Rozdział IX

30 3 0
                                    

Obudziłam się ok. godziny 6.40 co było dla mnie wielkim wyczynem. Bo wkońcu nie często mi się zdarza bym budziła się przed jedenastą. Takie "uroki" zamku. Tak, więc wstawszy poszłam opłukać twarz zimną wodą. Moich pokojówek jeszcze nie było, więc postanowiłam sama o siebie zadbać w tym czasie. Wzięłam pierwszą lepszą szatę. Narzuciłam ją, a następnie umyłam zęby.

– Wygląda na to, że uwinęłam się w co najmniej piętnaście minut. A moim pokojówką zajęło by to pół godziny – powiedziałam z zadowoleniem - Hmm... Co by tu porobić – zastanawiałam się.

Może tak przyjść na śniadanie bez swojego gwardzisty? Tak! To świetny pomysł. Przynajmniej się trochę zabawie i przy okazji zobaczę jego wściekłą minę.

Wyszczerzyłam się złowieszczo.

Czas start!

Spojrzałam jeszcze szybko na ciemny drewniany zegar wiszący koło okna. Była 7.05 czyli została mi niecała godzina do śniadania. A ja nadal nie mogę uwierzyć, że o takiej wczesnej porze ludzie jedzą poranną ucztę.

Wyszłam pospiesznie z pomieszczenia.
Sunęłam ciężkimi butami, zwanymi pantoflami po cienkim szarym dywanie. Nagle zza zakrętu usłyszałam dwa damskie głosy. Jak najszybciej i najciszej wycofałam się i ukryłam za jednym z krzewów wsadzonym do wielkiej doniczki.

Może jest szansa że mnie nie zauważą.

Kucnęłam, ale niestety moje "stare" kolana postanowiły się w tej chwili odezwać i strzeliły, by wydać moją kryjówkę.

– Głupie nieposłuszne nogi – szepnęłam wściekła. Lecz szybko zamilkłam słysząc czyjeś kroki.

– Alice, słyszałaś to? – zapytała pierwsza.

– Tak – odpowiedziała.

– Jak myślisz, co to było? - zapytała wyraźnie zdenerwowana towarzyszka.

– Pewnie jakiś ptak, który chciał się popisać swoim melodyjnym śpiewem – zażartowała – A tak na serio to... Nie wiem, może ktoś tędy przed chwilą przechodził i coś szturchną. Kto wie? – powiedziała bezprzejęcia Alice – A teraz ruszajmy bo za dwadzieścia minut zaczyna się śniadanie, a musimy jeszcze zanieść talerze na stół.

– Masz rację, to pewnie nic takiego – przyznała towarzyszka Alice i skierowały się w stronę wejścia do kuchni.

Gdy przestałam nasłuchiwać oddalających się kobiet podniosłam się z przysiadu do pozycji pionowej.

– Skoro zostało jakieś dwadzieścia minut to znaczy, że Ardala jeszcze nie przybył na swoje stanowisko, więc muszę być ostrożna, by na niego nie wpaść - powiedziałam do siebie ruszając okrężną drogą do kuchni. Wprawdzie jestem tu dopiero kilka dni, ale już nieco wiem o tym zamku. I za niedługo będę wiedzieć więcej. W sumie to mogę poprosić Ardala, by mnie trochę oprowadził po tym zamczysku. Może pokaże mi jakieś tajemne przejścia? Chociaż wątpię, żeby po tym co zaraz zamierzam zrobić byłby skłonny do pokazania mi niektórych z przejść, jeśli jakie takie w ogóle istnieją.

Już za późno na odwrót, a jeśli będzie się sprzeciwiał moim "rozkazom" to ja już mu załatwię prawdziwe kłopoty. Niż nie przypilnowanie niesfornej królewny.

Byłam już prawie przy jadłodajni, więc postanowiłam się jeszcze zatrzymać, by przyjrzeć się wiszącym obrazom w złotych ramkach. U mnie w domu rzadko można było spotkać tego typu malowidła, ponieważ matka preferowała ręcznie robione makaty*.

Na obrazach były przedstawione ważne osobistości, których oczywiście ja nie znałam. Jakoś nigdy mnie nie ciągnęło do historii, więc co się dziwić?

WalczyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz