- No chodź szybciej! - młoda Yuko jak zawsze swoją energią mnie przyćmiewała. - Spóźnimy się na film!
- Spokojnie... Naprawdę tak bardzo chcesz to zobaczyć? - starałem się zachować spokój, ale byłem poddenerwowany i chyba ona to zauważyła.
- Wszystko gra? - odwróciła się na pięcie i spojrzała na mnie.
- Jest dobrze. Chodź, bo się spóźnimy, tylko że tym razem naprawdę - już nic nie mówiłem, szedłem z nią dalej i ciągle zadawałem sobie jedno pytanie: "Jak jej to powiedzieć?".
Weszliśmy do sali. Usiedliśmy gdzieś w środkowym rzędzie, a Nakamura nie mogła doczekać się seansu. Z tego co wiem miała być to ekranizacja jej ulubionej powieści. Nie chciałem tam iść. Nie lubię ludzi i nie umiem przebywać w ich dużym towarzystwie. Odkąd Edogawa mnie pokonał, wolę przebywać w domu i pisać kryminały, ale niestety jest taka osoba, której się nie odmawia. Energiczna i niepowtarzalna, Yuko Nakamura.
Lubiłem tą niebieskooką brunetkę i zawsze dzieliłem ją przyjacielską sympatią, która była odwzajemniona, dlatego przez gardło nie potrafiły mi przejść słowa, które miałem jej powiedzieć. Wiedziałem, że ją zranię, ale chciałem się w końcu odpłacić na Ranpo, ponownie rzucić mu wyzwanie. To był powód, dla którego przyjąłem pracę w Gildii. Jestem pewien, że Yuko mnie zrozumie. Chyba każdym przynajmniej raz w życiu kierowała zemsta, nawet nią. Chociaż... Dla mnie była zbyt idealna i taka delikatna. Zawsze chodziła z uśmiechem na twarzy. Sprawiała, że chciałem żyć i nadal to robi, ale już podjąłem decyzję. Wyjadę stąd i polecę do Jokohamy. Powiem jej to po seansie.
***
Wyszliśmy z kina. Yuko nie była zadowolona. Marudziła, że produkcja stanowczo odbiegała od oryginału. Zaproponowałem żebyśmy poszli do parku. Zgodziła się. Usiedliśmy na ławce i postanowiłem to zrobić.
- No słuchaj przecież ona- - Nakamura nadal próbowała kontynuować swój monolog, ale jej przerwałem.
- Y-Yuko... - zagadnąłem nieśmiało.
- Tak? - zaczęło przypatrywać mi badawczo przez co się skrępowałem, ale wiedziałem, że muszę jej to dziś powiedzieć. W końcu jutro mam wyjazd. - Słucham. Co chciałeś mi powiedzieć?
- Wyjeżdżam do Japonii... - wyrzuciłem to z siebie. Nareszcie! Poczułem spadający z mego serca kamień, ale Nakamura... Czy mi się zdawało czy jej oczy stały się szkliste, a jej uśmiech... Wyblakł? - Yuko? Wszystko w porządku?
- Oczywiście - jej głos drżał. Słychać było, że o mało się nie rozpłakała. Posmutniała. Żałowałem... Strasznie żałowałem moich słów. W jednej chwili osoba, zawsze roześmiana, promienista, stała się smutna i ponura. Potrafiła wykrztusić ze swoich ust jedno pytanie. - Kiedy?
- Jutro... - nie chciałem już nic mówić. Nawaliłem. Byłem na siebie zły. Nakamura o mało się teraz nie rozpłakała, a ja nie mogłem nic zrobić. - Wybacz mi...
- Rozumiem... Do zobaczenia - wstała i poszła do domu.
Wstyd, złość i smutek. To czułem podczas kiedy Yuko odchodziła.
Kiedy rano wychodziłem z mieszkania ostatni raz spojrzałem na moje biuro. Zawsze kiedy brunetka tu przychodziła grzebała mi w rzeczach. Kochała czytać moje książki, ale nigdy nie przeczytała więcej niż dwie strony. Zazwyczaj zabierałem jej te pliki kartek, bo nazwanie powieścią tych "stosów niewypałów" w ogóle nie wchodziło w grę. Żadna nie była na tyle dobra, aby ona mogła je czytać, ale kiedyś dostałem wyjątkową prośbę w czasie, gdy po raz kolejny próbowała zobaczyć moje "dzieła".
- Skoro twierdzisz, że są do niczego to czemu nie napiszesz dla mnie książki? - zatkało mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć. Książka? Dla Yuko? Przecież to niemożliwe! Ona jest zbyt wymagającym czytelnikiem, nie dałbym rady. Jednak czułem, że jeśli się nie zgodzę to słono za to zapłacę.
- Dobrze - powiedziałem pewny. Na jej twarzy widziałem zaskoczenie.
- "Dobrze"? - zapytała się mnie z niedowierzaniem.
- Tak. Skoro chcesz. Znajdę trochę czasu by ją napisać - sam nie wiedziałem co wyprawiam. Przecież ja nie zrobię takiej książki, ale dla Nakamury - nie mogłem, musiałem.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zawiesiła mi się na szyi i mocno przytuliła. Byłem szczęśliwy i mimo że wiedziałem, że książka, którą dla niej napiszę nie spełni jej oczekiwań, to miałem nadzieję, że ją uszczęśliwię.
Nadal pamiętam. Tą radość w jej oczach, uśmiechu i czułość w uścisku. Będąc w taksówce mijałem kawiarnię, w której niejednokrotnie piłem kawę z Yuko i pewna część mnie mówiła, że jeszcze nieraz się z nią napiję.
Kiedy dotarłem na miejsce i wsiadłem w samolot, przeleciałem przez wszystkie wspomnienia z niebieskooką jakbym oglądał film. Później zasnąłem i nim się obejrzałem byłem już w Jokohamie. Zastanawiałem się co z dziewczyną, ale nie miałem czasu, ponieważ już odkąd dotarłem na miejsce wzięto mnie do siedziby Gildii, organizacji, w której miałem zacząć swoją nową przygodę...
CZYTASZ
Zakochana książkara [PoexOC]
FanfictionKiedyś... Kiedyś... Kiedyś... Kiedyś Ranpo mnie pokonał... Kiedyś zostawiłem Yuko... Kiedyś zawalił mi się świat... A teraz? Teraz chcę to naprawić. I co zrobię? Naprawię. Wykreślę dwa ostatnie punkty z listy "Kiedyś..." i będę szczęśliwy... Al...