część 1

1K 54 4
                                    

Sobota, listopadowe popołudnie. Zero rodziny, zero znajomych, po poprostu cisza. Postanowiłam, że trzeba jakoś rozruszać tą tępą, samotna atmosferę i sięgnęłam po swoją gitarę elektryczną. Była to moja pasja. Moje życie. Usadowilam się wygodnie na łóżku i przytrzymałam wygodnie urządzenie, aby spod moich palców mogły rozbrzmiec pierwsze nuty.

Nawet nie usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu, dopiero podczas, gdy grałam cichsze, ostatnie linijki muzyki, do moich uszu dotarły głośne odgłosy z pokoju obok. Nancy przyprowadziła znajomych, ale zamiast rozmawiać o głupotach słyszała, że ktoś zaczyna rozmowę o niej.

- Kto gra na gitarze? - zapytał męski głos, w tym momencie postanowiłam po cichu wyjść ze swojego pokoju i podsłuchać, co dalej mają do powiedzenia na mój temat.

- Nasza przyjaciółka. Znamy się od lat, ale ostatnio kontakt się osłabił, bo woli siedzieć sama i grać. Chcemy zrobić jej niespodziankę, więc cicho bądź! - skarcili go.

Natychmiast weszłam z powrotem do pokoju, jak najciężej tylko umiałam, po czym wzięłam gitarę z powrotem do rąk, jak gdybym ciągle na niej grała. Zaczęłam jakiś inny kawałek, po czym drzwi otworzyły się z hukiem.

- Hej!!! - krzyknęli, radośni. - Ty znowu na tej gitarze popylasz? Chodź z nami, mamy coś dla ciebie.

Steve, Nancy, Dustin, Robin i cała reszta patrzyli na mnie, wyszczerzeni. Był tam jeszcze jeden chłopak, który wyglądał dość niepozornie.

Czemu się tak na mnie patrzy?

- Ojej! Przestarszyliście mnie! - skłamałam i pomijając już chłopaka, ktory się ciągle patrzył, uśmiechnęłam się do nich promiennie.

- Gdzie znów chcecie mnie zaciągnąć? - zapytałam. Nie chciałam nigdzie wychodzić, dom był moim azylem, poza tym tu była moja gitara! Wstałam powoli i w lewej ręce wzięłam swój instrument muzyczny, minęłam ich i zaczęłam schodzić na dół, aby ubrać buty. - Biorę gitarę i koniec kropka - krzyknęłam z partneru i zaczęłam ubierać tenisówki.

Postanowili zaciągnąć mnie nad jezioro - moje ulubione. Gdy byliśmy młodsi wielbiałam tu z nimi przesiadywać.

W ciągu drogi nieznajomy mężczyzna do mnie poszedł.

- Hej - zagadał. - Jestem Eddie. Eddie Munson.

- Miło poznać - odparłam. Nie spojrzałam na niego, co ewidentnie nieco go spłoszyło.

- Wiesz, że też gram na gitarze? - zapytał.

Ożywiłam się.

- Naprawdę? A co grasz?

Wymienił mi pare kawałków.

- Ja podobnie - odparłam.

W końcu dotarliśmy na miejsce.

Max rozłożyła kocyk i wszyscy usiedliśmy. Wzięłam gitarę na kolana i zaczęłam coś brzdękać.

- Steve, zabierz jej tą gitarę - nakazała Nancy. - Nie może ciągle z nią siedzieć.

Harrington wstał i zaczął delikatnie wyrywać mi instrument z rąk, by tylko go nie zniszczyć. Zaczął się ze mną droczyć, tak, że ostatecznie udało mu się wyrwać mi gitarę z uścisku.

- Hej! - krzyknęłam, zła i rozbawiona w jednym momencie.

- Daj mi, Steve - powiedział nowo poznany przeze mnie Eddie. Pozwoliłam mu wziąć do siebie instrument, trochę Się bojąc. Ale ponoć zna się na rzeczy, więc nie powinien nic złego z nim zrobić, prawda?

Tak też było. Byłam zachwycona jego graniem. Chociaż uczyłam się jednej piosenki od dłuższego czasu, on zagrał ją wręcz idealnie, kropka w kropkę.

Dałam mu oklaski, podziwiając jego grę.

- Niezły jesteś - przyznałam.

Kątem oka zauważyłam, jak Steve wraz z Robin zerkają na siebie. Harrington był nieco przygnębiony. Wiedziałam dlaczego, więc zmieniłam temat.

- Może popływamy? - zapytałam. Pogoda była świetna, słońce wręcz paliło moje ramiona i czułam, że jeżeli za chwilę nie wskoczę do wody, to się wręcz ugotuje.

- Ja odpadam - odparła Nancy i siadła na kraciastym kocyku obok Max, która z słuchawkami na uszach nie pojmowała rzeczywistości. Natomiast wszyscy pozostali zaczęli się rozbierać do samej bielizny, nie chcąc skończyć w wodzie ostatnia poszłam za ich przykładem.

Nagle poczułam, że ktoś swoimi zimnymi rękami dotyka moich bioder, a następnie poczułam jak moje nogi odrywając się od podłoża. Nie widziałam kto to, ale w duszy przysięgałam, że zamorduję tą osobę. Widziałam, gdzie mnie prowadzi - do wody.

- Nie wiem kto to, ale obiecuje, że ten ktoś nie ży... - nie dokończyłam bo zostałam wrzucona do jeziora. Gdy wypłynęłam spod lodowatej tafli wody widziałam, że wszyscy się śmieją, a szczególnie Eddie.

- Ty jeden... - zaczęłam przez zęby i rzuciłam się na mężczyznę, powalając go do wody. Wywaliliśmy się razem na mokry piasek w wodzie sięgającej do kolan. Znalazłam się nad nim.

Poczułam się mało komfortowo, więc prędko z niego zeszłam, ale ten przyciągnął mnie z powrotem i uśmiechnął się złowieszczo.

Klepnęłam go w policzek - nie lubiłam, gdy ktoś mnie dotykał, po czym wstałam i wyszłam z wody, wyciskając mokre włosy. Wszyscy patrzyli na sytuację w milczeniu.

Usiadłam na kraciastym kocyku ponownie i już miałam sięgać po gitarę, ale uświadomiłam sobie, że jestem mokra i nie chcę jej zmoczyć. Westchnęłam i położyłam się, oglądając chmury.

Niezręczna atmosfera wyparowała i wszyscy bawili się dalej.

❝miłość do gitary i ciebie❞ eddie, steve ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz