Szpital, ojciec, co jeszcze? rozdział 8

1.2K 26 8
                                    

Obudziło mi dosyć głośne pikanie. Chciałam otworzyć oczy ale jasność światła zaatakowała mnie. Ledwo podniosłam rękę i przyłożyłam ją do głowy. Ból głowy był nie do zniesienia. Zmusiłam siebie do otwarcia oczu. Leżałam na szpitalnym łóżku, przykryta białą pościelą. Zobaczyłam że na krześle obok siedzi Michael, miał oparte ręce o łóżko, a głowę położoną na rękach.

-Śpisz?- zapytałam cicho lekko szturchając go

Jak poparzony podniósł głowę, uśmiechnął się.

-Nic ci nie jest- powiedział uradowany- straciłaś naprawdę dużo krwi, martwiłem się o ciebie

-Czuję potrzebę zemszczenia się na Ivanie- myślałam głośno

-Ja też- stwierdził blondyn

-Kiedy mogę wyjść ze szpitala?- zapytałam czując mocniejszy ból głowy

-Doktor coś mówił że dzisiaj albo jutro zależy od tego jak się czujesz- odpowiedział wstając z krzesła

Do sali wszedł doktor, miał z 30 lat na karku. Podszedł do nas i spojrzał na coś w papierach które miał w ręce. Spojrzał na mnie.

-Jak się czujesz?- zapytał patrząc na mnie

-Jest dobrze jedynie głowa boli- zapisał coś na kartce

Wyciągnął małe opakowanie z szafki i podał mi tabletkę. Dostałam szklankę wody. Połknęłam tabletkę.

-Myślę że dzisiaj już wyjdziesz jeszcze zrobię podstawowe badanie- powiedział

Zmierzył mi ciśnienie i takie tam. Michael grzecznie siedział i patrzył dziwnym wzrokiem na lekarza. Za bardzo nie wiedziałam o co mu chodzi ale ok.

-Wszystko jest w normie dostaniesz kule i jakoś dasz radę- puścił mi oczko- Może jak wyzdrowiejesz to dasz się zaprosić na kawę?

Chciałam odpowiedzieć, lecz blondyn mi przerwał.

-Nancy nie będzie miała czasu jak wyzdrowieje wsumie dla pana nigdy nie będzie miała czasu- powiedział i skierował się do mojego łóżka- wychodzimy

Posłałam przepraszające spojrzenie lekarzowi, podał mi kule. Udało mi się na nich utrzymać. Skierowałam się do wyjścia, pożegnałam się z lekarzem. Michael szedł obok mnie. Podeszliśmy do windy

-Byłeś nie miły dla tego faceta- wypaliłam wchodząc do windy

-Coś mi w nim nie pasowało, poza tym on jest stary, a ty młoda- wzruszył ramionami

-A ty nie jesteś stary?- zapytałam na co on popatrzył na mnie i zmrużył oczy

-Nie, ja jestem młody- bruknął

Zaśmiałam się. Winda zatrzymała się na parterze, wyszliśmy i skierowaliśmy się do wyjścia. Wsiedliśmy do auta które Michael zdarzył podmienić z motorem. Pomógł mi wsiąść. Odjechaliśmy z pod szpitala. Dopiero teraz się przyjrzałam że na kolanie mam gips, a na nim mam napisany numer telefonu. Cicho się zaśmiałam. Michael spojrzał na mnie a później na gips. Zmarszczył brwi. Wyglądał na obrażonego.

-Jak będzie lepiej z twoją nogą zabiorę ciebie na kolację do najdroższej restauracji- powiedział zapatrzony przed siebie- Tego doktorka nie będzie stać na tą restauracje

Zaśmiałam się i pokręciłam głową. Nagle przypomniała mi się jedną rzecz. Mój ojciec.

- Jedz szybko do mojego domu- spojrzał na mnie nie wiedząc o co chodzi- Teraz.

Po chwili znaleźliśmy się pod moim dawnym domem. Wysiadłam z auta i starałam się szybko wejść na podwórko. Ochrona leżała nie żywa na ziemi. Weszłam do domu a Michael za mną. Nie patrzyłam na to czy ktoś nas śledzi czy nie. Musiałam znaleźć ojca. Poszłam do jego gabinetu. Otworzyłam drzwi. Leżał na krześle z dziurą w klatce piersiowej. Rozryczałam się od razu. Płakałam tak mocno że w pewnej chwili nie miałam już czym płakać. Cała się trzęsłam, Michael mnie przytulił.

-Spokojnie, będzie dobrze- próbował mnie uspokoić

Wyrwałam się z jego uścisku. Wyszłam z domu wchodząc na podwórko za domem.

-Carmel!- krzyczałam na cały głos

Z krzaków wyskoczył przerażony pies. Ucieszyłam się że nic mu się nie stało. Podbiegł do mnie, pogłaskałam go.

-Nie wiesz jak się cieszę że żyjesz- powiedziałam ze łzami w oczach

Michael podszedł do nas, Carmel obwąchał blondyna.

-Powiedz że możemy wsiąść psa do ciebie- spojrzałam na Michaela błagalnym wzrokiem

-Jasne mi to problemu nie robi- pogłaskał psa

-Ja wezmę psa i zaprowadzę go do auta a ty weź jego rzeczy, dobra?- kiwnął głową- Idziemy Carmel

Pies szedł za mną krok w krok. Dotarliśmy do auta, otworzyłam tylne drzwi. Pies wskoczył na siedzenia i od razu się położył. Wsiadłam na miejsce z przodu. Po chwili przyszedł Michael z zabawkami i miskami psa. Zapakował to do bagażnika i wsiadł na miejsce kierowcy. Odjechaliśmy z pod domu. Ciągle myślałam o tym widoku co zobaczyłam w gabinecie ojca. Kochałam go mimo tego że ostatnio miał mnie w dupie. Strasznie to bolało, gdy wiedziałam że już nigdy nie zobaczę ojca. 

Po jakimś czasie znaleźliśmy się pod domem blondyna. Wjechał autem do garażu. Wysiadłam i wypuściłam psa z auta. Wybiegł na podwórko i biegał jak by oszalał. Nagle przed nim pojawiła się Angela. Patrzył na nią jak na obraz. Podszedł do niej spokojnie. Obwąchali się i zaczęli się bawić. Uśmiechnęłam się. Michael wyciągnął rzeczy Carmela. Rzucił na trawę zabawki a pieski wzięły po jednej i bawili się nimi. Miski zaniósł do kojca i napełnił je. Poszłam do domu blondyna. Położyłam się na kanapie. Michael także wszedł do domu.

-No podsuń się trochę- chciał zająć miejsce na kanapie

-No nie wiem wygodnie mi tutaj- uśmiechnęłam się

Chłopak zmrużył oczy. Zaśmiałam się i trochę podsunęłam. Usiadł na kanapie. Włączył netflixa i jakiś film. Nie miałam nic lepszego do roboty więc oglądałam z nim. W pewnym momencie zasnęłam. Zmęczenie po płaczu wygrało.

Czułam jak by ktoś mnie niósł.

I położył gdzieś.

A może tylko mi się wydawało?

''''

Przepraszam że rozdział taki krótki. Po prostu nie miałam pomysłów. Następny rozdział postaram się zrobić dłuższy.

Miłego dnia/nocy <333

Lord of HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz