Rozdział 7: Tom? Jaki Tom?

1.8K 139 21
                                    

Wszyscy mówili o napisie na ścianie. Minął już prawie tydzień, a on wciąż pozostawał i żaden z nauczycieli nie był w stanie go usunąć. Myślę, że w pewnym momencie grupa krukonów przeprowadziła eksperyment, aby sprawdzić, czy mugolskie środki czystości - wysłane przez ich rodziców - wyczyszczą go... Cóż, z drugiej strony ten korytarz pachnie teraz cytrynami i lawendą. Widziałem, jak wielu uczniów odprowadza swoich przyjaciół od tej ścieżki, bojąc się, że napastnik znów pojawi się w tym miejscu.

Nie mogłem się przejmować jakąś zakrwawioną ścianą.

Gdy torowałem sobie drogę przez drugie piętro Hogwartu, by spotkać się z Neville'em na nauce Zielarstwa, usłyszałem płacz dochodzący z łazienki dla dziewcząt. Był wysoki i z czkawką z tym słabym tonem czystej fałszywości, jak krokodyle łzy dziecka udającego uraz. Było to tak fałszywe, że prawie wydawało się prawdziwe.

Podszedłem do drzwi łazienki i zapukałem.

- Wszystko w porządku? - Brak odpowiedzi, szloch nie ustawał. Sprawdziłem w obie strony korytarz, aby upewnić się, że McGonagall nie jest obecna i wetknąłem głowę do łazienki. - Halo?

A, to ta łazienka. Szlag.

Siedząc na szczycie umywalki stojącej na środku łazienki, siedziała Jęcząca Marta. Odbiła się czkawką i spojrzała na mnie z przechyleniem głowy, powodując, że jej warkocze opadły na bok. Wszedłem do łazienki, zamykając ją za sobą i czekałem, aż odezwie się pierwsza.

Jednak nie wydawała się doceniać mojego milczenia.

- Przyszedłeś się ze mnie śmiać? - Wyskoczyła ze zlewu i uniosła się w powietrzu. - Wszyscy zawsze tak robią. Śmieją się ze mnie, a potem rzucają przedmiotami w moją twarz!

- Dlaczego miałbym to robić? - Zapytałem zaciekawiony. Prawdę mówiąc, jeśli miałabym rzucić komuś coś w twarz, to byłby to ktoś, kogo faktycznie mógłbym trafić.

- Bo to jest to, co wszyscy uważają za zabawne! - Krzyknęła w udręce, robiąc pętlę w powietrzu.

Powoli podszedłem do umywalek, ręce złożyłem za plecami.

- Nie uważam żeby było to zabawne. Dla mnie brzmi jak znęcanie się. A jeśli mają czas na znęcanie się, to nie mają wymówki za złe oceny, skoro dysponują taką ilością wolnego czasu.

Marta zamilkła.

- Razem z kilkoma kolegami lubimy robić ludziom psikusy i jest to całkiem zabawne, kiedy robi się to na łobuzach. Daje wszystkim niezły ubaw i uczy dręczycieli, jakie to uczucie być upokorzonym... - Wbiłem wzrok w Martę. - Mam na imię Harry. Harry Potter.

- Wszyscy... - pociągnęła nosem. - Wszyscy nazywają mnie po prostu Jęczącą Martą...

- Cóż, miło cię poznać Marto. - Wyglądała na szczerze zaskoczoną, że to powiedziałem. - Czy będzie w porządku, jeśli zadam ci pytanie?

Prychnęła, robiąc tę swoją ruchliwą rzecz, w której dziewczyny skręcają swoje ciała w przód i w tył.

- Pytaj. - uniosła się, wiercąc się w swoich szatach.

- Jak to się stało, że umarłaś? - zapytałem, powoli obchodząc łazienkę, nie spuszczając z niej wzroku. Zauważyłem umywalkę z wyrytymi na niej wężami. Poważnie, jak ktoś zainstalował tę umywalkę, skoro nowoczesna hydraulika nie była powszechnie używana przez setki lat? Poza tym, kto do jasnej cholery umieścił węża na kranie? Tom? Jeden z rozsądnych Gauntów?

- Och, uwielbiam opowiadać tę historię! - Marta zadumała się ponuro, unosząc się u mego boku, gdy szedłem. - To było okropne...

Cóż, to oksymoron, jeśli kiedykolwiek jakiś słyszałem.

- Płakałam, w tej łazience, bo Olivia Hornby dokuczała mi z powodu moich okularów... kiedy usłyszałam, że ktoś mówi... raczej syczy w łazience. Otworzyłam drzwi kabiny, żeby powiedzieć im, żeby sobie poszli! Kiedy... umarłam... - Marta zawyła cicho, kręcąc głową. - Moim ostatnim wspomnieniem było dwoje dużych żółtych oczu przy umywalce, zanim uniosłam się w powietrze.

- To straszne... - Potarłem ramię, które sprawiało wrażenie, jakby było zanurzone w lodzie, gdy minęła mnie Marta. - Może... mógłbym rozgryźć tajemnicę stojącą za twoją śmiercią.

- Och, jak to możliwe? - Zapytała, przechylając głowę.

- Komnata Tajemnic została podobno otwarta. Ale nikt nie wie, co w niej jest, ani co może zrobić. Być może dałaś mi wskazówki w poznaniu tego, co to może być! - Odwróciłem się, by w pełni stanąć twarzą w twarz z dziewczyną-duchem, patrząc na nią z moim najlepszym uśmiechem. - Dziękuję ci, Marto!

- Ty... faktycznie się przejmujesz...

- Oczywiście, że się przejmuję! To, że ktoś jest inny niż ty, nie daje mu prawa do znęcania się nad tobą. Ta Olivia powinna się wstydzić za znęcanie się nad tobą! Nie byłabyś duchem, gdyby trzymała gębę na kłódkę.

Myrtle zamarła, jej oczy rozszerzyły się, a potem zakryła twarz. Czkawka zapoczątkowała napór szlochu, który wydobył się z jej gardła. Płakała i szlochała, wpadając do toalety, powodując rozprysk wody.

'Czy ja... powiedziałem coś nie tak? Jak rozmawiać z kimś, kto ma wrażliwość pola minowego? Kiedy ostatni raz rozmawiałem z kimś takim właściwie...?' zapytałem sam siebie, niezręcznie wychodząc z łazienki, by wznowić swój spacer do Neville'a. Za każdym razem, gdy mój umysł wracał do Marty, potrząsałem głową, aby zablokować te myśli.

Spacer do miejsca nauki był wypełniony dziwnymi spojrzeniami i szeptami, które prawie doprowadziły do migreny od tego, jak często przewracałem oczami. Zawsze było tak samo. Ludzie myśleli, że to ja napisałem krwią, ponieważ należałem do Slytherinu, a że Halloween rzekomo jest dniem, w którym muszę być zdenerwowany... cóż, ludzie pewnie myślą, że robię psikusa. Który... polega na petryfikacji pani Norris... mimo że ja... lubię... zwierzęta?

Dobra, gdzie są Fred i George, kiedy muszę zmienić skórę wszystkich na fioletową?

Miejsce nauki znajdowało się poza zamkiem, przy drzewie w pobliżu Wielkiego Jeziora, gdzie mogliśmy uczyć się na osobności, ale też nie byliśmy ograniczeni głośnością naszego głosu. Pomimo tego, że widok był oszałamiający, a woda mieniła się na tle czarnej tafli, pogoda była okropna. Wraz z listopadem, niebo zrobiło się o dwa odcienie przygnębiająco bardziej szare. Powietrze było bogate w zapach ziemi i opadłych liści, oczyszczając płuca uczniów z zakurzonej atmosfery wielu klas Hogwartu, bez wątpienia usuwając ryzyko zapalenia oskrzeli. Ale jednocześnie szare niebo drenowało ich energię, ponieważ słońce dawno zapomniało o Szkocji i przeniosło się na Hawaje. Zaprawdę, świadectwo tego, dlaczego wielu starszych uczniów chodziło po terenie z otępiałymi oczami i ospałymi krokami.

Przy drzewie Neville siedział na jakiejś wysuszonej zaklęciem trawie, z książką na kolanach.

- Hej Neville, przepraszam za spóźnienie - o, Ginny! Cześć. - uśmiechnąłem się wesoło do wyczerpanego gryfona, próbującego pracować nad esejem i nie zasnąć na miejscu. Słabo pomachała, ale jej oczy opadły półprzymknięte, a z gardła wydostał się jęk.

- Witaj, Harry. - Neville przywitał się, wskazując na kolejne suche miejsce. - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że zaprosiłem Ginny, jej bracia dają jej popalić.

- Wcale nie, im więcej, tym weselej. - Usiadłem obok Neville'a, opierając łokieć na nodze i wyciągając książkę do Zielarstwa. - Jak ci się podoba Hogwart, Ginny?

Nie odpowiedziała, wpatrując się pusto w swój esej, pióro kapało atramentem na pergamin. Przygryzłem wargę, wymieniając spojrzenia z Neville'em. Biedne dziecko, ma do czynienia ze zdecydowanie większą ilością głupot, niż na to zasługuje. Niemal kusiło mnie, by znaleźć i przekupić któregoś z jej współlokatorów, by zdobył dla mnie pamiętnik. Gdzie Ginny ukrywała tę książkę?

- Ginny?

Dziewczyna podskoczyła, atramentem muskając Neville'a i mnie po twarzy od ruchów jej dłoni. Zamrugała kilka razy, po czym zrobiła się jasnoczerwona, zakrywając twarz rękami i nabierając tuszu na własną twarz, ale patrzyła na nas z przerażeniem.

- Tak bardzo przepraszam!!! Ja - nie wiem, co robię! Ja po prostu-... po prostu...!

- Ginny? Kochanie? Kochanie? Skarbie? - Podniosłem rękę, żeby ją powstrzymać, ale zaczęła się wiercić za każdym razem, kiedy używałem przezwiska. - Nic się nie stało, to tylko trochę tuszu. Zejdzie zaraz po zaklęciu.

- Właśnie! Scourgify. - Neville machnął różdżką i atrament zniknął z lekkim efektem iskrzenia. - Nic, czego odrobina magii nie mogłaby naprawić.

- Zamierzałem użyć tego zaklęcia... - Moja dolna warga wykrzywiła się w grymasie, ale po chwili wybuchłem szerokim, wyszczerzonym uśmiechem. - Jednak genialne zaklęcie, Neville. Dobrze widzieć, że ćwiczyłeś! Tego czaru też nie nauczymy się na zajęciach przez jakiś czas.

Neville skurczył się nieśmiało i obdarzył nas uśmiechem.

- Ja-przepraszam... - powtórzyła Ginny i po odłożeniu pióra przetarła oczy. Z cichym jękiem pochyliła się do przodu, kryjąc całą twarz w dłoniach. - Po prostu byłam ostatnio tak zmęczona rozmową z Tomem - powiedziała.

- Tomem? Przepraszam, że przerywam, ale... - zapytał głośno Neville, patrząc na mnie. - Czy w pierwszych klasach jest jakiś Tom?

- Skąd mam wiedzieć? Nie było mnie przy sortowaniu, pamiętasz? - Zerknąłem na Ginny, która wydawała się być o kilka odcieni bledsza, przez co jej jasnoczerwone włosy i jasne policzki wyróżniały się jeszcze bardziej. - Ginny, z kim rozmawiasz? Nigdy nie widziałem, żebyś jadła z kimś poza Hermioną i braćmi.

- To nic takiego, naprawdę. On - to tylko przyjaciel, który wysłuchuje moich problemów. - Ginny próbowała nas uspokoić, ale szybkie spojrzenie Neville'a i mnie dało znak, że żadne z nas nie wierzy w te zuchwałe kłamstwa. Jej oczy przesunęły się między nami niewygodnie, chowając kończyny bliżej siebie. - Ja...

- Ginny, jeśli masz problemy, może porozmawiasz z którymś z nas? Posłu...– Ginny poderwała się na nogi i zebrała swoje rzeczy, podczas gdy ja próbowałem mówić. Uciekła bez kolejnego słowa. - Ginny!

- Powinniśmy powiedzieć jej braciom? - zapytał Neville, obserwując, jak Ginny staje się coraz mniejsza wraz z odległością. - Jeśli ma problemy ze snem przez tego "Toma", to może jej rodzina może to naprawić...

- Nie... Powiedz Hermionie i Lunie, kiedy je zobaczysz. Zaufaj mi, chłopcy są ostatnimi osobami, od których Ginny będzie chciała słuchać rad. Czy mógłbyś też przypomnieć Hermionie, że prosiłem ją o zebranie czegoś dla mnie? - Poprosiłem niejasno.

- Jasne... - powiedział Neville zdezorientowany, powoli otwierając usta, po czym nagle je zaciskając i potrząsając głową, powodując, że jego ciemne włosy zakołysały się wraz z ruchem. - ... Um... Harry? Wymieniłeś zbyt wiele właściwości w swoim eseju.

- Kurdę! Dzięki, Neville. - Naprawiłem swój błąd i kontynuowaliśmy pracę. Sprawnie współpracowaliśmy ze sobą, ja poprawiałem gramatykę, podczas gdy on był królem ortografii. Nie było jak określić czasu, ale w końcu, może po godzinach, przeciągnąłem się. Oparłem policzek o pięść, myśląc.

I myślałem...

I myślałem jeszcze trochę...

Mój kręgosłup wyprostował się z trzaskiem.

- Muszę iść zobaczyć się z Lockhartem. Neville, nie odwracaj tak głowy, bo złamiesz kark.

- Złamię...? Nieważne, nic ci nie jest, Harry? - Neville podszedł bliżej, chcąc sięgnąć do mojego czoła. Jego dłoń nie wydawała się zbytnio różnić od powietrza na zewnątrz, ale i tak sprawdził moje czoło i policzki. - Nie jesteś ciepły... Kiedy zacząłeś wykazywać zainteresowanie profesorem Lockhartem?

- Och... wiesz... Życie lubi się zmieniać! To tak jak z powietrzem, nigdy nie oddycha się dwa razy tym samym. Zawsze z każdym oddechem szukaj nowych rzeczy! - Zaśmiałem się, upychając swoje rzeczy w bezdennej otchłani znanej jako moja torba. Następnie pomachałem do gryfona. - Do zobaczenia, Neville!

Lekko podskakując szedłem w stronę zamku, nawet nucąc cicho pod nosem. Wszedłem po schodach i zauważyłem jak Neville kilka pięter niżej zbiega w dół. Nie był to bieg typu jogging. Wyglądał jakby brał udział w międzynarodowych letnich igrzyskach olimpijskich, podczas gdy Micheal Myers gonił go z nożem.

Dziwne wyobrażenie, ale dla każdego coś innego.

Wzruszając ramionami wszedłem do klasy OPCMu, zauważając, że była pusta, ale drzwi gabinetu Lockharta stały uchylone.

Wchodząc po lekko zakrzywionych schodach, zapukałem do drzwi.

- Profesorze Lockhart? Tu Harry. - Nie musiałem nawet czekać na odpowiedź.

- Harry! Wejdź mój chłopcze! - Przywitał mnie Lockhart siedzący przy biurku w swoim gabinecie z wielkim uśmiechem, machając do mnie. - Chodź, chodź! Proszę usiąść! To niecodzienna wizyta z twojej strony.

Powoli wszedłem do pokoju, bawiąc się obszyciem rękawa szaty i badając jego gabinet. Na ścianach wisiało wiele portretów, a przy biurku schludnie leżały stosy listów. Na pobliskiej półce znajdowały się również kosmetyki do włosów, a kwiatowe kadzidło paliło się i wypełniało pokój swoim aromatem. Kolory były wszędzie, kontrastując z typowym wystrojem Hogwartu poza pokojami wspólnymi.

Usiadłem na krześle naprzeciwko jego biurka. Pluszowy i wygodny. Mój tyłek faktycznie trochę się w nim zapadł i spowodował, że moje stopy zawisły od ziemi kilka centymetrów.

- Hm... przyszedłem przeprosić, proszę pana. - Skłoniłem grzecznie głowę.

- Oh? Naprawdę? - Lockhart zamrugał kilka razy i wykrzywił szyję, żeby rozejrzeć się po pokoju. - Za co?

Wyprostowałem się.

- W zeszłym roku... kiedy mieliśmy Quirrella za profesora... cóż, miał Sam-Wiesz-Kogo przyczepionego do tyłu głowy. I od tamtej pory trudno mi zaufać... hm... innym profesorom. - Zrobiłem pauzę i czekałem, aż Lockhart przytaknie, jego oczy błyszczały jak zęby. - Po prostu nigdy nie przyszło mi do głowy, że jest pan tak... tak kompetentny! Naprawdę ma pan doświadczenia godne bycia profesorem w szkole i jest pan na tyle hojny, że dzieli się z nami swoimi doświadczeniami. Więc... przepraszam za moją postawę w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

- Nie ma czego wybaczać, Harry! My, gwiazdy, musimy trzymać się razem, skoro tak niewielu z nas żyje dzisiaj, a ty jesteś jeszcze dzieckiem... - Lockhart wzruszył ramionami z chichotem. - To dla mnie przyjemność być twoim mentorem.

- Ależ profesorze, to jest rzecz, która mnie niepokoi! - Zacisnąłem dłonie, opierając o nie brodę. - Uczy nas pan tych niesamowitych historii, ale nigdy nie pokazuje pan zaklęć, których pan używa! Tak naprawdę rzadko mamy okazję używać magii w realistycznych sytuacjach!

Lockhart oblizał wargi i odchylił się do tyłu w swoim krześle, wydając z ust trzaskający dźwięk, gdy myślał.

- Tak, przypuszczam, że to jest problem, gdy ująć to w takim sensie.

- Racja. - Zgodziłem się. - Dlatego miałem nadzieję, że ma pan sposób, abyśmy nauczyli się więcej zaklęć i jak ich używać! Jak klub... jak... jak klub walki lub...

- Klub pojedynków? - Lockhart zaoponował z pewnością siebie.

- Dokładnie tak!!! Dlaczego ja na to nie wpadłem? - Zapytałem, klaszcząc w dłonie z zachwytu. - Czy mógłby pan ewentualnie stworzyć klub pojedynków? Jestem pewien, że to pomogłoby nam nauczyć się więcej o zaklęciach, a także ulżyłoby wszystkim w myśleniu o napisie na ścianie.

Lockhart przytaknął, spoglądając w bok, gdy się nad tym zastanawiał.

- Rzeczywiście, szkoda, że wy dzieci musicie chodzić po korytarzach w strachu przed jakimś potworem. Myślę, że to idealny po... - podskoczyliśmy, gdy drzwi do klasy (które były bardzo ciężkie, mogę dodać) zostały otwarte z głośnym BAM!

- Harry?! Jesteś tutaj, kolego?! - Głos Rona odbił się echem po pomieszczeniu. - Harry?

- Wygląda na to, że czekają na mnie ludzie! Nie mogę się doczekać dołączenia do Klubu Pojedynków, panie profesorze. - Zsuwając się z krzesła, żeby nie upaść, wyszedłem z pokoju i delikatnie zamknąłem drzwi.

Ron znajdował się u podstawy schodów, oczy miał szeroko otwarte, a na jego czole tworzyły się koraliki potu. Przypominał mi zwierzę zapędzone w kozi róg. Rudy pospieszył do mnie i przeskanował mnie wzrokiem. Następnie wyciągnął szyję w stronę drzwi, jakby chciał coś potwierdzić, po czym zaczął mnie wypychać z pomieszczenia. Nie zawracał sobie głowy zamykaniem drzwi do klasy, zamiast tego każąc mi skręcić w róg, zanim się odezwał.

- Neville rzucił się na mnie, bluzgając o tym, że zamierzasz kogoś zabić! Nigdy wcześniej nie widziałem go tak przerażonego! Powiedział, że mówisz wszystko poetycko czy coś! - Ron wykrzyknął, zyskując wiele zdezorientowanych spojrzeń od pobliskich uczniów. Spojrzał na moją twarz i mowę ciała. Mój uprzejmy uśmiech, błysk w oczach i prostą postawę kręgosłupa i ramion. Skurczył się lekko z lekkim drżeniem w głosie. - Je-je... jeszcze nikogo nie zabiłeś, prawda?

Przerwa. Zatrzymałem się w miejscu i stałem jak zamrożony, z uprzejmym uśmiechem przyklejonym, ale nie sięgającym oczu. W tym momencie wszystko na świecie było w porządku. Ptaki, które pozostały, śpiewały swoje piosenki. Liście szeleściły na drzewach, które nie chciały ich oddać. A najlepsze z nich wszystkich, studenci gawędzili o tym i o tamtym i o wszystkim pomiędzy. Wszystkie powody do uśmiechu wciąż były dostępne, by się nimi cieszyć.

A potem...

Uśmiech opadł. Ostro.

- Tak... - wysyczałem, nie w wężomowie, wychodząc ciężko z gardła. - A teraz zabierz mnie stąd, zanim zmienię zdanie. Proszę.

Ron odprowadził mnie, posyłając mi od czasu do czasu zmartwione spojrzenie, podczas którego szarpałem ciemne włosy, by poczuć ich zapach. Wypuściłem kolejne warknięcie, gdy wpatrywałem się w obrażające mnie loki.

- Pachnę jak tysiąc kwiatów na łące zaprojektowanej przez Boga w noc, w którą stworzył wino... - Weasley rzucił mi zakłopotane spojrzenie. Zebrałem kawałek swoich szat i powąchałem. - Moje ubrania też! GRAH!!! Byłem tam tylko przez cholerną minutę! - krzyknąłem w złości, gwałtownie próbując zerwać szaty z odwieczną pokusą, by po prostu rozebrać się na cały dzień, bo wychwyciłem powiew mojej koszuli.

Ten zapach był wszędzie!

Ron uniósł ręce w sposób "uspokajający" i oddalił się ode mnie o krok.

- Dlaczego poszedłeś do Lockharta? Myślałem, że go nienawidzisz?

- Och... nienawidzę, Ron. Ale to było zło konieczne. - Odepchnąłem włosy od twarzy, agresywnie zaczesując grzywkę do tyłu, co pozostawiło moją bliznę w pełnej krasie. Ron zbladł. - Nie uczy nas zaklęć, więc chciałem... namówić go, żeby zademonstrował kilka swoich lepszych strategii walki.

- Jesteś przerażający, kolego... - mruknął Ron, nie starając się nawet tego ukryć. - Zaprowadźmy cię do łazienki, żebyś mógł pozbyć się zapachu. Poproszę jednego ze ślizgonów, żeby przyniósł ci nowy zestaw szat... i ubrań.

- Proszę, byłbym bardzo wdzięczny.

Po tym, jak zostałem zostawiony, aby zmienić ubranie na świeży zestaw, moi przyjaciele desperacko starali się trzymać minimum trzy stopy od mnie przez resztę weekendu. Hermiona i Luna były jedynymi, które nie zwracały uwagi na moje nieprzyjemne spojrzenie; takie, które potępiało wszystko, co istniało. Hermiona nawet wzięła trochę moich włosów i wąchała je po tym, jak spędziliśmy piętnaście minut, używając wzajemnie swoich toreb jako poduszek.

- Harry, czy używasz nowego szamponu? Pachniesz jak kwiaty bzu. Jest ładny, jaka to marka? Harry?

Przez następne pół godziny byłem pod prysznicem. Draco musiał być tym odważnym, który kazał mi wyjść po tym, jak zignorowałem błagania Hermiony o uspokojenie się. Od tamtej pory nikt nie skomentował. Z wyjątkiem Blaise'a.

- Myślę, że wszyscy możemy się zgodzić, aby nigdy nie dawać Harry'emu niczego, co pachnie jak kwiaty. - Chyba po raz pierwszy widziałem, że moi przyjaciele jednogłośnie zgadzają się na coś.

W następny poniedziałek w całej szkole pojawiły się plakaty reklamujące Klub Pojedynków. Pierwsze spotkanie miało się odbyć tydzień po pierwszym meczu Quidditcha.

- Draco, jeśli podczas pojedynku przywołasz węża, powieszę cię za kciuki nad Wieżą Astronomiczną i zostawię tam podczas zamieci. - Stwierdziłem swobodnie podczas lunchu.

- Zrozumiałem...? - Draco powiedział wysokim, pytającym tonem. - Czy jest coś, co powinienem wiedzieć...?

- Nauczyłeś się tego zaklęcia w zeszłym miesiącu i nie chcę, żeby ktoś został ugryziony, to wszystko.

Draco nie kwestionował tego, tylko wznowił jedzenie swojego zielonego jabłka.

~

Historia poboczna #2: Pokój Życzeń


Zatrzymałem się w połowie gryza pięknie wykonanego belgijskiego gofra, kiedy przyszła mi do głowy nagła myśl.

Nie znalazłem jeszcze Pokoju Życzeń. Huh... dziwne. Powinienem był to znaleźć już wieki temu.

- Idę na spacer. - powiedziałem do przyjaciół, chwytając kubek z herbatą i spijając ciepły płyn, aby nikt nie nabrał podejrzeń. Nigdy nie odchodzę od stołu, chyba że moja herbata jest już wypita lub coś jest naprawdę nie tak. Draco wydał z siebie niezobowiązujące chrząknięcie, delektując się tostem z dżemem, a pozostali machnęli mi na pożegnanie, gdy wszyscy rozkoszowali się swoim śniadaniem. Blaise zajadał się syropem, co spotkało się z protestem Daphne.

Hej, to jest dzień gofra. Nie pomijasz dnia gofra, chyba że jesteś uczulony na... nie wiem, gluten?

Udało mi się dotrzeć na siódme piętro, zanim zacząłem chodzić bez celu po korytarzach. Nie pamiętałem, gdzie ten pokój powinien się znajdować. Wszystko na jego temat było w najlepszym wypadku rozmyte, a w mojej głowie pozostały tylko strzępy. Korytarz był dość jałowy, zarówno dlatego, że śniadanie wciąż trwało, jak i dlatego, że na tym piętrze nie było nic ciekawego. Hogwart miał wiele pięter i o ile nie potrzebujesz ustronnego miejsca do schadzek, bardziej interesujące rzeczy wydają się dziać na pierwszych trzech piętrach i na głównym terenie zamku.

Zatrzymałem się, gdy zauważyłem prawdopodobnie najdziwniejszy obraz, jaki kiedykolwiek widziałem w moim krótkim życiu. Czarodziej w średniowiecznych puchatych spodniach, próbujący nauczyć baletu trolle noszące koreczki. Stałem tam, wpatrując się w to dziwaczne dzieło, zastanawiając się, co takiego miał ktoś w głowie, żeby w ogóle umieścić ten koncept na płótnie. W końcu udało mi się odwrócić i stanąć przed pustą ścianą. No wiadomo, gdybym to ja był osobą, która zbudowała ten zamek, ukryłbym ukryty korytarz nieopisanej magii tuż przy ostatecznym rozproszeniu, jakim jest dziwaczny jak diabli obraz.

Więc zacząłem chodzić. Tam i z powrotem trzy razy, podczas gdy śpiewałem w mojej głowie, czym chciałem aby pokój się stał.

'Potrzebuję miejsca, które rozproszy mój umysł. Potrzebuję miejsca, które zapewni mi zajęcie i z dala od wszystkich.'

Przy trzecim podejściu, na pustej ścianie zmaterializowały się drzwi. Zatrzymałem się na chwilę, po czym podszedłem i je otworzyłem... i natychmiast poczułem chęć pójścia do mugolskiego sklepu i kupienia tysiąca plastikowych pojemników do przechowywania i równie wielu siatek.

Pokój Życzeń zdecydował, że chcę mieć pokój, w którym jest wszystko. Meble z problemami z postawą, szkielety nieznanych stworzeń zamknięte w tym, co kiedyś było ich klatkami, i wystarczająco dużo biżuterii, by konkwistador mógł się rozpłakać. Cóż... skoro nikt nie miał zamiaru się o nie upomnieć, równie dobrze mógłbym zobaczyć, co tu jest.

Chodząc po pokoju, zawsze upewniałem się, że używam małego, kłującego zaklęcia, aby sprawdzić, czy to, czego zamierzam dotknąć, poruszy się lub zaatakuje. Tyle historii było upchniętych w tym pozornie niekończącym się pokoju i miałem swój sprawiedliwy udział w kichaniu od zebranego kurzu, który był prawdopodobnie starszy niż dziadkowie moich dziadków. Próbowałem śledzić czas, używając znalezionego zegarka kieszonkowego, który o dziwo wciąż działał, i zdobyłem kilka książek, które przykuły moją uwagę, plus kilka starych książek z biblioteki, aby zdobyć trochę punktów u Pani Pince. Byłem również mile zaskoczony odkryciem, że książki nie miały zapachu stęchlizny ani pleśni.

Poświęciłem chwilę na zbadanie kufra pełnego biżuterii. Ostrożnie szturchnąłem złamaną nogę krzesła na wypadek, gdyby coś tu było przeklęte. Przysięgam, że usłyszałem jak rubinowy naszyjnik syczy na mnie. Natychmiast podniosłem go za pomocą nogi krzesła i rzuciłem nim przez pokój.

Zbadałem biżuterię, większość była pokryta kurzem, ale kamienie były autentyczne i bez wątpienia bezcenne. Zamknąłem kufer, zostawiając na wierzchu greckie popiersie z brakującym uchem jako znacznik miejsca na później. Dziewczynom może się spodobać to, co tu jest, podczas balu Yule.

Przerwałem eksplorację, gdy minąłem wypchanego trolla i spojrzałem w górę na wysokie jak sufit stosy rzeczy.

- Czy powinienem...? Nie.

Z ostrym skrętem opuściłem pomieszczenie. Z jednej strony teoretycznie mógłbym znaleźć diadem, ale nie miałem niczego, co mogłoby go zniszczyć, a dodatkowo horkruksy wprawiają wszystkich w zdenerwowanie.

Jeśli nie ma tego w mojej pamięci, nikt nie może go zabrać. Voldemort na pewno niedługo wróci, nawet jeśli uda mi się pozbyć Pettigrew na dobre, to byli przecież inni Śmierciożercy, którzy by go wskrzesili. Chciałbym, żeby Voldemort wyraźnie poczuł, kiedy dźgnę diadem mieczem Gryffindora.

(2) Harry Potter and- Oh God, Not this Guy  || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz