3. English is (not) easy

240 54 420
                                    

Witajcie znów, Misie Kolorowe, oby ptak dziś nie narobił Dobrawie na głowę!

Tak źle może nie będzie, za to na pewno jakieś wpadki, wypadki i inne dary od losu czekają na naszą bohaterkę!

Zapraszam do czytania!

Dziękuję też wszystkim, którzy do tej pory ochoczo udzielali się w komentarzach i zostawiali gwiazdki! Kocham i liczę na Was i tym razem <3

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Początek czerwca. Wszyscy żyją nadchodzącymi wakacjami, nikomu nie chce się już chodzić do szkoły, nie wspominając o pisaniu jakichkolwiek klasówek. Dlatego kiedy usłyszałam, że Ticza, nasza anglistka, chce zrobić jakiś potężny test końcoworoczny, zakresem materiału obejmujący wszystkie dotychczasowe lata nauki tego języka, omalże nie wpadłam pod ławkę.

Z początku miałam nadzieję, że to przygrzewające przez szybę słońce spowodowało u mnie takie bardzo nieciekawe omamy, ale odwróciłam się i zobaczyłam minę siedzącego dwie ławki dalej Ej Ty, która sugerowała, że moje omamy niestety są jak najbardziej rzeczywiste.

– Ta smoczyca upadła na głowę! – usłyszałam spanikowany krzyk Ej Ty, kiedy znaleźliśmy się na korytarzu po zakończonej lekcji.

W tym dniu mieliśmy wyjątkowo jeden angielski. Dlaczego było to tak niezwykle? Już wyjaśniam.

Ticza, niewiadomym nikomu sposobem, zawsze miała wolną godzinę kiedy naszej klasie wypadało jakieś okienko i radośnie przygarniała nas pod swoje skrzydła, by wygłosić nam speach na niezmiernie przydatny do matury temat.

A że Ej Ty był noga, i to lewa, z wielbionego przez Ticzę przedmiotu, modlił się zawsze, by żaden nauczyciel nie zachorował ani nie wyjeżdżał na wycieczkę ze swoją klasą.

– Nie no, nie będzie tak źle, mamy tylko do powtórzenia w tydzień marne tysiąc słówek, konstrukcji gramatycznych i idiomów, nie martw się, damy radę... – pocieszająco poklepałam go po plecach. Albo mi się wydawało, albo zrobił się ze dwa razy mniejszy.

– Jak tego nie zaliczę, to koniec ze mną! A dobrze wiesz, że nie zaliczę! – rozpaczy, jaką odzwierciedlały oczy Ej Ty, nie oddał nawet Munch w swoim „Krzyku".

– Dobra, zrozumiałam aluzję, pomogę ci. – westchnęłam.

– Donkiszoteria zawsze była twoją mocną stroną, ale nie sądziłem, że aż tak...

Biedny Ej Ty. Kiedy zaczyna być ironiczny w stosunku do samego siebie, nie jest z nim dobrze. Ogólnie mój szlachetny przyjaciel nie ma problemów z nauką, ale Ticza jest wyjątkowo stara, łysa, wredna i perfidna (zupełnie jak moja komórka!) – uwzięła się na niego.

Prawie na każdej lekcji to babsko zadaje ni stąd, ni zowąd jakieś banalne pytanie, na które Ej Ty, po głębszym zastanowieniu, ale w końcu by odpowiedział, jednakże ona robi to w tak okropny sposób, że Ej Ty ze stresu traci całkowicie resztki swojego rozumu i zamienia się w tępego idiotę.

Mianowicie, spacerując po klasie i dyktując jakieś zdania do tłumaczenia, Ticza zakrada się od tyłu i znienacka wyskakuje zza niego z chyżością pantery, wykrzykując swoje pytanie i dźgając go długopisem w pierś.

Przerażony Ej Ty traci wtedy język w gębie i albo ma szczęście, że OCENY nie dostanie, albo wręcz przeciwnie – jedynka ląduje w dzienniku przy jego nazwisku.

Dobrawa eM. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz