— noc z 22 na 23 marca 1986 roku —
— Nie jesteś pierwszą osobą, która mnie dziś odwiedziła — mówi Eddie z pełnymi ustami. Po zaspokojeniu pierwszego głodu stał się nieco mniej rozgorączkowany i bardziej rozmowny.
— Co masz na myśli? — pytam zaskoczona, przekrzywiając głowę w bok. Siedzę na podłodze pod ścianą i obracam w dłoniach kartonik z kartami tarota z tali Ridera Waite'a, podczas gdy blade światło miesiąca spływa na nas przez zakurzoną szybę. Jestem niemalże pewna, że tego jednego wieczora mój organizm wyprodukował więcej adrenaliny, niż przez całe moje życie.
— Pamiętasz Dustina Hendersona z naszej kampanii, co nie? — kiwam głową. Tak właściwie, to znamy się od dzieciaka; jestem zaledwie rok starsza od jego paczki, a w Hawkins nie ma dużego wyboru jeżeli chodzi o edukacje – jedna szkoła podstawowa, jedno gimnazjum, a teraz jedno liceum zmuszało nas do kojarzenia się z przynajmniej widzenia. Kiedy trzy lata temu – niedługo przed śmiercią Isaaca – w niewyjaśnionych okolicznościach zaginął przyjaciel Dustina, zrobiło się o nich głośno. Sama przecież rozwieszałam na mieście plakaty z wizerunkiem Willa Byersa, a rodzice zanosili jego mamie oraz bratu ciepłe obiady i słowa otuchy. Później sami ich potrzebowali, lecz ludzie udawali, że nas nie widzą; ot, kolejny gówniarz rozbił się samochodem. Przykre, ale miał za swoje – tak szeptano o nas za plecami.
Tymczasem Eddie mówi dalej:
— Przyszli tu do mnie. On i ta ich mała ruda znajoma. I Steve Harrington też, z tą dziewczyną z orkiestry... jak jej tam... Rose?
— Robin.
— Robin, tak. Nie uwierzysz w to, co usłyszysz, ale zarzekam się, że to najprawdziwsza....
— Eddie — przerywam mu, podrywając się na równe nogi — Eddie, czy ty siebie słyszysz? Jeżeli tak dużo osób wie, gdzie jesteś.... — urywam i zakrywam usta zaciśniętą pięścią. Munson od razu domyśla się, co chcę powiedzieć, a co nie jest w stanie przejść mi przez gardło; odkłada pudełko z lasagnę na ziemię i podchodzi do mnie.
— Ellie — kładzie dłoń na moim ramieniu w geście pocieszenia. Zerkam w ślad za jego ręką, która nagle wydaje mi się duża i ciężka. — Ellie, spójrz na mnie — unosi mój podbródek, tym samym zmuszając mnie do skrzyżowania z nim wzroku.
— Tak?
— To, co dla mnie zrobiłaś... Mój Boże — wezwanie Stwórcy w ustach kogoś takiego jak Eddie brzmi groteskowo. W normalnej sytuacji być może by mnie to rozbawiło, lecz teraz powietrze ciężkie jest od ponurej powagi bijącej od Munsona, wdzierającej się w każdą szczelinę szopy na łodzie, chwytającej mnie za gardło i uniemożliwiającej złapanie oddechu. — Skłamałbym, gdybym miał powiedzieć, że nie jestem ci wdzięczny, ale dlaczego? Dlaczego się tak narażasz dla kogoś takiego jak ja, Ellie? Dlaczego tak bardzo martwisz się, żebym nie został złapany? Wczoraj po raz pierwszy od kilku lat wymieniliśmy więcej, niż dwa zdania, a ty przyszłaś tu...
Urywa, a między nami zapada milczenie, którego nie zamierzam przerywać. Mija dłuższa chwila, zanim ponownie jest w stanie zabrać głos.
— Próbuję zrozumieć, co w ciebie wstąpiło, że tyle ryzykujesz dla takiego wykolejeńca jak ja?
— Doskonale wiesz dlaczego... — szepcę. Chcę powiedzieć więcej, ale wtedy cichy trzask krótkofalówki niszczy całą atmosferę. Odsuwam się od niego, niepewna czy odczuwam z tego powodu ulgę, czy rozczarowanie, podczas gdy chłopak dopada do urządzenia.
— Eddie, słyszysz mnie? — po drugiej stronie znajduje się sam Dustin Henderson. — Wszystko w porządku?
— Tak — odpowiada. — Coś się stało?
CZYTASZ
Lament diabła || Eddie Munson x OC
Fanfiction„- Są przekonani, że to ty zabiłeś Chrissy - mówię szeptem, jakby w obawie, że wypowiedzenie tego zdania na głos, uczyni go prawdziwym, nada mu ciało, że przepisze historię i przypisze winę Eddiemu. - A zabiłem? - pyta, opuszczając dłonie. Patrzy n...