𝐥𝐨𝐯𝐞 𝐢𝐧 𝐌𝐨𝐬𝐜𝐨𝐰 - junhao

298 16 12
                                    


ship: junhao (Jun x The8)
zespół: Seventeen
rodzaj: luźno inspirowane "Moscow Moscow" od ONF bo to złoto a nie piosenka
ilość słów: 5319
data publikacji: 29 lipca 2022

Najlepsze, najcenniejsze znajomości często powstają nagle, w najmniej spodziewanym momencie, nierzadko również w przysłowiowej biedzie. Tak naprawdę nigdy nie wiesz, kiedy spotkasz przyjaciela na lata bądź miłość swojego życia - w papierniczym na rogu podczas kupowania kolejnego długopisu w tym tygodniu, bo wszystkie poprzednie zniknęły w niewyjaśnionych okolicznościach, bądź w zatłoczonym autobusie, ze złamanym sercem wracając z ostatniej randki z kimś, dla kogo byliście gotów poświęcić wszystko... Kto wie? Podobno nie ma rzeczy niemożliwych, chociaż nie podchodziłabym do tego zbyt poważnie.

Na osobę, która nieźle namiesza ci w głowie, można również wpaść na lotnisku oddalonym o ponad siedem tysięcy kilometrów od twojego rodzinnego miasta, w zupełnie innym kraju, na całkiem innym kontynencie. Taka historia przydarzyła się Junhuiowi, aspirującemu dziennikarzowi, któremu jak na razie dostawały się same czarne roboty - o ile można tak nazwać darmową podróż do jednej z najpopularniejszych stolic w Europie. Miał tam przeprowadzić wywiad z autorem chińskiego pochodzenia aktualnie mieszkającym w Moskwie, którego książki zaczęły zdobywać ostatnio coraz większą popularność.

Szczerze mówiąc, Wen nie rozumiał, dlaczego nie mógł po prostu przeprowadzić z nim wideorozmowy - nie dość, że taniej, to szybciej i wygodniej dla obu stron. Niestety, z pisarza okazał się być większy gwiazdor niż się tego spodziewano i zażyczył sobie rozmowy na żywo. Oczywiście sam nawet nie myślał o wyjeździe do Chin, dlatego oddano tę robotę w ręce najmłodszego pracownika, który miał niewiele do powiedzenia.

- Pieprzony celebryta - mruknął pod nosem ciemnowłosy, ciągnąc za sobą niewielką walizkę. Zrobił głęboki wdech, będąc pod wrażeniem, jak tutejsze powietrze różni się od tego mu znanego. Nigdy wcześniej nie był poza Azją - ba, w ogóle nigdy nie był za granicą - więc wszystko wydawało mu się takie dziwne, nietypowe.

Ludzie tutaj też byli inni. Spotkanie obcokrajowca w jego okolicy nie było łatwą sprawą, nie wspominając nawet o kimś z jasnymi włosami - tacy turyści byli prawdziwą atrakcją. Tymczasem to on czuł się jak jakiś obiekt turystyczny; już zdążył przyłapać kilka ciekawskich spojrzeń.

Co, nigdy wcześniej Azjaty nie widzieli? - przewrócił oczami, idąc przed siebie. Później przypomniał sobie, jak sam wielokrotnie aż oglądał się za jakimiś blondynkami i wszystko stało się jasne. Karma wróciła.

Nagle, jak spod ziemi, pojawiła się przed nim dziewczyna w nieokreślonym wieku - mogła mieć dwadzieścia-kilka lat, ale równie dobrze mogła być dopiero nastolatką. Była ubrana na modłę k-popowych idolek i nasz biedny bohater już wiedział, co się święci.

- Annyeong - przywitała się uroczo, a jej szeroki uśmiech Junhui w myślach porównał do tego towarzyszącego kotu z Cheshire; był równie przerażający. Brunetka potem coś jeszcze dopowiedziała, ale Wen jej nie zrozumiał - nie mógł, w końcu nie znał koreańskiego. Ona prawdopodobnie też go nie znała, a przynajmniej takie wnioski wyciągnął po usłyszeniu jej dziwnej wymowy. Może nie był specem, ale kilka k-dram obejrzał i ten język na pewno tak nie brzmiał.

- Nie jestem Koreańczykiem - odpowiedział chłodnym tonem po angielsku, próbując zgrabnie wyminąć dziewczynę. Marne były jego nadzieje, młoda nie ustępowała. Gdzie te czasy, gdy wszystkich Azjatów brano za Chińczyków?

- Zostaniesz moim oppą? - tym razem nie siliła się na ułożenie zdania po koreańsku, również przerzucając się na angielski. Koreańczyk czy nie, coś podobnego do idola w sobie miał.

ᴏɴᴇsʜᴏᴛʏ  ─ k-popOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz