18. A idź pan w...!

137 37 277
                                    

Myślę, że już czas na jakąś migawkę z przygotowań Dobrawki i Ej Ty do wielkiego przedstawienia. Co Wy na to?

Enjoy!

♥♥♥

Czerwiec do tej pory obfitował w słoneczną, parną pogodę, okraszoną porywami letniego wietrzyka o sile huraganu. Kilka takich dni pod rząd skutkowało totalną kumulacją wilgotnej duchoty, która kończyła się wybuchem w postaci burzy z gwałtowną ulewą, jak wtedy w sobotę, gdy Rodzicielka zawoziła mnie i bliźniaków do klubu na moją pierwszą - i jak przypuszczam - ostatnią w życiu imprezę. Kolejną, w jakiej wezmę udział, w dodatku i tak niezbyt ochoczo, będzie chyba dopiero stypa po moim pogrzebie.

Ale wracając póki co do „tu i teraz", siedzieliśmy z Ej Ty w jego pokoju, a ulewny deszcz właśnie spływał po szybie takimi strugami, że wyglądało to, jakby na dachu domu pan Bolesław zainstalował sobie wodospad, ukierunkowany akurat w stronę okna mojego przyjaciela. Był czwartkowy wieczór, a więc nazajutrz o godzinie dziesiątej, cała społeczność szkolna zgromadzona w sali gimnastycznej naszego liceum, miała być świadkiem dramatu, jaki rozegramy na ich oczach z Kędzierzawym. I poprzez użycie słowa „dramat" nie miałam na myśli, bynajmniej, określenia gatunku literackiego jednego z najpopularniejszych dzieł Shakespeare'a.

Tak więc ta deszczowa przerwa od upałów idealnie wpasowała się w aktualne realia, odzwierciedlając panujące w skromnej, dwuosobowej trupie aktorskiej nastroje: mnie kroplisty pot zraszał skronie ze stresu na myśl o występie, natomiast po Ej Ty wszystko spływało jak po kaczce, co jeszcze bardziej działało mi na nerwy i utwierdzało mnie w przekonaniu, że jutro wszystko pójdzie nie tak. Dodatkowo, napiętą atmosferę podkreślały błyskawice, które rozświetlały niebo co trzy minuty oraz dodawały efektu grozy całej sytuacji i zwiastowały rychłą katastrofę, jaką zapewne okaże się nasz nieudany popis artystyczny.

Co za śmieszek poza kontrolą wymyślił w ogóle nazwę „trupa aktorska"? Trupa, to będą mogli jutro wszyscy podziwiać, jak nim padnę – ze wstydu... Czyli jednak ta nieziemska imprezka jest mi chyba pisana szybciej, niż mogłabym się spodziewać.

– I czego tak cieszysz japę, skoro ciągle zapominasz tekstu w kluczowych momentach? – sarkałam grobowym tonem w stronę ondulowanego uchachańca. – Jaki masz, tak genialny, powód do radości? Może raczyłbyś mnie oświecić? 

– Czas z tobą spędzony, o pani, tak niezmiernie mnie raduje. – Nie tylko Ej Ty, ale także Niebiosa wysłuchały mojej prośby, bo w trakcie odpowiedzi chłopaka ciemność za oknem rozbłysła ostrym światłem błyskawicy, pozostawiając mnie może i oświeconą, ale za to totalnie ogłupiałą.

Co ten gagatek tak wczuł się w rolę Romeo? Już do końca życia będzie stylizował swoje wypowiedzi na renesansowego amanta, mieszając mi w głowie? Tekstu by się lepiej na jutro nauczył, lowelas od siedmiu boleści, a nie mydlił mi niepotrzebnie oczy... Postanowiłam jego dwuznaczne wyznanie nie tyle obrócić w żart, co wykorzystać do właściwych celów i zwróciłam się do niego wyuczoną kwestią wprost ze sztuki słynnego dramaturga.

– „Te nocne śluby nie cieszą mnie jakoś, za nagłe one są, za nierozważne, podobne niby do blasku, co znika, nim człowiek zdąży powiedzieć: ‚Błysnęło'. Dobranoc! Bądź zdrów!"* – wyrecytowałam na jednym wdechu, niby to w ramach próby do przedstawienia, ale nawiązując też do oświadczenia, jakie wygłosił Ej Ty, oświetlony przed momentem burzową iluminacją.

I w sekundzie pożałowałam swojego głupiego pomysłu na wykorzystanie Szekspira do prywatnych przepychanek słownych z Kędzierzawym, bo aż mnie zatchnęło, kiedy kumpel ruszył spod okna w moim kierunku, taki nagle upojony chwilą, z natchnieniem w oczach i słowami Montekiego na ustach:

Dobrawa eM. [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz