Kolejny krzyk i kolejny ból. Oberwanie w policzek bolało najmniej w porównaniu do tego co potrafili mi zrobić. Niby nie powinno mnie to dziwić biorąc pod uwagę jak ostatnio awantury w domu były już niemal codziennością, ale... to bolało. Za każdym razem bolało i już sam nie wiem czy tak samo mocno czy i bardziej. Miałem wrażenie, że wraz z każdym takim incydentem coś we mnie zamiera. Zupełnie jakbym stracił coś ważnego. Siebie? A może uczucia? Nie umiałem na to odpowiedzieć, nie mogłem się nawet skupić.
Wpadłem jak opatrzony do łazienki co okazało się moim największym błędem. Nieuniknione było, że choć na chwilę zerknę w lustro i... spojrzałem. Czerwony ślad wyraźnie odznaczał się na mojej bladej skórze. To jednak się zagoi i nie pozostawi śladu tak jak każda nowa rysa na moim sercu, czy ta wyryta głęboko w psychice. Wiedziałem, że jestem zepsuty i zniszczony jak porzucona zabawka, lecz pomimo tej świadomości nie potrafiłem przytaknąć w tym nikomu innemu. Pilnie potrzebowałem terapii patrząc po tym jak mój stan z roku na rok się pogarszał. Nie mogłem przecież wiecznie próbować tego stłumić wiedząc jak to prędzej czy później znów mnie rozerwie jednak sprzeczne informacje jakie ciągłe słyszałem odnośnie psychologów sprawiły, że wypracowałem sobie jedną odpowiedź - cokolwiek by się nie działo, nie pójdę tam. Nie dam zrobić z siebie jeszcze większego debila. Zresztą nie wiem czy zniósłbym kolejnego dorosłego, który ocenia cię z góry, bo właśnie tak mylnie postrzegałem każdego starszego przez moją własną rodzinę.
Kompletnie się nie kontrolując, uderzyłem w taflę lustra nie mogąc znieść swojego widoku. Te spuchnięte, czerwone oczy pozbawione blasku były widokiem, który wołem unikać. Dlaczego? Nagle uznawałem się za nikogo, a mój piercing stawał się niesamowicie uciążliwy. Jedna strona mnie była gotowa przyznać rodzicom rację tego, że nadaje się co najwyżej do wariatkowa. Druga próbowała posklejać mnie i przytulić to cierpiące serce. Tymczasem ja byłem obecnie jedynie zdolny do patrzenia na efekt tego co zrobiłem. W popękanej tafli wcale nie wyglądałem lepiej, ale teraz wyraźnie odzwierciedlała ona moje wnętrze. Skruszone, nie nadające się do ponownego sklejenia by wyglądało jak przed ten. Taki właśnie byłem - nie do naprawy.
Dobijałem się przypominając sobie wszystkie ostre słowa jakie kiedykolwiek padły z ich strony. Za każdym razem naiwnie łudziłem się, że to ostatni raz, ale... tak nigdy nie było. To zdarzało się coraz częściej krusząc coraz dosadniej moją nadzieję, że kiedyś to się zmieni. Schemat był zawsze taki sam - im dłużej zachowywali się na pokaz dobrze, tym gorsze były kłótnie w domowym zaciszu. Nie hamowałem łez, które zdawały się wypływać z moich oczu bez przerwy. Tak długo jak byłem tu sam, mogłem sobie na to pozwolić. Tu nie musiałem słuchać ich dlaczego płaczę jak nic się nie stało bądź, że prawdziwi mężczyźni nie płaczą. Ich poglądy sprawiły, że z dnia na dzień stawali się idealnym przykładem rodziców, którzy dzieci mieć nie powinni, bo który normalny rodzic staje się powodem, dla którego własny syn bądź córka upada coraz niżej? Po raz kolejny tego dnia boleśnie zdawałem sobie sprawę z tego, że kiedy tylko wyjdę na swoje to bez pomocy psychologa się nie obejdzie. Wiedziałem, że ciężko będzie mi funkcjonować bez terapii, lecz pomimo tego zdarzało mi się uparcie zaprzeczać ilekroć temat poruszał Kojiro. Choć zielonowłosy nie chciał źle, a w dobre intencje to mu wierzyłem, nie łatwe było przyznanie mu racji. Duży w tym udział miała moja kochana rodzinka, która nie raz straszyła mnie, że wszelcy tego typu specjaliści robią wodę z mózgu, nastawiając tylko przeciwko rodzinie, a poza tym jak ktoś obcy może lepiej widzieć od nich co jest dla mnie lepsze. Tego niestety było więcej od tego jak drogie to jest (a przecież oni mogą pogadać ze mną bez brania kasy) po podsumowanie, czy naprawdę chcę skończyć w białym kaftanie. To wszystko sprawiło, że naprawdę bałem się iść do psychologa.
Moje użalanie się nad sobą przetrwał telefon. Dźwięk powiadomienia przypomniał mi o tym, że w ogóle wciąż miałem go w kieszeni. Naprawdę zapomniałem o urządzeniu, ale nic dziwnego skoro krótko po powrocie ze szkoły ''dostałem taki prezent'' - kolejną awanturę. Jej powód był absurdalny w oczach wielu, lecz nie mojej matki i ojca. Dla nich niedopuszczalne było aby moje oceny kiedykolwiek spadły poniżej piątki i nie miało to znaczenia z jakiego przedmiotu był dany sprawdzian, czy odpowiedź. Jako przyszły lekarz nie mogłem przynosić im wstydu choć co za różnica skoro przed swoimi znajomymi wypowiadali się o mnie jako o idealnym synu? Nie mówili o prawdziwym mnie, a o tym jaki wciąż żył w ich wyobrażeniach. O takim mnie jakim chcieli żebym się stał - ślepym narzędziem łatwym do kontroli, które spełni ich wszelkie marzenia i plany.
CZYTASZ
||OS|| Matchablossom
FanfictionMyślę, że tytuł mówi sam za siebie. Znajdziecie tu różne one shoty z ukochanym zielono-różowym duetem. Dodatkowe informacje/Przypomnienie: Anime: Sk8 the Infinity Nazwa shipu: Matcha Blossom (Cherry x Joe/Kaoru x Kojiro)