowy. To działo się stopniowo; po pogrzebie Isaaca jego wizyty w naszym domu stały się coraz rzadsze, a z czasem zaczęliśmy unikać nawet spotkań na neutralnym gruncie. Rozstaliśmy się bez poczucia żalu i krzywdy, życząc sobie jak najlepiej.
Dlatego każdy milimetr mojego ciała drży ze strachu, gdy policjant pyta mnie o chłopaka.
— To Isaac był mostem pomiędzy nami, głównie przez różnicę wieku — mówię w końcu. Dzielą nas cztery lata różnicy, to znacznie mniej niż w przypadku moich rodziców, ale zawsze wydawało mi się, że jest między nami olbrzymia przepaść. — Gdy go zabrakło, zniknęły powody do wspólnego widywania się.
Czuję się nieswojo, kiedy wspominam o swoim bracie w czasie przeszłym. Nadal nie rozumiem dlaczego zostałam wezwana na komisariat policji w Hawkins w roli świadka, a niepewność ta tylko potęguje nieprzyjemne objawy. Marzę o własnym łóżku i zimnym okładzie na obolałych skroniach. Marzę, aby okazało się, że powód, dla którego siedzę teraz w sali przesłuchań, jest prozaiczny, błahy, że po przerwie wiosennej znów zobaczę Munsona w szkole, a on będzie opowiadał o tej sytuacji energicznie gestykulując.
— A jednak wczoraj się z nim spotkałaś.
Mama gwałtownie wypuszcza powietrze, a potem zapada cisza przerywana jedynie jednostajnym tykaniem zegara na ścianie. Z każdym przesunięciem się sekundowej wskazówki czuję, jakby ktoś uderzał mnie obuchem w czaszkę. Tik-tak, łup-łup – dźwięk powoli zlewa się w szum w moich uszach, a czarna wineta aury migrenowej coraz śmielej ogranicza mi wizję.
— Tak. Wpadliśmy na siebie, gdy wyprowadzałam psa — jestem zaskoczona tym, jak klarownie brzmi mój głos.
— O czym rozmawialiście? — długie palce mężczyzny wystukują na blacie zniecierpliwiony rytm. Próbuję sobie przypomnieć, lecz nie jestem w stanie. Z meandrów pamięci wyłaniają się pozbawione chronologicznego ciągu obrazy; blask sklepowej witryny odbijający się w kałuży, twarz Eddiego skąpana w miękkim świetle automatu z napojami, sygnety topiące się w długiej sierści golden retrievera. Wszystkie słowa zaś odbijają się od siebie i sklejają w całość, wybrzmiewając teraz w obdartej z sensu unisonie.
— Nie czuję się najlepiej — oblizuję spierzchnięte wargi i wstaję na drżących nogach — Czy mogłabym się...
Nie potrafię dokończyć swojej prośby. Żołądek podchodzi mi do gardła, a świat wokół wiruje. W tym szaleństwie udaje mi się wyłapać tylko trzy rzeczy; przerażone spojrzenie mamy, moją kredową twarz odbijającą się w lustrze weneckim oraz podrywającego się z miejsca funkcjonariusza.
A potem zapada ciemność.
~*~
Zdaję sobie sprawę z tego, że nie są to literackie wyżyny, ale mam nadzieję, że nie ma również tragedii :'D
Do następnego rozdziału! <3
— A.
CZYTASZ
Lament diabła || Eddie Munson x OC
Fanfiction„- Są przekonani, że to ty zabiłeś Chrissy - mówię szeptem, jakby w obawie, że wypowiedzenie tego zdania na głos, uczyni go prawdziwym, nada mu ciało, że przepisze historię i przypisze winę Eddiemu. - A zabiłem? - pyta, opuszczając dłonie. Patrzy n...