27. Kanapki z pasztetem

86 26 85
                                    

Ahoj, załogo!

Poprzedni rozdział zakończył się dość jednoznacznie, co w większości spotkało się z Waszym entuzjazmem. :D Jednakże pamiętajcie, że w przypadku tego opowiadania nic nie może być zbyt długo dobrze, za chwilę coś się na pewno skaszani! Albo: spaszteci!

Dedykuję tę część wildisthewind6 oraz czekoladowa98, które dziwiły się ostatnio nagłą bystrością umysłu naszej głównej bohaterki. Pozbyła się już Mieszka, tego wrzoda na mózgu, to i ostrość postrzegania świata jej się poprawiła ;)

Gotowi na drugą część corridy? Wszak Dobrawka musi się jeszcze rozmówić z Kędziorkiem!

Enjoy!

♥♥♥

Nie jestem w stanie stwierdzić, jak długo trwał nasz pierwszy i w ogóle mój pierwszy w życiu pocałunek, ale pewnie leżelibyśmy w tamtym rowie do wieczora, gdybym nagle nie poczuła jakiejś mokrej substancji na czole. Oderwałam się od Ej Ty, otwarłam oczy i wtedy zobaczyłam nad nami sapiącego, obślinionego bernardyna. A raczej: dwa bernardyny.

Przerwanie tak intymnego momentu przez skapującą na ciebie psią ślinę zdecydowanie nie należało do sytuacji, których można by się spodziewać, a co dopiero tajemnicze rozdwojenie się Meli! To już całkowicie zbiło mnie z pantałyku.

Zerwaliśmy się z Kędzierzawym na równe nogi, otrzepując ubrania, a ja dodatkowo wycierając twarz rąbkiem jego koszulki. Skoro był właścicielem tak milutkiego zwierzątka, to niech ponosi za nie odpowiedzialność!

– Czy my, ekhm – musiałam odchrząknąć po dłuższej chwili niemówienia – całowaliśmy się tak długo, że teraz z niedotlenienia dwoi mi się w oczach?

– Jeśli o mnie chodzi, to moglibyśmy dłużej, ja tam nie narzekałem... – Ej Ty potarł sobie kark z nerwowym uśmiechem.

– Dobrze wiesz, o co mi chodzi – trzepnęłam go w ramię. – Skąd się wziął drugi, identyczny pies? Jakoś nie wydajesz się tym zaskoczony.

– Bo doskonale go znam. To brat Meli, z tego samego miotu.

– I co on tutaj nagle robi? Poza produkowaniem potoków śliny.

– Nasi sąsiedzi z miejsca zakochali się w Melanii, gdy jako szczeniaka przywieźliśmy ją do domu i od razu pojechali kupić bernardyna dla siebie w tej samej hodowli. Pech chciał, że ich egzemplarz okazał się notorycznym uciekinierem.

– Aha, czyli to do niego Mela tak rączo wystartowała?

– Na to wygląda. Ale wiesz, chyba nie mam jej tego za złe. – Ej Ty uśmiechnął się znacząco.

Odwzajemniłam uśmiech i wskazałam w stronę domu Kędzierzawych.

– To co, wracamy z nimi? Nie chciałabym psuć naszej romantycznej schadzki, ale i tak już została zepsuta przez te dwa chodzące ślinotoki, a ja, cóż... Przyszłam tu bez śniadania i czuję, że mój żołądek pomału zaczyna trawić sam siebie.

Tym razem Ej Ty roześmiał się na cały głos. Jak dobrze było znowu słyszeć jego szczery, spontaniczny śmiech.

– A czy jeśli zrobię ci kanapki z pasztetem, to zasłużę sobie na ekstra buziaka?

– Zapomnij! Żadnego całowania się po pasztecie! No chyba, że macie w domu zapasowe szczoteczki do zębów i mi jedną udostępnisz.

– Poczekaj, powiedz jeszcze raz to o szczoteczkach, nagram dla twojej mamy. Będzie dumna!

Dobrawa eM. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz