3 | Ból

170 15 11
                                    

Liam postanowił, że pójdzie się spotkać z Hayden. Mimo, iż już nie są razem to nadal się przyjaźnią. Dawno się z nią nie widział a i tak nie miał nic do roboty.

Nie myślał o Theo ani o łowcach. Chciał chociaż jeden dzień mieć dla siebie i nie myśleć o swoich problemach. Chciał odzyskać Hayden. Zbyt często wspominał o ich wspólnych chwilach, na przykład jej pierwszy dzień gdy została wilkołakiem i Liam wszystkiego ją uczył. Albo gdy wymykali się z domu w nocy. Chciał znów poczuć się kochany i wypełnić tą pustkę w nim, która została po stracie Hayden.
Dziewczyną była omegą, doskonale radziła sobie samemu. Wiodła spokojne życie. Nie miała zbyt dużo przyjaciół ale to ją nie martwiło. Najbliższy kontakt miała z Liamem.

Chociaż coś nadal do niego czuła, nie chciała zranić go ponownie. Wiedziała, że Liam także nadal ją kocha.

Czekała na niego w jej domu. Rodzice wyjechali w delegacje. Na dworze było deszczowo a Hayden nie lubi gdy deszcz psuje jej włosy, które układała pół godziny.

Liam bez pukania wszedł do domu, bo przecież się przyjaźnili a przyjaciele tak robią prawda? Brązowooka czekała na niego w salonie, siedząc  na kanapie. Wszedł do pomieszczenia zdejmując przy tym bluzę, ponieważ w mieszkaniu było dosyć ciepło. Liam chciał oznajmić Hayden o jego wczorajszym okropnym dniu z Theo, znaczy nie chodziło mu o Theo, tylko o łowców. Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, dziewczyna rzuciła się na ramiona chłopaka ściskając go mocno. Liam ucieszył się, że znów mógł poczuć jej dotyk.

- Odkryłem razem ze Scottem listę.
- Jaką listę?
- Łowców. Jest tam nazwisko Theo i jego wartość, tak samo jest z innymi.
- Czy jest tam także moje nazwisko?
- Nie, znaczy.. Mamy tylko trochę listy.
- Dziękuję, że mi o tym mówisz..

Ich twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.
Byli tak blisko siebie, że Liam poczuł zapach jej perfum. Zapach przy którym nie umiał się skupić i myśleć. Nagle oboje zapragnęli, żeby przestały ich dzielić nawet centymetry. Usta Hayden znalazły się na ustach bety. Na początku całowali się delikatnie. Lekko muskając się ustami. Ręce dziewczyny znalazły się na karku Dunbara a palce wplotły się w jego włosy. Z czasem ich wargi zaczęły ze sobą w spół pracować, całowali się coraz namiętniej. Hayden chciała, żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Liam zamknął oczy oddając się pocałunkowi, ale gdy otworzył je ponownie ujrzał Theo. Odsunął się gwałtownie i upadł na podłogę.

Przerażony otarł oczy i wszystko wróciło do normalności.

Hayden bez słowa pobiegła z płaczem na górę domu. Liam poczuł się winny zaistniałej sytuacji. Nie pobiegł za nią, przecież jakby się wytłumaczył? Że myślał, że całuje się z Raekenem? Założył na siebie swoją bluzę i wyszedł. Po jego policzkach płynęły łzy, które mieszały się z padającym deszczem. Tak bardzo chciał zawrócić i ją przytulić.

Był wściekły na Raekena i właśnie szedł mu przywalić.

Wiedział, że to nie wina Theo ale miał to gdzieś. Nie dość, że prześladował go w jego snach to za każdym razem jak zamykał oczy to przypominał mu się ten sen. A teraz nawet się z nim ,,całował,, przez ułamek sekundy. To był moment kiedy nienawidził całego świata a najbardziej Raekena.

Był już przed domem Theo ale w momencie gdy miał wywarzyć drzwi zrezygnował. Po ostatniej bójce jego rodzice się na nim zawiedli wystarczająco bardzo, że zepsuł zaufanie pomiędzy nimi. Nie chciał psuć go jeszcze bardziej a tym bardziej uderzyć kogoś kto nie był temu winny. Liam taki po prostu nie był. Wiedział co to sprawiedliwość i kiedy Raeken zasłuży na niezły wpierdol. Jego emocje nie mogły sprawić by Liam znów zrobił coś, czego by żałował, więc postanowił je wyciszyć.

Wrócił do domu, jak zwykle rodziców nie było. Z jednej strony się ucieszył a z drugiej wkurzało go, że nie poświęcają mu czasu a nawet nie mówią kiedy i gdzie wyjeżdżają. Po prostu budził się rano i zanim wyszedł z pokoju, obstawiał czy rodzice są w domu. Kiedy ich nie było mógł bez żadnych komentarzy siedzieć sobie w salonie i oglądać telewizje, ale gdy byli już tego nie robił. Siedział zamknięty w swoim pokoju do momentu gdy nie zapadła noc. Albo po prostu gdzieś wychodził, nie robiło to różnicy.

Przez całą drogę płakał. W jednym miał szczęście, że nikogo nie spotkał. Naprawdę się z tego cieszył, nigdy przy nikim nie płakał i nie zamierzał tego zmienić.

Spojrzał na siebie w lustrze i myślał jakim potworem jest.

Wysunął pazury i zatopił je w swoim nadgarstku. Czuł jak strumień krwi spływa po jego ręce aż do łokcia. Słyszał jak krople krwi kapią jedna za drugą w szybkim tempie na podłogę w jego łazience. Spojrzał w dół, pod nim była kałuża ale on nie przestawał. Wiedział, że na to zasługuje. Pogłębił ranę wbijając pazury głębiej. Łzy leciały intensywniej tym razem nie ze smutku a z bólu. Zacisnął zęby i wynurzył pazury.

thiam • dawno miniony świtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz