Rozdział 1

463 22 8
                                    

-Dan! Jesteś?! Miałeś wziąć tego grata z podjazdu, nie mam jak wjechać do cholery!
Jak zwykle, odpowiada mi cisza, bo ten pajac musi coś robić na górze. Albo jest w telewizyjnym lub w swoim pokoju. Jego stała miejscówka. Skierowałam wzrok na drzwi od jego pokoju, gdzie dostrzegłam światło. Postanowiłam zrobić mu kolejną pogadankę o parkowaniu auta pod bramą, choć i tak pewnie nic sobie z tego do serca nie weźmie.
-Mam do ciebie krzyczeć głośniej? Weź zaparkuj to auto gdzie indziej. -powiedziałam wchodząc przez próg jego pokoju, a raczej chlewu. Wszędzie porozrzucane butelki po piwach, opakowania po pizzy, stare majtki na podłodze.. Fee. Jedna wielka tragedia.
-Czemu tu jest taki syf? Skierowałam wzrok na Dana znajdującego się na łóżku rozwalonym we wszystkie strony. Chłopak leżał w samych bokserkach z potarganymi włosami. Jeszcze takiego go nie widziałam. Nawet nie zjawił się w szkole, co do niego mało podobne.
-Ally -burknął wściekły, a niebieskie oczy były cholernie smutne.
-Co się stało? -spytałam najdelikatniej jak tylko mogłam. Wiem, że związek mojego brata był mocno po przejściach, ale przyznam się, że w takim stanie nie widziałam go nigdy. Był zmęczony, oczy miał podkrążone, policzki czerwone, a twarz, która praktycznie aż za bardzo była pogrążona w uśmiechu w dni codzienne, dzisiaj miała wyrazisty smutek. Było mi go żal. Ale jeszcze nie wiem z jakiego powodu. Chyba musi być duży.
-Pokłóciliśmy się. Ostro się pokłóciliśmy. Jeszcze nigdy nie byłem aż tak wściekły. Po raz kolejny przespała się ze Smith'em. Rozumiesz? Wybaczyłem jej ten jeden raz, ale za drugim już nie będę taki. - powiedział chowając twarz w dłoniach.
Było mi go szkoda, bo bardzo kochał Ally. Byli razem 3 lata, a to nie mały okres czasu. Z resztą wychowywał się z nią, byli razem od małego. Nigdy nie widziałam takiej pary. Dan był z nią bardzo zżyty dlatego wybaczył jej zdradę. Chyba niestety nadaremnie skoro odważyła się to zrobić po raz drugi. Nie była go warta.
-Cholernie mi przykro, braciszku. Skoro nie wzięła sobie pierwszych słów do serca to może powinno dać Ci to do myślenia? Smith to zwykła świnia, którą nie warto się przejmować. Jeszcze skoro Ally była na tyle głupia aby wskoczyć Callumowi do łóżka, a sama wiedziała, że on się w związki nie bawi. Wręcz przeciwnie. -spojrzał na mnie spode łba.
-Może i masz rację, ale to nie tak miało wyglądać. Miałem wobec niej poważne plany. A do tego, te cholerne ciateczka krówkowe! One były takie dobre. - powiedział niby dalej załamany, ale i tak miał choć trochę humoru. Łatwo było go rozchmurzyć. Parsknęłam niekontrolowanym śmiechem przez ostatnie słowa chłopaka, ale trzeba Ally przyznać, gotowała świetnie. To też m.in.mój brat bardzo kochał. On uwielbia gotujące kobiety.
-To dlatego nie ruszyłeś dupy w stronę szkoły, ta? Leń pieprzony.
-Nie ruszyłem jej, dlatego że postanowiłem ochłonąć. Jakbym zobaczył Smith'a w szkole, rozwaliłbym mu łeb, a widok Ally by mnie denerwował do granic czerwoności.
-Ale jutro zamierzasz się pojawić? Nie zamierzam dalej słuchać sama pogadanek w szkole o wyścigu. Każdy się tym jara, a są dopiero za dwa tygodnie. - przewróciłam oczami.
-Nie wiesz czy Callum startuje? -spytał głupio mój brat.
- Oczywiście, że startuje. Głupie pytanie. Już dzisiaj się szczycił wygraną.- nastąpił we mnie wybuch niekontrolowanej złości. Nienawidziłam Calluma Smith'a.
-Wiesz, że jego ojciec ma wtyki? Chyba nie wygramy tym razem.
Wzdrygnęłam się na słowa mojego brata. Nie dam wygranej, co to, to nie.
-Przypominam, że Roger też ma. - upomniałam.
-Przypominam, że Roger nie lubi nieczystej gry. Zawsze wpajał mi, że wygram tylko poprzez sprawiedliwość i tego się trzymam. Wygrana przez wtyki to nie wygrana.
Wkurzało mnie to, bo Dan zawsze musiał mieć cholerną rację. Rozumiałam go, tak samo jak i Roger'a. Szanowałam ich za to, że potrafią mieć taki dystans do sytuacji. Ja już dawno wybuchłabym złością na zachowanie Smith'a.
-Może i nie, ale jak wygra to i tak będziemy się cholernie źle czuć. Nie dam, by chodził przez to z podniesioną głową.
-Jesteś strasznie zawzięta, Lu. Ale to dobrze, bo możesz go rozwalić na torze. Masz bardzo dobrą taktykę, tylko ćwicz. Wtedy to już nawet wtyki mu nie pomogą. -uśmiechnął się lekko na swoją wypowiedź.
-Powiedz mi coś czego nie wiem, przygłupie. -Zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie z kwaśną miną. Nim się obejrzałam za siebie, dostałam poduszką w twarz. Tak się bawił? O niee.. Tak być nie będzie! W jednej chwili ruszyła wojna na poduszki między mną, a moim bratem a w pokoju panował większy bałagan niż był. Z tego co słyszałam to rozbił się nawet jakiś wazon, ale szczerze, miałam to w nosie. Wkońcu nie byliśmy u mnie w pokoju, to spoko. Nim się obejrzeliśmy, do pokoju wparował Roger.
-Co to za hałasy, młodzieży?! -spiął się, chociaż wiedziałam, że nie był zły. Schowałam lekko dolną wargę, aby nie parsknąć śmiechem na jego minę. Była bezcenna, gdy zobaczył stan pokoju, wszędzie pióra i mnie siedzącego na moim bracie, który był w samych bokserkach.
-Myy..tylko.. Wchodzimy w kompromis?- powiedziałam po czym chłopaki parsknęli śmiechem.
-o nie, nie, nie. Ja z nią w nic nie wchodzę.- powiedział Dan, a oni wybuchnęli jeszcze bardziej.
-Dobra, Danny posprzątasz ten chlew, ubierzesz się i jedziemy na tor. - powiedział mój opiekun.
-Czemu ja mam sprzątać?! To ona zaczęła!- wzburzył się.
-Te! A to ja ci wrzuciłam stare śmierdzące gacie i jakieś opakowania po żarciu do pokoju?! No chyba nie. Ty sprzątasz ten burdel.
-Po pierwsze nie stare! Po drugie, byłem głodny.
-To chyba wykupiłeś połowę pizzerii. -Roger już nie wytrzymał i znowu parsknął śmiechem.
-Muszę w międzyczasie pogadać z Lu, więc proszę, zajmij się tym. -Kontynuował.
-Lucy zejdź proszę z brata i chodź ze mną.- co jak co, ale on kochał mieć ubaw ze mnie i z mojego brata. W sumie nie dziwię mu się. Leniwie przeciągnęłam lewą nogę przez tors Dan'a i skierowałam się z Roger'em do kuchni.
-Zgłosiłem cię do wyścigu, tak jak prosiłaś. - oznajmił. Ale był dziwnie zniesmaczony. O co mogłoby chodzić?
-Przepraszam, ale czemu mam wrażenie, że nie jesteś ze mnie choć trochę dumny? To nie mój pierwszy wyścig. - kąciki moich ust wykrzywiły się.
-Nie, Lucy! To nie tak. Po prostu. Tegoroczny wyścig będzie miał inne przebiegi. Zmieniają się zasady. Są brutalniejsze, a konkurencje, bardziej zawzięte. Boję się o ciebie. O moją dziewczynkę.
To było bardzo miłe, co mówił. Szczególnie ostatnie zdania. Zrobiło mi się ciepło na sercu. Wkońcu to jemu wiele zawdzięczam. Chociażby talent i siłę walki. Gdyby nie jego osoba, pewnie dzisiaj leżałabym zaćpana, albo żebrała na ulicy. To on jako pierwszy zainteresował się mną i zainterweniował w mojej gównianej sytuacji "rodzinnej."
-Martwisz się? Nie ma o co. Zawsze uważam na siebie. Chcę mieć całe zęby i kończyny. Wiesz o tym, że zachowuję nadmierną ostrożność.
-Oj no wiem. Ale mam wrażenie, że stanie się coś co wpłynie na nas wszystkich- zniesmaczył się.
Zmarwiłam się, bo on miał zawsze rację i wyczucie sytuacji. Jeśli on coś sugerował, bądź myślał nad jakąś sytuacją, to ona zwykle znalazła miejsce w naszym życiu. Kto jak kto, ale Roger był bardzo trafnym człowiekiem. I tego się bałam.
-Co mogłoby się stać? Nie przejmuj się na zapas. -starałam się go uspokoić, choć sama byłam zdenerwowana.
-Nie wiem co mogło by się zdarzyć. Ale to chyba nie będzie nic miłego. Nie bez powodu zmieniły się zasady i przebieg konkurencji.
-Wiem, że jest brutalniej, ale chyba dam radę. Z resztą.. Będę z Dan'ym. Będzie dobrze, zobaczysz. -podeszłam i przytuliłam go.
-Obyś miała rację, skarbie.
-------------------------------------------------------------Czemu mam wrażenie, że zawaliłam po całości? Powiem szczerze, że nie jestem tak dumna z rozdziału jak z prologu, a naprawdę staram się, by się to jakoś fajnie i zgrabnie czytało. W sumie boję się, że lipa wyjdzie z całego opowiadania, a chcę, aby Wam się naprawdę podobało. Zobaczymy jak potoczą sie dalej losy Lucy. Kontynuować? ;)

Stay In My GameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz