Wychodziłam z komnaty ubrana w wygodną i nie zbyt długą suknię, by nie przeszkadzała mi w jeździe konnej. Szłam szybkim marszem wyglądając za okna, by zobaczyć z daleka stojącą stajnie, gdzie miałam spotkać się z Anną.
Mijałam kolejne okna, aż w końcu zdołałam zauważyć drewnianą konstrukcję. Kilka metrów dalej znajdowały się drzwi, z których wychodziła szczupła kobieta w fartuchu. Od razu powiązałam ją z królewską kuchnią.
W DunBroch kuchnia, w której często zdarzało mi się przebywać (zresztą nie tylko mi, bo trojaczkom też) również miała drzwi, prowadzące na zewnątrz od strony lasu. Najwidoczniej zamkowe kuchnie miały to do siebie, że miały drzwi ewakuacyjne.
Zawróciłam i skierowałam się do kuchni, której wczoraj zdążyłam się przyjrzeć wraz z rudowłosą księżniczką. Dojście tam zajęło mi dobre dziesięć minut, a próba wejścia do kuchni niezauważalnie, zmarnowała dwie minuty. Kto, by pomyślał, że wystarczyło wejść tam jakby nigdy nic?
Będąc już na zewnątrz, zgodnie z moimi przypuszczeniami pobiegłam do stajni. Nie zamierzałam marnować już, ani jednej minuty więcej. Czekała tam na mnie księżniczka z Arendelle, która na mój widok uśmiechnęła się półgębkiem.
– Wybacz – rzekłam zdyszana, łapiąc głękokie wdechy – Długo czekałaś?
– Nie... Tylko jakieś osiemnaście minut.
– To sporo.
– Nie przesadzaj – powiedziała i walnęła mnie w ramię – To nic, w porównaniu z kilkuletnim czekaniem na otwarcie bram zamku.
Pogłaskałam białego konia z szarymi łatkami na futrze. Miał on już na sobie siodło, więc na niego wsiadłam i czekałam, jak to samo zrobi moja towarzyszka.
Jechałyśmy obok siebie chłonąc, każdą chwilę spędzoną na łonie natury. Nasze twarze wyrażały pełne szczęście, z tej przejażdżki. Zwolniłyśmy, by wkroczyć do nieskazitelnie, pięknie pachnącego lasu. Ptaki ćwierkały głośno, a daleko za krzewem jeżyn pasła się samica jelenia.
Zeszłyśmy z koni i przywiązałyśmy je do drzewa, a ja z Anną podeszłyśmy do jabłoni, na której znajdowały się soczyste owoce. Wzięłam jedno, wygladające na dobre, a następnie wzięłam kęs. Szybko wyplułam zmieloną i poślinioną cząstkę jabłka. Anna widząc to cicho się zaśmiała i ugryzła swoje jabłko, które wyglądało, tak samo smakowicie jak moje przed jego skosztowaniem. Niestety po sekundzie zrobiła to samo, lecz bardziej nieudolnie, przez co jej ślina wylądowała także na jej brodzie. Wytarła ją szybko dłonią, którą potem wytarła o suknie. Jej twarz przybrała wyraz grymasu, niezadowolenia.
– Jak ci smakowało jabłko? – zapytałam, siadając na trawie.
– Chyba wiesz jak – odpowiedziała i przycupnęła koło mnie – Jak myślisz, kto ma największe szanse na wygraną?
– Nikt.
– Nie rozumiem – popatrzyła się na mnie pytająco, a ja westchnęłam.
– Ten konkurs to bzdura, jak ich mało. Nie widzisz, że jedyne konkurencję, które się tu pojawiają głoszą wielkimi literami: „Pokaż, że będziesz dobrą żoną” lub „Twoim zadaniem jest być grzeczną i posłuszną dziewczynką”.
Pokiwała głową z uznaniem, a w mojej głowie narodził się świetny plan obalenia tych absurdów. Jednym warunkiem ich przekazania było przejście do następnych etapów.
CZYTASZ
Walczyć
Fiksi PenggemarMerida to królewna królestwa DunBroch położonego w Szkocji. Jej życie po złamaniu klątwy, którą miało zmienić jej matkę stało się takie jak przedtem, chociaż co nie co się pozmieniało. Aż pewnego dnia dostała wiadomość, która zdziwiła nie tylko jej...