#15 Blaszany Bar

45 3 8
                                    

Otis stanął przed ogrodzonym miejscem. To było Zoom. Stalowe przęsła były wysokie, trudno było mu stwierdzić jak bardzo, ale na pewno miały więcej niż dwa metry wysokości, dałby im przynajmniej 5. Był pewien, bo miał doświadczenie z dwumetrowcami. Gdyby był tutaj z innymi, pewnie poszukaliby bramki, przez którą mogliby wejść, ale był tu sam, dlatego mógł zrobić najprostszą rzecz, by dostać się do Zoom. Bardzo szybkim ruchem zamienił się w nietoperza. Przeleciał przez ogrodzenie i już stał na własnych, ludzkich nogach, w miejscu, w którym nie było widać ani jednej żyjącej duszy. Było zaskakująco cicho, a Królowa Mora opowiadała przecież, że jest tu chaos.

Czarnowłosy, po przejściu kilka dzielnic, spojrzał wysoko na stalową wierzę. Pomyślał, że z wysoka powinien zobaczyć, czy ktoś tu jest. Na skrzydłach nietoperza wzleciał wzwyż i usiadł na samym szczycie wieży. Było wysoko, bardzo wysoko. 

Przez długi czas wpatrywał się na puste uliczki. Nagle jego wzrok skupił się na otwierających się drzwiach. Z drewnianego domu wyszedł mężczyzna. Miał na sobie czerwoną koszulę, długie blond włosy były związane w kitek, a na jego ramieniu siedziało jakieś dziwne stworzenie. Miało ciemną, zieloną skórę, duże uszy, troje oczu, czarną koszulkę i było istotą, nie stworzeniem. Miał ochotę analizować ich dwójkę, ale powinien jak na razie tylko obserwować, i zostawić wymyślanie sobie tego jacy są na później. Przecież widzi tylko zewnętrze i to z wysokości, stąd nie może zobaczyć wnętrza i czyiś myśli. Musi patrzeć w sposób nie oceniający kogoś, kogo jeszcze nie spotkał.

Mężczyzna spojrzał w górę i ich oczy się spotkały. Zielona istota na ramieniu też spojrzała prosto na Otisa. Bez słowa na siebie patrzyli. Obserwowali, kto pierwszy zrobi ruch.

- To jakiś dzieciak - zauważył gremlin, oczywiście pierwszy się odezwał, by przerwać ciszę. 

- Widzę - odpowiedział mu człowiek. - Jest stąd?

- Nie kojarzę, ale wygląda jak wampir.

- Wampiry tak nie wyglądają. Powinieneś wiedzieć to najlepiej z naszej dwójki. 

- Blady, czarne włosy...

- Ale nie ma uszu ani skrzydeł - znów odbił mężczyzna.

- Czyli obcy?

- Tutaj? Wątpię, nikt normalny tu nie wchodzi.

- Czyli, ty jesteś nienormalny, CZŁOWIEKU - stwierdził gremlin, twardo podkreślając ostatnie słowo.

- ...Zignorujmy dzieciaka i idźmy posprzątać bar - odparł człowiek. Jego spojrzenie było chłodne, tak bezduszne, że nawet przez Otisa przeszły nieprzyjemne dreszcze. Theik po prostu miał takie spojrzenie.

Poszli dalej ignorując wampira. Otis za to, dalej obserwował. Chciał zobaczyć gdzie idą. W końcu ich dwójka weszła za blaszane drzwi, do największego budynku w Zoom i jedynego budynku zbudowanego z samych blach.

Długo siedział na wieży. W końcu położył się na drewnianych deskach i naturalnie zasnął. Słońce dzisiaj nie świeciło tak mocno, jak przez ostatnie dni, więc nie musiał się martwić przegrzaniem czy poparzeniem skóry. Było pochmurno i był pewien, że jeżeli nie dziś, to w najbliższych dniach, krople deszczu padną na Ebvolat. Wiele osób nie lubi deszczowej pogody, a jemu teraz też nie byłaby mu po drodze. Szkoda byłoby iść w deszczu, z powrotem do Edenu. To długa droga i dlatego zimno byłoby iść przemoczonemu ciału. Ale normalnie lubił deszcze, bo wiedział jedno: gdy pada, łatwiej się wtedy nie myśli. Deszcz to idealna pogoda na nie myślenie, na przerwę od niepotrzebnego chaosu w głowie albo trudnych uczuć. Gdyby nie padało, trudno by było odpoczywać i wtedy nikt by nie był na nic gotowy. Na przykład na wojnę, która zaczęła się już dawno, choć nie każdy wiedział jeszcze do czego miała ona doprowadzić. Była ona końcem i początkiem jednocześnie.

Serce Eteru "Wojna o serce" Część 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz