17. Diabeł z pudełka, dżin z butelki

164 37 367
                                    

Kurczaczki moje – mam dla Was niespodziankę! Prezent walentynkowy ode mnie (i Dobrawy)! Bo kocham(y) Was, wszystkie moje Czytelniczki (a może i Czytelnicy? ;>) baaardzo mocno! :*

Enjoy!

♥♥♥♥♥

Centralny narząd mojego układu krwionośnego pompował krew jak szalony. Do tego stopnia, że nie byłam pewna, czy głośniej w uszach wybrzmiewał mi łomot mego pobudzonego serca, czy też może miarowe plaskanie przyrodzenia skocznego ekshibicjonisty. Szybko jednak porzuciłam te rozważania na rzecz innego dylematu, który pretendował do nagrody Grand Prix w moim prywatnym plebiscycie "I nad czym ty się, głupia, w ogóle zastanawiasz?!". 

Mianowicie, w tamtej krępującej i nad wyraz niepokojącej chwili, czyje pojawienie się na miejscu zdarzenia sprawiło mi większą ulgę? Obecność którego z młodzianów przyprawiła mnie o tak głośne bicie serca? Wielbionego od dawna, ale przykro rozczarowującego mnie crusha, czy starego przyjaciela, na którym podejrzanie zaczynało mi zależeć? 

Zaskoczona, musiałam przyznać przed samą sobą, że pomimo wcześniejszych wątpliwości, skłaniałam się chyba ku temu, kto jako pierwszy wybawił mnie z opresji i ochronił moje niewinne oczęta przed obmierzłym widokiem. Jednak siła przyzwyczajenia i pielęgnowane pieczołowicie uczucie wygrało ze świeżym, niepewnym uczuciątkiem, bo nie mogłam przecież tej dziwnej, chwilowej słabości do Ej Ty nazwać niczym innym! A Mieszko, to przecież był... mój rycerz...!

...który w tymże szczytowym momencie mojej egzaltacji, bez ostrzeżenia zabrał rękę sprzed mego oblicza, eksponując mnie w ten sposób na taneczne popisy obnażonego detektywa.

– Albo popatrz sobie, hehe, bo może to twoja jedyna okazja, hehehe. – Zdradziecki Miechu oznajmił złośliwie, głupio przy tym rechocząc. 

Rycerz...! Rycerz, zardzewiała jego, wypaczona... zbroja! Tak samo, jak jego maniery i poczucie przyzwoitości! A niech go, łapserdaka, Odkurzacz w końcu dopadnie! Następnym razem osobiście podsadzę poczciwą psinę na ławkę, gdyby znów nie umiał doskoczyć...

Jedyna w tym wszystkim pociecha, to że gdy Mieszko odsłonił mi oczy, roznegliżowany pomyleniec znajdował się akurat tyłem do widowni, bo wykonywał jakąś skoczną figurę taneczną, wymagającą obrotu. Wzięłam przykład z artysty i również obróciłam się na pięcie, zanim byłabym zmuszona podziwiać jego instrument, wybijający mu rytm do tańca. 

Z naprzeciwka faktycznie pędził do mnie Ej Ty, zresztą był już prawie przy mnie i Mieszku, kiedy wkurzona, bez słowa wzięłam nogi za pas. Zrobiłam ledwo dwa kroki i zrównałam się z przyjacielem, którego złapałam pod ramię i pociągnęłam ze sobą, byle dalej od wywijającego fajfusem zboczeńca i jeszcze dalej od rechoczącego ciągle, mojego byłego już, crusha.

– Ooo, to wy!!! Już idziecie?! – Usłyszałam za sobą pełen żalu wyrzut. Bałam się, że zawiedziony degenerat rzuci się za nami w pościg, dlatego w panice przyspieszyłam, na ile pozwolił mi plączący się przy mym boku Ej Ty.  

Ten zwrot akcji może i wyszedł mi trochę kulawo, ale to z uwagi na fakt, że Kędzierzawy faktycznie mocno kuśtykał i ledwo wyrobił na zakręcie, gdy tak gwałtownie zgarnęłam go ze sobą i zmieniłam mu kierunek ruchu. Mimo wszystko zrobił dobrą minę do złej gry, co w jego wykonaniu miało postać teatralnego przewrócenia oczami i potrzepania złocistymi lokami z dezaprobatą. 

Następnie przyjaciel wyplątał ramię z mojego uścisku i tym razem to on złapał mnie za rękę, prowadząc za sobą urywanym tempem, z powrotem w stronę dzikiej łąki z szemranym strumyczkiem. Spojrzałam ostrożnie za siebie. Nikt nas nie gonił, a gęste zarośla, które zostawiliśmy już za sobą, skutecznie odgrodziły nas od sprawcy zamieszania i miejsca jego zasadzki.

Dobrawa eM. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz