10.

220 21 18
                                    

Myślę, że był to najszybszy bieg w całym moim życiu. Chociaż nie wiedziałam, co się dzieje, byłam tak naprawdę trochę wobec tego obojetna. Biegłam, bo inni biegli. Czułam jak wali mi serce, a w uszach rytmicznie pulsowała mi krew. Byłam jedną z osób, które zostały z tyłu i mimo wszystko lekko obawiałam się, że w końcu jeden z tych nietoperzy wtopi się zębami w moja skórę.

A może to jednak są jakieś efekty filmowe? A ci idioci wzięli mnie do filmu i zarobię na tym krocie?

Z tą myślą przyspieszyłam, znajdując się prawie na przodzie.

Zatrzymałam się nagle w miejscu, zostając z tyłu. Reszta zaczęła do mnie coś krzyczeć, ale ja chciałam przyjrzeć się bliżej dziwnym stworzeniom.

Musieli mieć perfekcyjnego scenizatora, który to zrobił. Byłam pod wrażeniem.

Nagrywanie filmu musi być ciekawe, gdy jeden z bohaterów tak naprawdę "improwizuje". Postanowiłam dodać trochę pikanterii.

Nagle nietoperze zatoczyły głęboki łuk, zawracając. Po prostu jak gdyby nigdy nic odleciały skąd nadleciały.

Wyciągnęłam w ich stronę dłoń, wykrzywiając głowę lekko w bok.

Wiem, jestem idealnym improwizatorem jeśli chodzi o scenariusze, których nie znałam.

Wszyscy już stali za moimi plecami, gdy się odwróciłam w ich stronę. Spojrzeli na siebie z wytrzeszczonymi oczyma i zaczęli coś do siebie szeptać.

- Niezła jestem, nie? - podsumowałam.

- O kurwa, ona też... - niedowierzała Robin.

Ja też? Więc ktoś inny taki był w scenariuszu? Cholera jasna.

- Niezły macie ten film, tylko dlaczego ja o niczym nie wiedziałam? Moja mama zgłosiła jakoś anonimowo moje uczestnictwo? - zapytałam i uśmiechnęłam się do nich. Skoro zaciągnęli mnie już do jakieś głupiej gry, to powinnam przynajmniej widzieć, o co chodzi.

Nagle zaczęło mi być niedobrze i pozostałe słowa, które krzyczeli do mnie moi nowi "przyjaciele" były dość niezrozumiale, tak jakby mówili je przez mgłę. Zamknęłam oczy, aby przestało mnie mdlić, a gdy je otworzyłam, znalazłam się w zupełnie innym miejscu.

- Halo? - krzyknęłam, lecz odpowiedziała mi tylko głucha cisza.

Znalazłam się w ciemnym pomieszczeniu. Cholera, tak szybko zmienili scenerię? Nieźli są.

Chyba, że zemdlałam i to są moje wyobrażenia. Kto tam wie.

Kilka metrów dalej stała ławka szkolna. Taka sama, przy jakiej siedziałam w szkole. Cała pomazana, z dziurami, które robiłam ze stresu.

- Hej - usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się, przestraszona.

To był chłopak, który mnie prześladował. Od zawsze wyglądał niepozornie - przystojny, dobre stopnie - kto mógłby się spodziewać, że dręczył w szkole taką uczennicę?

- Czego chcesz? - warknęłam, chociaż wiedziałam, że to jedynie moja wyobraźnia.

Patrząc w jego błękitne oczy, następnie przechodząc do dłoni, które wygiął wprost przed siebie, strzykając kostkami, dostałam deja vu. Tak samo robił to, zanim mnie zmolestował. Cofnęłam się o krok i zadrżałam.

- Zostaw mnie.

Mój oddech ze stresu stał się płytki i dużo bardziej przyspieszony. Nie chciałam znów tego przeżywać. Nie po to pół roku spędziłam w domu walcząc ze swoimi traumami, aby teraz znów się to działo.

Cofnęłam się jeszcze o krok, aż trafiłam na ławkę. Nie miałam innej drogi ucieczki bo i tak widziałam, że prędzej czy później ta cholerna istota znów mnie złapie i zacznie wyrabiać te wszystkie obrzydliwe rzeczy, które tylko chciałam wyrzucić ze swojej głowy.

- Zostaw mnie - powtórzyłam, a po moim zaczerwienionym policzku zaczęła spływać słona łza. "to tylko twoja wyobraźnia" zaczęłam powtarzać, by przestac się bać tej całej wymyślonej przeze mnie sceneri.

Następnie z chłopakiem zaczęło dziać się coś dziwnego. Jego twarz zaczęła... pulsować, a jego ciało... wyginać się, tworząc dziwną istotę.

O kurwa. Co ja mam za szeroką wyobraźnię?

Nieznajomy mruknął dziwnie i spojrzał na mnie.

Nie miał nosa. Ale lamus.

Zaczął iść w moim kierunku, a ponieważ mój oprawca zniknął, a to była jedynie moja wyobraźnia, nie musiałam się niczego bać.

- Co ja stworzyłam? - powiedziałam do siebie. Istota zaśmiała się.

- Ja zaraz coś stworzę. Czy zechcesz dołączyć do mojej armii?

- Armii czego? Pojebańców bez nosa? - zaśmiałam się.

Nagle do mojej głowy zaczęły przedostawać się... Jakieś tłumione głosy, jakby ktoś krzyczał do mnie z drugiego osiedla.

Zdążyłam wyłapać głos Eddiego, który kazał mi się obudzić.

Ale z czego wybudzić? Z mojego omdlenia? Bardzo chętnie. Jak ta ostatnia idiotka w najgorszej i najstraszniejszej zapewnie chwili mojego życia zamknęłam oczy ,łudząc się, że magicznie się obudzę.

Kurwa. Nie wyszło.

Zapewne musiało wyglądać to dosyć śmieszne, gdy zupełnie randomowa dziewczyna stoi przed tobą i mruga, jednak tej "mitycznej" istocie zupełnie to nie przeszkodziło, bo dalej stała i zapewne czekała na ostateczna odpowiedź.

- No dobra - zaryzykowałam. - Czemu nie.

Beznosy podszedł do mnie. Trwało to strasznie długo, jakby całą wieczność. W końcu znalazł się przede mną. Był wysoki.

"Nie ufaj mu!" Przedostał się do mojej głowy krzyk. Niby czemu? Nie mam ufać własnemu umysłowi? Podziękuję innej opcji.

- Dziękuję za dobrowolność - przemówił swoim dziwnym głosem, a następnie podniósł rękę nad moją głowę.

- Ale na chuj tak dziwnie skrzywiasz tą palczastą dłoń? - zapytałam, a po chwili poczułam ogromny ból w całym ciele. Krzyknęłam.

Usłyszałam swoje imię. To był głos Eddiego. Krzyczał i kazał mi wstać, ale nie byłam w stanie nic zrobić.

A potem wypowiedział słowa "kocham cię, nie zostawiaj mnie".

- A więc... To jednak nie efekty filmowe? A może zwykła migrena? - wydusiłam sama do siebie.

A następnie nastała już sama ciemno-

❝opadamy na dno❞ eddie ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz