Matka po mojej decyzji od razu wzięła jakiś skrawek papieru, by powiadomić Króla i Królową o moim przyjeździe, które miało nastąpić niebawem.
Poszłam do mojej komnaty, by się już spakować, żebym potem nie traciła na to czasu. Spakowałam do torby kilka sukienek, które były najwygodniejsze, żeby się przypadkiem nie potknąć i oczywiście mój bezcenny łuk, który był dla mnie bardzo ważny wraz ze strzałami oraz ciasteczka kucharza.
Kilka dni później, po długim i dość męczącym czasie oczekiwań na list, wreszcie dotarł do wrót zamku, a z nim informacje dotyczące mojego pobytu tam. Gdy otworzyłam kopertę na której widniała pieczęć Króla Stefana, serce zaczęło mi szybciej bić, bo wkońcu nie wiedziałam co mnie tam czeka, prawda? Popatrzyłam na treść i aż oniemiałam. Było tam napisane, że mam się tam stawić już za dwa dni. A śniadanie będzie o godzinie 8.00 a to był dla mnie duży szok. Jak można jeść poranny posiłek tak wcześnie? Ten harmonogram chyba pisał jakiś sztywniak - pomyślałam z nutą rozbawienia. I jeszcze była tam jedna bardzo ważna wiadomość - Wszystko będzie się działo w ciągu dwóch miesięcy. Jak ja tam wytrzymam, z tyloma wychowanymi księżniczkami, które nigdy nie strzelały z łuku?
Musiałam wyruszyć w drogę już za parę godzin, a dokładniej jutro z samego rana.
Przez pół dnia siedziałam w pokoju myśląc o tym jak tam będzie i co będziemy tam robić. Pod wieczór zabrałam Angusa na małą przejaźdzkę po lesie koło czterech wielkich głazów. Pomyślałam, że może by tak miło będzie odwiedzić starą wiedźmę, która zmieniła moją matkę w wielkiego niedźwiedzia. Chociaż z drugiej strony to była też trochę moja wina. Przecież to ja chciałam, żeby się zmieniła i się to udało.
Powędrowałam w stronę gdzie ostatnio, tak mi się wydawało znajdowała się chatka wiedźmy. Co prawda została z niej tylko połamana deska to napewno czarownica sobie z tym poradziła.
Dotarłam wreszcie do domu staruszki, który wyglądał tak jak wcześniej, nie było po tej kupię śmieci śladu. Podeszłam bliżej i zapukałam do drzwi.
- Wiedźmo!? - powiedziałam trochę głośniej, ale nikt nie odpowiedział.
Gdy tak stałam kilka minut pod jej drzwiami postanowiłam wejść i omało co nie trafiła mnie siekiera, która wylądowała zaczepiając się o drewno koło mojego ucha. Wszystko było tak urządzone jak za pierwszym razem, gdy tu przybyłam, ale nie było nigdzie widać staruszki. Więc wycofałam się i wylądowałam za drzwiami. Właśnie wtedy zorientowałam się, że już jest bardzo późno i szybko pobiegłam do konia, który czekał na mnie przy czterech głazach.
Dotarcie do zamku zajęło mi tylko dziesięć minut nie dłużej i nie krócej. Weszłam do zamku tak by żaden strażnik nie mógł mnie zobaczyć, co się naszczęście udało. Poszłam jak najprędzej do swojego pokoju by się przebrać i zejść na kolację.
Wyszłam z sypialni w biegu, ale niestety wpadłam na Maudie, która akurat niosła ciasteczka za którymi moi trzej bracia szaleją. Przeprosiłam ją szybko i zaczęła znowu biec.
Na moje nieszczęście wpadłam do jadalni z hukiem, co sprawiło, że wszyscy tam obecni o mało nie wypluli jedzenia z buzi, a ja tak stałam na nich patrząc starając się nie wybuchnąć śmiechem, lecz wychodziło mi to nie zbyt dobrze, ale wkońcu się opanowałam. Siadłam naprzeciw mojego ojca, który w tej chwili zajmował się dwoma psami by nie zeżarły mu mięsa. Po krótkiej chwili wpatrywania się w niego zaczęłam jeść.
- Czy cieszysz się z tego, że możesz tam pojechać Merido? - zapytała królowa.
- Tak - odpowiedziałam nie do końca szczerze - A czy mój statek na rano jest już przygotowany do wypłynięcia?
- Tak, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Spakowałś się już? - zapytała Elinor z opanowaniem.
- Już dawno, jeśli to cię pocieszy - zaśmiałam się lekko, by się tak nie martwiła, a było to widać.
Po skończeniu kolacji, wszyscy udali się do swoich komnat, by odpłynąć w krainę snu i wiecznego spokoju.
Ja jeszcze sprawdzałam czy wszystko spakowałam i czy mi nic nie umknęło, co bardzo często mi się zdarzało. Gdy już miałam się położyć, usłyszałam pókanie do drzwi.
- Proszę! - wykrzyczałam, żeby osoba za drzwiami mogła usłyszeć.
Usłyszawszy to weszła do środka. Była to moja matka, która zachowywała się bardzo dziwnie.
- Co się stało? - zapytałam z troską.
- Nic, tylko że nie chce żebyś wyjeżdżała na tak długo - odpowiedziała drżącym głosem.
- Ale, przecież gdy powiedziałam, że "Jadę" skakałaś z radości. Więc o co teraz chodzi?
- O to, że będzie mi cię brakować. Bo przecież kto będzie zawsze nas rozśmieszał?
- Nie zapominaj, że to poczucie humoru mam po tacie - powiedziałam chichocząc.
Następnie moja matka, też zaczęła się śmiać, co doprowadziło do opowiadania żartów. Szczerze mówiąc dosyć kiepsko nam to szło. Po pewnym czasie pożegnałam się z matką życząc jej "Dobrych snów" a ona odwzajemniła mi tym samym.
Na początku gapiłam się w sufit kręcąc się tam i z powrotem, myśląc o jutrzejszym dniu i spotkaniu z innymi dziewczętami. Ale wkońcu zasnęłam odpływając w marzeniach.
Obudziłam się wyspana i pełna energii i chęci do działania. Miałam nadzieję, że w zamku Króla i Królowej będzie coś ciekawego do roboty bo inaczej umrę z nudów.
Wyszłam z komnaty trzymając w dłoni torbę pełną ubrań i innych drobiazgów, które matka wepchnęła na siłę. A ja byłam ubrana w ciemno-zieloną sukienkę z elementami koloru czerwonego. Suknia była dość krótka bo dosięgała mi do kolan. Na głowie miałam jak zwykle pełno rudych loków, których nigdy nie rozczesywałam.
Schodziłam ze schodów, gdy nagle się podknełam i wylądowałam na podłodze. Wszystko mnie bolało po tym małym upadku, ale ból szybko ustał. Naszczęście nie było w pobliżu mojej matki, która by się strasznie przejęła. Wstałam otrzepałam się z brudu, który był na podłodze. Dopiero teraz przypomniałam sobie kiedy ostatnio zamiatano podłogi, chyba z dziewiętnaście lat temu- roześmiałam się po cichu.
Po włożeniu wszystkich rzeczy do torby, które mi niechcący wypadły udałam się do jadalni na śniadanie. Dzisiaj były naleśniki z syropem klonowym, co bardzo mnie ucieszyło, bo od dawna nie jadłam tego. Kiedy skończyłam odeszłam od stołu i powędrowałam na zewnątrz, gdzie czekał na mnie statek. Bo wkońcu nasze Królestwo znajduje się na wyspie i nie ma innego sposobu by inaczej podróżować.
Zanim weszłam na pokład pożegnałam się jeszcze szybko z rodzicami i moimi braćmi. Matka płakała tak jakby miała mnie już nigdy nie zobaczyć, ojciec tylko uśmiechał się do mnie i próbował nie popłakać się ze śmiechu, a moi trzej bracia próbowali wejść na pokład, ale im się to nie udało. A ja machałam do nich dopóki nie znikli mi z pola widzenia.
CZYTASZ
Walczyć
FanfictionMerida to królewna królestwa DunBroch położonego w Szkocji. Jej życie po złamaniu klątwy, którą miało zmienić jej matkę stało się takie jak przedtem, chociaż co nie co się pozmieniało. Aż pewnego dnia dostała wiadomość, która zdziwiła nie tylko jej...