29. Dowcip o krowie

132 27 247
                                    

Miśki i Misiaczki!

Przepraszam, że znowu nie wyrobiłam się w poniedziałek z publikacją rozdziału. Mimo obsuwy, mam nadzieję, że uda Wam się miło spędzić kilka minut z rodzinką eM. Oraz ich dzisiejszym gościem specjalnym. Chociaż oni nie potraktowali go zbyt gościnnie, hihihi.

Enjoy!

❤️❤️❤️

Ej Ty odprowadzał mnie do domu; szliśmy powoli obok siebie, rozmawiając o głupotach i trzymając się za ręce, bo już w progu mój nowy chłopak ostentacynie złączył nasze dłonie. Ciekawe, czy miał z tym coś wspólnego fakt, iż Kędzior też przyszła pożegnać się ze mną przy wyjściu?

Zrobił to celowo, czy nie – grunt, że nie puścił mnie natychmiast, gdy zostaliśmy sami na ulicy i kompulsywnie nie wycierał się w portki po kontakcie z moją skórą, tak jak to uczynił pewien bucowaty jegomość jakiś czas temu. Nadmienię tylko, że Sioster musiała jednak podzielić się tą anegdotką z rodzicami, a przynajmniej z Zapłodnikiem, bo od tamtego nieszczęsnego dnia kochany tatulo upominał mnie co jakiś czas z głupawym uśmieszkiem, bym nie pracowała tak w pocie czoła nad znalezieniem sobie chłopaka. I wcale nie chodziło mu o to, że uganiałam się za Mieszkiem, bo o tym nie miał pojęcia. Kluczowe w tym przypadku było natomiast wyrażenie „w pocie czoła".

To się Zapłodnik zdziwi niedługo, jak zorientuje się, że nie będzie mi już więcej mógł dogadywać na tle mojej wpadki wizerunkowej, wykorzystując do tego pretekst rzekomego poszukiwania przeze mnie absztyfikanta. Z tego względu już nie umiałam się doczekać, aż zaprezentuję rodzince Ej Ty w jego nowej roli. Oczami wyobraźni widziałam się, jak unoszę go przed nimi, niczym Rafiki małego Simbę w "Królu Lwie", a oni – w niemym szoku i zachwycie padają przed nim na kolana. A już na pewno Rodzicielka by tak zrobiła, po czym zaciągnęłaby nas w trybie natychmiastowym przed ołtarz, do Urzędu SC czy choćby wioskowego szamana, byle jak najszybciej uprawomocnić nasz związek i móc z nadzieją czekać na małe Ejtyciątka.

Dlatego też z drugiej strony wcale mi się nie spieszyło, by zdradzać przed najbliższymi, że już nie byłam singielką, z obawy przed reakcją mamity na wieść o tym, kim był kandydat na jej przyszłego zięcia. No właśnie... Bo ja, hurraoptymistycznie, założyłam, że moim chłopakiem. Ale czy tak naprawdę czyniło go nim jednorazowe migdalenie się w rowie i trzymanie się za rączki?

Tymczasem Ej Ty, jak to podczas romantycznego spaceru świeżo upieczonych zakochanych, opowiadał mi kawał o krowie, który usłyszał wczoraj na imprezie od Świtalskiego.

– Facet patrzy, a ta krowa biegnie, biegnie, biegnie i...

– Ej Ty – przerwałam mu w pół słowa, zupełnie niezainteresowana losami rogatej bohaterki dowcipu  – kim ty właściwie jesteś?

– ... yyy, co? – Kędzierzawy miał minę, jakbym co najmniej kazała mu podać dziesięć przykładów angielskich czasowników nieregularnych oraz ich wszystkie formy przeszłe.

– Bydło! Pytałam, kim jesteś? – powtórzyłam z pełną powagą. Teraz obchodziły mnie jedynie losy mojej relacji z Kędzierzawym.

– No... chłopakiem. – Odparł, rzucając mi podejrzliwe spojrzenie z ukosa. 

Tyle mi wystarczyło. Potwierdziły się moje założenia co do charakteru naszego związku, więc odetchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się błogo. Tylko po to, by ten ondulowany bubek w sekundę później zepsuł cały nastrój.

– A co, nie widać? Chcesz się sama przekonać?  – Zerknął wymownie w dół, w kierunku swego krocza.

Typowe! Ja o jednym, a on... tylko o jednym! Co za... chłopak!

Dobrawa eM. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz