Rozdział 8

264 29 6
                                    

•Ashton•

Zwykle miałem głęboki sen, z którego nie było mnie łatwo wybudzić, lecz nowe miejsce i ten... chłopak o innej orientacji – nie chciałem używać słowa gej, poświęcałem się dla Abby – sprawiały, że mimowolnie byłem czujny. Dlatego rano, gdy dziewczyna zbierała się do pracy, obudziłem się i dałem jej soczystego buziaka na dobry początek dnia i powróciłem do wcześniejszej czynności – spania.

Niestety nie dane mi było długo tego ciągnąć. Miałem wrażenie, że minęło zaledwie kilkanaście minut, gdy Luke z hukiem wpadł do pokoju, który zajmowałem, chociaż w rzeczywistości minęły trzy godziny.

– Zrobiłem śniadanie!

Luke uśmiechał się szeroko, stojąc przy moim łóżku z tacą w rękach.

– A myślałem, że lenistwo zwycięża – odburknąłem, na co zaśmiał się tym swoim irytującym, piskliwym śmiechem.

– Powiedzmy, że dzisiaj miałem dobrą motywację. – Wyszczerzył do mnie zęby, na co przerażony przewróciłem się na drugi bok, tyłem do niego. Ku mojemu nieszczęściu – wcale go to nie zraziło!

– Chcę spać – powiedziałem dobitnie.

– No weź, nie bądź taki! – jęknął. – Specjalnie dla ciebie zrobiłem naleśniki! Kto nie lubi naleśników? – gadał jak najęty.

– Ale ja chcę spać – powtórzyłem. – Mam przeliterować?

– Ale... ale później będą zimne – powiedział już nieco ciszej.

– To mi je podgrzejesz – uciąłem dyskusję.

– No co on najlepszego robi!? Kretyn! Kretyn jakich mało! – krzyczał Hemmings, gestykulując żywo i podskakując na kanapie za każdym razem, gdy drużyna przeciwników zdobywała punkty. – Ale tyłek ma niezły – dodał po chwili, na co automatycznie odsunąłem się jeszcze dalej od niego. – No co?

– Jajco – mruknąłem.

Sięgnąłem ręką do paczki chipsów, ale natrafiłem na dłoń blondyna. Jego delikatna, wypielęgnowana dłoń otarła się o moją nieco szorstką – czy każdy gej ma takie delikatne rączki? Odruchowo cofnąłem rękę, co chłopak skomentował jedynie śmiechem.

– Z całym szacunkiem, Ashton, ale tak na poważnie... nie bardzo chcę odbijać chłopaka mojej przyjaciółce – powiedział, ale zignorowałem jego wypowiedź, wlepiając wzrok w ekran plazmy, na którym właśnie rozgrywał się mecz koszykówki.

Kolesie w pomarańczowych i zielonych strojach biegali po boisku, podając i zabierając sobie nawzajem piłkę, aby trafić do kosza i zdobyć jak najwięcej punktów. Zazwyczaj nie oglądałem sportu – kiedy jeszcze miałem własne mieszkanie, spędzałem w nim mało czasu, służyło mi raczej za sypialnię – ale nie bardzo miałem co robić, a Luke okazał się zatwardziałym fanem koszykówki, siatkówki, footballu i nie wiadomo czego jeszcze, więc koniec końców nie miałem innego wyjścia, jak oglądać to z nim. W końcu mając do wyboru nudę i mniejszą nudę, wszyscy wybierają drugą opcję. Abby pracowała, a ja nie chciałem jej przeszkadzać, rozpraszając swoją obecnością. Michael załatwiał jakieś swoje sprawy za miastem i wspominał coś o kupnie nowej lodówki. Na Clover nie miałem co liczyć. Ale nie ma się co oszukiwać – u Hemmingsa były luksusy, z jakich nie często zdarza mi się korzystać. Nie mogłem więc pozwolić przejść okazji przed nosem.

– Nic nie powiesz?

Uparcie milczałem. Kim on dla mnie był, abym rozmawiał z nim o Abby?

– Przyjaźnimy się, ale to wiesz. Mówi mi o wszystkim. A raczej mówiła, bo odkąd się poznaliście, ciągle ma jakieś sekrety i nie ma już dla mnie czasu. Nie chciała mi nawet opowiedzieć w jakich okolicznościach cię spotkała – mówił rozgoryczony.

Avalanche  • A.I.Where stories live. Discover now