Pomfrey zabroniła odwiedzin na cały okres mojego pobytu w skrzydle szpitalnym. Według niej, obudziłem się podczas swojej trzeciej kąpieli - zgaduję, że zapach nie chciał odejść przy pierwszych dwóch - i bełkotałem, chcąc żeby powiedziała moim przyjaciołom, że 'zabiłem dużego węża, nie będzie więcej skamielin, przytulasy dopiero po świętach, kocham', a potem ponownie straciłem przytomność, prosto w odmęty ciepłej wody.
Najwyraźniej czarownica przekazywała tę wiadomość za każdym razem, gdy ktoś o mnie pytał. Świetnie, zarówno profesorowi, jak i wszystkim przyjaciołom powiedziałem 'kocham'. Może powinienem był pozwolić bazyliszkowi mnie zjeść.
– To cud, że większość obrażeń jakich doznałeś to zadrapania i siniaki. Albo szczęście stało po twojej stronie, albo szaty Madam Malkin są odporniejsze niż myślałam. – Powiedziała Pomfrey, pomagając mi się ubrać, chociaż udało mi się wywalczyć bym bieliznę i spodnie założył w prywatności. – Dyrektor poprosił o twoją obecność w swoim gabinecie, wierzę, że również Lucjusz Malfoy jest obecny. Odpocznij w święta.
– Dobrze Madam Pomfrey. Wątpię, żeby Malfoyowie pozwolili mi samodzielnie zejść po schodach. Przepraszam, że ciągle tutaj...
Wciągnęła mnie w uścisk.
– ...ląduję?
- Nigdy nie przepraszaj. Chociaż chciałabym w ogóle cię u mnie nie widzieć, to swoim lekkomyślnym zachowaniem i pędzeniem w sam środek niebezpieczeństwa, uratowałeś wielu ludzi. Dziękuję, Panie Potter, za powstrzymanie większej liczby spetryfikowanych uczniów przed trafieniem tutaj. Ale postaraj się nie przemienić tego w nawyk, w przeciwnym razie będę musiała mieć zapas eliksirów tylko na twoje wizyty. – Puściła mnie i pozwoliła odejść.
To było... miłe?
Dotarłem do gabinetu Dumbledore'a bez zbędnych przygód, uczniowie już opuścili szkołę na święta. Szkoda, że Pomfrey nikogo do mnie nie wpuściła, Hermiona pewnie musi się zamartwiać! Muszę wysłać kilka listów.
– Harry. – Głos Lucjusza dotarł do mnie, gdy zauważyłem jak kładzie odzianą w rękawiczkę rękę na moim ramieniu. Przyjrzał mi się uważnie i lekko uścisnął. – Dobrze, wydajesz się nieuszkodzony. Narcyza niemal przyleciała do szkoły by przekląć całą kadrę nauczycielską, jak tylko otrzymaliśmy list.
– Przepraszam za kłopot, panie Malfoy. – Nawet jeśli cała sprawa to twoja cholerna wina. – Wychodzi na to, że nie potrafię wytrzymać pełnego roku bez zabicia jakiejś ogromnej, niebezpiecznej kreatury.
– Chyba jesteś większym gryfonem niż ci się wydaje, jeśli to twój wniosek z walki z bazyliszkiem. – Odsunął się, uderzając w coś za sobą, by się przesunęło i usłyszałem znajomy pisk Zgredka. – Bezużyteczne stworzenie.
– Zakładam, że Harry już dotarł, wnioskując po twoich ruchach, Lucjuszu? – Dumbledore wstał ze swojego fotela z rozbawionym błyskiem w oczach. – Gdyby twój skrzat domowy pozostał w takim bezruchu co ty, myślałbym, że nie żyje.
Lucjusz zacisnął szczękę i popchnął mnie do przodu. Oczywiście łagodnie, Lord Malfoy wolałby pozostać w dobrych stosunkach ze swoją żoną.
– Już rozmawiałem z Lucjuszem, skoro będzie... – Dyrektor uważnie zlustrował blondyna. – będzie twoją eskortą do Malfoy Manor.
– O czym rozmawialiście, proszę pana? – Zapytałem grzecznie, próbując nie patrzeć na zadźganą książkę leżącą zaraz obok. Teraz, kiedy już adrenalina i złość wyparowały, zdałem sobie sprawę, że troszeczkę przesadziłem z dziennikiem. Wyglądał kropnie, pełen dziur i fioletowych zacieków... musiało to być dla Toma dość bolesne.
CZYTASZ
(2) Harry Potter and- Oh God, Not this Guy || tłumaczenie
FanfictionJeden rok minął, zostało sześć. Powinno pójść całkiem sprawnie i gładko, skoro Harry w końcu uczy się magii! Posiada silne grono przyjaciół, rosnący wpływ na otoczenie i podstawowy plan na życie. Wszystko, co Harry musi teraz zrobić, to upewnić się...