Rozdział 2

525 46 8
                                    

•Ashton•

Od zawsze wiedziałem, że można na niego liczyć. Nie lubiłem wykorzystywać innych, ale ta sytuacja tego wymagała. Michael był jedyną osobą, która nie zadawała niepotrzebnych pytań. Miał dosć wygodną kanapę i miękki koc. To była dobra decyzja, aby tu zostać.

– Masz – usłyszałem nad sobą głos przyjaciela i spojrzałem do góry. Stał przede mną z dwoma czerwonymi kubkami w dłoni. – To kawa.

– Dzięki – powiedziałem, gdy podał mi jeden.

Objąłem kubek obiema dłońmi i zapatrzyłem się w parę, wydostającą się z naczynia. Kawa pachniała cudownie i już po chwili dowiedziałem się także, że smakowała równie pysznie. Była posłodzona idealnie – ani za dużo, ani za mało.

– Więc co zamierzasz teraz zrobić? – Zielonowłosy zadał to pytanie, które nie bardzo chciałem usłyszeć. Westchnąłem cicho, a on usiadł obok mnie na kanapie, odsuwając na bok koc.

– Najpierw muszę kogoś odnaleźć – wyznałem.

Dziewczyna z wczoraj wciąż siedziała w mojej głowie. Nie potrafiłem wyrzucić jej z myśli. Ani jej osoby ogólnie, ani widoku jej spódniczki, podjeżdżającej lekko do góry. Jej brązowe tęczówki także wyryły się w mojej pamięci.

– Kogo? – Już pożałowałem, że wcześniej go pochwaliłem.

– To jakiś dzień niewygodnych pytań? – zakpiłem, a on jedynie zaśmiał się i powrócił do picia swojej kawy. – Dziewczynę. Muszę znaleźć dziewczynę – dodałem po chwili milczenia.

– Ale... Jesteś aż tak zdesperowany? – Spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem.

– Nie, matole. Spotkałem ją wczoraj. Jest... niezwykła. – Rozmarzyłem się.

Wyobraziłem sobie, jakby to było być z nią teraz.  Siedziałaby obok, a ja obejmowałbym ją ramieniem. Jej głowa byłaby oparta o moją pierś, a ja delikatnie przeczesywałbym palcami jej miękkie włosy.

– Ej! – Poczułem mocne uderzenie w ramię. Nie, ona przecież nie zrobiłaby czegoś takiego. – Ashton, do cholery, nie słuchasz mnie.

– C–co? – Spojrzałem zaskoczony na Michaela.

– Gdzie byłeś? Myślami, oczywiście. – Spojrzał na mnie przenikliwie. – Niech zgadnę, pewnie ręką w majtkach tej biednej dziewczyny? – zakpił.

– Spierdalaj – fuknąłem obrażony. – Więc uważasz, że jestem taką świnią?


– A nie jesteś? – Udawał zdziwienie, naśmiewając się ze mnie. – Oj, daj spokój, nie obrażaj się. 

Zaśmiałem się pod nosem i wyszedłem z pomieszczenia, zabierając torbę z moimi rzeczami. Musiałem wziąć prysznic i się odświeżyć. Odkręciłem ciepłą wodę i powoli się rozbierałem. Moje myśli były zajęte obmyślaniem planu, jak się zbliżyć do dziewczyny, która w tak krótkim czasie sprawiła, że moja uwaga była kupiona na niej nawet wtedy, gdy nie było jej w pobliżu.


Byłem również ciekawy, ja zaaferowałem ją tak samo bardzo jak ona mnie. Wziąłem szybki prysznic i owinąłem się miękkim ręcznikiem. Umyłem zęby, a potem ubrałem się w czyste rzeczy.  


•Abby•

Był piątek, a dzień zapowiadał się naprawdę pięknie. Aż szkoda było spędzić go w księgarni. Jednak praca do czegoś zobowiązywała, a opuścić dzień bez konkretnego powodu, to nie było w moim stylu. Cofnęłam się od okna, aby syn sąsiadów nie pomyślał sobie zbyt wiele, na przykład, że obserwuję go, gdy kosi trawnik.

Avalanche  • A.I.Where stories live. Discover now