3

197 11 2
                                    

-Dalej, Severusie~ Zrób to.- namawiał go Lord trzymając dłonie na ramionach chłopaka, który celował różdżką w lichą brunetkę skuloną na kamiennej posadzce, umazanej jej krwią.- Wiem, że możesz. Jesteś do tego zdolny, każdy jest, jeśli tylko chce. A czy ty chcesz, Snape?- obrócił głowę sługi w jego stronę, chociaż ten jeszcze przez chwilę patrzył na kobietę.

-C-chcę.- odparł cicho i dość niepewnie.

-Więc zabij szlamę.- odsunął się o krok by dać chłopakowi odrobinę przestrzeni.

Wzrok bruneta znów spoczął na Eyrin, Eyrin Mathias, czarodziejce mugolskiego pochodzenia, pracownicy ministerstwa magii. Poprawił różdżkę w dłoni, stanął mocno na nogach i zrobił to. Wypowiedział dwa słowa, które odebrały jej życie.

-Avada Kedavra!

~~~

Mężczyzna został wyrwany ze snu. Pot ściekał mu po twarzy, a przez chwilę przerażony wzrok utkwił w suficie. Dopiero po paru chwilach zaczął rozumieć w jakim jest położeniu. Obok niego leżała skulona, cała otulona w koc dziewczyna, mająca za poduszkę jego ramię, a klatkę piersiową za misia. Nieznacznie zarumienił się na uczucie bliskości. Ostatni raz był z kobietą tak blisko za czasów Lily. Za dzieciaka nie raz spali razem, gdy dziewczynka zapraszała go na noc do siebie. Dopiero w tej chwili zdał sobie sprawę, że jego dłoń leży na jej ręce. Powoli zabrał ją i odłożył na kanapę. Odetchnął głęboko i przetarł sobie twarz. Zamknął oczy, wiedząc, że nie zaśnie prędko.

***

O ósmej Hermiona podniosła powieki. Zaspanym wzrokiem rozejrzała się po pokoju, lecz nie dostrzegła Severusa. Podniosła się do siadu i przetarła oczy wierzchem dłoni. Właśnie ten moment wybrał sobie Snape, by wejść do pomieszczenia. Tego dnia nie miał na sobie szaty, a jedynie koszulę. Położył brązową torbę na zamszonym fotelu i wyciągnął z niej takie same składniki jakie wczoraj wspólnie zebrali. Zajął się kruszeniem kory, a gdy skończył obrał, pozbawił pestek i pokroił owoce. Dziewczyna uważnie przyglądała się jego poczynaniom. Naciął delikatnie pestki.

-Nie mówił pan wczoraj, żeby je nacinać.- skomentowała otulając się kocem. Poranek był chłodny, a małe krople deszczu zaczęły uderzać w okno.

-Fakt. Zapomniałem, ale to tak właściwie nie jest wymagany krok.- wrzucił pestki i sproszkowany pazur zaczynając mieszać i spoglądając na zegar.- Dzięki temu jest większa szansa, że nasiona uwolnią się na czas.- wyjaśnił dodając dwie krople żywicy.

-Skoro nie ma tego w przepisie, to skąd pan o tym wie?- zapytała patrząc jak dorzuca owoce.

-Granger, nie bez powodu jestem mistrzem eliksirów.- wyciągnął wąską fiolkę wypełnioną ciemno-czerwoną cieczą. Podniosła się z "łóżka" i podeszła do stanowiska. Stanęła na palcach i patrzyła mu przez ramię.

-Co to?- mężczyzna dodał cztery krople płynu.

-Krew.- zaczął mieszać patrząc na zegar.

-Krew czego?- dopytywała sama nie wiedząc czemu ją to tak interesuje.

-Bardziej czyja, niż czego.-porpawił ją.

-Więc czyja to krew?

-Dumbledora.- odparł beznamiętnie kończąc mieszać, idealnie po minucie.-To eliksir tylko dla niego.

-A jak działa?- zapytała wciąż patrząc mu przez ramię.

-I tego się nie dowiesz, wścibski Gryfonie.- burknął dodając ususzone płatki stokrotek, a dziewczyna westchnęła.- Podciągnij mi rękawy, szybko, zanim eliksir się zwarzy.- wystawił do niej ręce lepiące się od soku. Dziewczyna wykonała to o co prosił zdając sobie sprawę, że tak właściwie nigdy nie dotknęła Snape'a. Z każdym innym nauczycielem była taka sposobność, McGonagall przytulająca ją, Sprout klepiąca ją po ramieniu, czy nawet Trelawney czytająca z jej dłoni.-Dziękuję.- mruknął pod nosem.-Wyciągnij z torby zioła.- szatynka nie zwlekając przeszukała torbę w poszukiwaniu chaszczy.

Potions MasterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz