Rozdział XII

18 2 0
                                    

Chyba zaczynam się coraz bardziej przekonywać do mojego tymczasowego gwardzisty, bo jak podsłuchałam na wczorajszej kolacji jakich gwardzistów mają moje kandydatki to miałam wielkie szczęście, co nie przytrafia mi się często. Jak mówiły inne księżniczki to gwardziści są strasznie nakręceni na punkcie zasad, które tu obowiązują. Gdybym ja takiego miała, to chyba by mu głowa eksplodowała i zawisła na jednym z żyrandoli. A jest ich tu mnóstwo.

Obecnie czekam na Ardala przy wodospadzie.

Gdy pokazywał mi drogę do mojego pokoju, której z wiadomych przyczyn nie udało mi się zapamiętać namówiłam go, by stoczył ze mną mały pojedynek na miecze. Nieźle władam bronią białą, bo ojciec mnie szkolił. Oczywiście stałam się od niego lepsza i teraz za każdym razem jest to dla niego wyzwanie, któremu próbuje sprostać. Niestety od jakiegoś czasu nie jest w stanie mnie pokonać.

Matka była temu przeciwko, bo uważała, że przyszła królowa i jako obecna księżniczka nie powinnam się zajmować takimi rzeczami. Głównie dlatego, bo to nie przystoi. A od kiedy ja się niby zastanawiam co przystoi a co nie? Więc, gdy matka wyraziła swoje zdanie na ten temat mój ojciec – król Fergus – wkroczył do akcji i postanowił, że będzie mnie uczył, ale po kryjomu. Jak widać, udało się!

Niestety Ardal nie chciał mi powiedzieć gdzie trzymają broń białą, ponieważ:"I jeszcze weźmiesz kusze czy co tam ci w dłonie wlezie". Kusza to nie moja bajka, ale jeśli byłyby tam jakieś sztylety... W każdym bądź razie nie dowiedziałam się gdzie trzymają miecze, a poza tym powiedział też, że co by było gdyby ktoś zauważył mnie z mieczem w ręku. Myślę, że raczej chodziło mu o swoją posadę niż o mnie, bo on dobrze wie, że jestem zbyt uparta, by ktoś odebrał mi coś co w tej chwili należy do mnie.

Był koniec października, więc pogoda trochę spochmurniała. Bardzo mnie to ucieszyło, ponieważ ja i wiatr to jedność.

Byłam ubrana w sukienkę do kolan, by nie przeszkadzała mi w manewrach. Miała kolor butelkowej zieleni, więc łatwo wtapiała, się w otoczenie, ale nie mogło być tak pięknie. Moje ogniste włosy niestety nie łatwo ukryć w lesie. Są bardzo wyróżniające.

Z nudów zaczełam wymachiwać jakimś długim patykiem, który miał mi służyć w tej chwili za prowizoryczny miecz. Przez ok. 5 minut nie przestawałam wywijać drewnem w tę i wew tę, aż napotkałam niewzruszoną twarz Ardala przed kijem. Nie ukrywam mam szybki refleks.

– Jak ty to robisz? – pytam – Jak możesz tak cicho i niepostrzeżenie się skradać, a chodzeniem dorównujesz ślimakowi?

Udaję że się zastanawiam.

– Może dlatego, bo sobie to ubzdurałaś? – odpowiada.

– Hmm... Faktycznie masz rację.... Że zaraz cię pokonam – mówię i biorę od niego jeden z mieczy, choć bardziej wyglądało to na wyrwanie mu go. Cóż nie spodziewał się tego.

Oddaliłam się od niego na tyle bym mogła szybkim krokiem zbliżyć się do zadania ciosu.

– Mają być to tylko ataki i obrona. Zrozumiano? – zapytał ustawiwszy się w odpowiedniej pozycji.

– Tak, tak wszystko jasne – powiedziałam niecierpliwiąc się – Tylko najwidoczniej nie znasz mnie dobrze, by wiedzieć, że nie stosuje się do zasad – dodałam szeptem nie wiedząc do kogo.

Zaatakowałam pierwsza. Zatrzymał atak. Teraz on napierał na mój miecz, lecz ja się schyliłam odsuwając się na bok. Jego miecz napotkał powietrze. Wiatr wiał coraz bardziej.

Krążyliśmy naprzeciwko siebie nie spuszczając z przeciwnika wzroku. Nagle Ardal zadał cios, który został przeze mnie odparty, ale gdybym tego nie zrobiła to pewnie teraz bym miała długą ranę na udzie. Ponownie go zaatakowałam. Celowałam w twarz. Gdyby mu się nie udało obronić to w porę bym zatrzymała swoje ostrze, by nie oszpecić jego i tak już nie zbyt przystojnej twarzyczce.

WalczyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz