#6 Nothing gonna change my love for you (kitsune au)

151 9 52
                                    

     Pasja... Można mieć ich kilka albo tylko jedną. Niemniej to ulubione zajęcie za każdym razem powoduje, że mamy poczucie spełnienia, uśmiechamy się i jednocześnie odpoczywamy oddając się tej owej pasji. Niekiedy nasza pasja może zamienić się w sposób na życie. Cóż... Kto by nie chciał pracować robiąc to co się kocha? Kojiro miał tego farta w życiu, że to początkowo nie brał aż tak poważnie ostatecznie doprowadziło go tu gdzie był teraz - do Sia la luce, własnej restauracji, która choć niekiedy potrafiła dać niezły wycisk - za każdym razem uśmiech klienta, czy krótka pochwała było jak najlepsze wynagrodzenie i przekonanie, że wybrał dobrze. Zaś drugą, zaraz po gotowaniu, pasją zielonowłosego była fotografia. Choć zupełnie amatorska, wielokrotnie słyszał, że powinien zdecydować się na rozwinięcie także i tego naturalnego talentu, ale on za każdym razem jedynie przytakiwał z uśmiechem. Nie miał serca przyznać głośno, że nigdy nie byłby w stanie przeznaczyć na to tak wiele czasu jak na samo gotowanie. Może gdyby nie prowadził restauracji sam, to byłby w stanie przeznaczyć na samą fotografię znacznie więcej czasu niż niedzielne wieczory. Tak naprawdę dopiero wtedy miał czas by się całkiem wyciszyć i oddać obserwacji, przy okazji uchwycając telefonem to co na dłużej przykuło jego wzrok. Z początku obszarem fotografowanym była najbliższa okolica, ale z biegiem czasu wybierał się coraz dalej. Choć dopiero wtedy tak naprawdę musiał pilnować czasu by w kompletnej ciemności nie wracać do domu. Zdecydowanie za często tracił poczucie czasu, a wszystko przez rozmowę dwóch klientek. Nawet nie trzeba było się specjalnie wysilać by je usłyszeć. Pomimo, że o tej porze było dosyć dużo ludzi, obie kobiety gadały na tyle głośno, że ciężko było je nie usłyszeć.


Proszę cię - blond włosa na chwilę podniosła wzrok na towarzyszącą jej kobietę przyglądając jej się z wymalowanym w jasnych oczach znudzeniem. - Nie bądź naiwna, Casey.

- Ale Stephanie, tym razem to prawda! - upierała się szatynka, która nie mogła pojąć dlaczego jej towarzyszka nie wykazuje podobnego zainteresowania sprawą co ona sama.

Przecież naprawdę nie kłamała. Fakt... To co powiedziała mogło brzmieć jak wymysł kogoś kto zdecydowanie przesadził z używką, ale Stephanie powinna wiedzieć, że tu nie było mowy o pomyłce. W końcu Casey nigdy nie przesadziła z alkoholem, ani nigdy nie brała dragów. Szatynka nie spuszczała wzroku z blondynki, która mieszając łyżeczką kawę wydawała się znudzona jej gadaniną. Prawda była taka, że kawa już dawno jej wystygła, a samej Stephanie odechciało się czegokolwiek po tym co powiedziała jej znajoma. Ona naprawdę wierzyła w coś takiego?

- Do jasnej, Casey! Nie jesteśmy dziećmi by wierzyć w bajki. To na pewno twoja wybujała wyobraźnia.

- Tym razem nie! - upierała się. - Jak mi nie wierzysz to chodź ze mną na ten spacer i sama zobaczysz. Pojawia się każdego dnia o tej samej godzinie.

- Myślisz, że nie mam niczego lepszego do roboty niż wieczorne spacery w poszukiwaniu... jak ty to nazwałaś?

- Kitsune. To jak nic było kitsune. W końcu miało aż trzy ogony. Widziałam!

- Proszę, przestań! Żadnego japońskiego demona nigdy nie było na tej ziemii.


Takim sposobem dowiedział się o tajemniczym lisie, w którym nie byłoby nic niezwykłego, gdyby nie podstawowy fakt. Ponoć miał aż pięć ogonów i przenikliwe, złote oczy, które wydawały się jarzyć własnym blaskiem. To, podobnie jak tej Stephanie, wydawało mu się zwykłym wymysłem, zbytnim działaniem wyobraźni bądź ewentualnie używek. Chociaż tajemniczy lis nie opuszczał jego myśli jeszcze długo po tej zasłyszanej rozmowie, tak naprawdę dopiero po innej rozmowie zainteresował się tym co działo się na Okinawie. Dwójka młodych mężczyzn twierdziła, że ostatniej nocy wracając do domu przez park, zauważyli piękną kobietę. Tym co rzuciło im się w oczy to niezwykle długie włosy postaci o nietypowym kolorze. Były delikatnie różowe. Ponoć ubrana była w błękitną yukatę przepasaną granatowym obi, a kiedy odwróciła się, dostrzegli jej blade lico w połowie skrywane za maską. Wydawała się zaskoczona, gdy ich zobaczyła i ponoć znikła jakby we mgle. Kim była? Tego nikt nie wiedział, ale te dwie istoty wystarczyły by jeszcze bardziej zachęcić rubinowookiego do nocnych wyjść. Nie żeby liczył, że ich spotka - w końcu wciąż nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Tylko zatem czy gdyby nie było w tym choć trochę prawdy, to czy poważni biznesmeni rozmawialiby o tym z takim zaangażowaniem w rozmowę? Postanowił to sprawdzić czując, że jeśli sam się nie dowie czy to prawda, zwyczajnie nie będzie mógł wyrzucić z głowy tych dwóch istot. Nawet jeśli to była prawda, w co jakoś nie chciało mu się uwierzyć, co te stworzenia robiłyby na Okinawie? Może po prostu to był zwykły lis, a światło padało tak, że wydawało się iż jego oczy błyszczą w ciemnościach? Z tą kobietą też szło łatwo wyjaśnić - po prostu jedna z mieszanek o nietypowym kolorze włosów albo jakaś cospleyerka i stąd ta maska... I może wcale nie chodziło o mgłę tylko pojęcie, że zniknęła tak nagle, tak szybko? Brzmiało jak kiepskie wyjaśnienie kogoś kto nie chce dopuścić do siebie myśli, że na Okinawie coś się działo. Wkrótce sam miał się o tym przekonać.

||OS|| MatchablossomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz