|20|

229 9 4
                                    

Idę już od ośmiu godzin. Za jakieś 500 metrów powinnam dotrzeć do miejsca gdzie miałam się spotkać z bratem i Japonią. Jestem strasznie zmęczona, spragniona a co najgorsze przerażona. Cała drogę rozmyślałam o tym co zrobimy z tym, że większość ludzi już wie. Ludzie obok, których przebiegłam, ci co oglądali walkę gangów a raczej to co ta walką miło być, policja, żołnierze, może nawet FBI, przecież ludzie robili mi zdjęcia.

W pewnym momencie spostrzegłam mała plamę w oddali, przypominająca leśną chatkę. Zaczęłam biec w jej kierunku. Gdy dotarłam już do drzwi zajrzałam szybko przez okno i zobaczyłam tam mojego brata opatrujacemu Japonii rękę. Otworzyłam drzwi.

- hm? - obydwoje spojrzeli na mnie z niepokojem.

Gdy spostrzegli, iż to ja, natychmiast skoczyli na mnie aby mnie przytulić.

- Polonia! - wykszyknął szczęśliwy na mój widok.

- tęskniłam za wami - odpowiedziałam oddając uścisk.

- to było dopiero jakieś pół dnia - odpowiedziała Japonia ze zdziwieniem wtykając się we mnie i delikatnie śmiejąc się na koniec.

- mam jedzenie - odpowiedziałam wychodząc z uścisku, podchodząc do stołu i wysypując zawartość plecaka na mały stolik w pomieszczeniu.

Kilka opakowań kaszy, ryżu oraz parę puszek warzyw jak i mięsa. Brat bardzo się ucieszył, że przyniosłam jedzenie. W końcu od paru dobrych godzin nic nie jedli.

- jak długo będziemy się tu ukrywać? - spytała Japonia, niespokojnej spoglądając na mały stosik zapasów.

Nie odpowiedziałam jej tylko spuściłam głowę w dół. Nie znałam odpowiedzi. Nie miałam pojęcia co robić dalej.

Chwila, chwila. Mam przecież moją książkę. Może jakimś cudem dalszy ciąg opowie mi o tym co robić? Nie zaszkodzi spróbować ale jak na razie lepiej się przespać. Ta cała ucieczka przyniosła nam ogromną dawkę adrenaliny a za parę godzin świt.

Podeszłam na chwilę do kanapy. Podniosłam jej siedzenie a pod nim były dwa koce, dwie kołdry oraz dwie poduszki.

- ktoś z was chce śpiwór czy koce wystarczą? -  spytałam dalej trzymając siedzisko od kanapy w dłoniach oraz spoglądając na pościel.

- znaczy ja mam ten śpiwór i on mi raczej starczy - powiedział mój brat wskazując na małe poddasze na którym zawsze był rozłożony mały materac.

Uśmiechnęłam się do brata. Wyjęliśmy koce, poduszki i kołdry a po rozłożeniu ich na kanapie oraz podłodze udaliśmy się spać.

Trudno spać o takiej godzinę i tak bardzo się stresując. Jednak dałam radę.

Po kilku godzinach obudził mnie śpiew ptaków. Ewidentnie wstałam jako pierwsza. Postanowiłam nie budzić batata czy koleżanki i przeszłam się na spacer.

Dawno tu nie byłam. No może nie dawno ale na pewno brakowało mi tego miejsca. Piękne drzewa z szerokimi bordowymi pniami, liście dające złocisty półcień, krzewy oraz trawy wszędzie gdzie się nie spojrzy, najrozmaitsze rodzaje ptaków.

Spojrzałam nostalgicznie na chatkę. Mała drewniana chatka pomalowana na zielono aby lepiej wtapiać się w tło. Cudowny widok.

Wzięłam wiadro stojące nieopodal domu mające służyć jako zbiornik wody deszczowej i ruszyłam w stronę źródełka.

Nigdzie nie było żadnej dróżki, w końcu to zakazany i opuszczony las a bardziej rezerwat przyrody. Na szczęście nie daleko było źródełko. Zapach cudownych roślin oraz rosy uspokajał mnie jak zostawiałam krok po kroku.

,,Przetrwać w mieście"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz