Kres pomocy

71 1 1
                                    

-Muszę tam iść Harry.-jej głos był rozedrgany on szargających nią emocji, a po policzkach bez przerwy płynęły łzy. 

Drżącymi rękami naprzemiennie dotykała schowanej w kieszeni różdżki i potarganych włosów. Całej grupie wydawało się, że nie dociera do niej to co mówią, a jej myśli już dawno odpłynęły w kierunku desperacko potrzebujących pomocy rodziców. Ginny cały czas obejmowała ją opiekuńczo ramieniem, jednocześnie starając się przytrzymać w miejscu.  Kręconowłosa jednak, bez przerwy przestępowała z nogi na nogę, jak mantrę powtarzając jedno zdanie. 

-Muszę tam iść natychmiast.

-To zbyt niebezpieczne Hermiona.

Harry ciągle patrzył na przyjaciółkę, samemu prawie płacząc. Wizja której doświadczył zaledwie chwilę temu była wystarczająco przerażająca. Nie mógł jednak zdzierżyć patrzenia na brunetkę po tym jak powiedział jej co dokładnie widział. 

-Nie wiesz nawet gdzie konkretnie są.

-Dowiem się. Spróbuję ich odnaleźć, dotrzeć zanim...-dziewczyna żywo gestykulowała rękami, co chwila krzyżując spojrzenia z przyjaciółmi.-Ja muszę ich ocalić.

-Nie wiesz nawet czy faktycznie grozi im niebezpieczeństwo.-spróbował Ron.-Przecież to może być kolejna z ich sztuczek.

-Nie, to nie...

-Właśnie.-podchwyciła jego siostra.-Nigdy wcześniej Dementorzy nie dzielili się wspomnieniami odebranymi ich ofiarom.

-Nie mogę tak ryzykować.-Hermiona wydawała się po raz pierwszy w życiu kompletnie nie wiedzieć co ma robić ani powiedzieć.-Muszę ich ratować.

-Granger to głupota.-wtrącił się blondyn stojący tuż obok Harry'ego.-Jeśli pokazali to Potterowi, to tylko po to by was tam zwabić. Tego właśnie chcą, bo wiedzą, że nie będziecie w stanie przejść obojętnie obok takiej groźby.

-Myślisz, że tego nie wiem?!-wrzask dziewczyny sprawił, że blondyn aż się wzdrygnął. 

Wytrzymał jednak jej zrozpaczone spojrzenie i podszedł krok bliżej.

-Nie mogą was złapać, wiesz o tym lepiej niż ja. Nieważne czym zagrożą, nikt z Zakonu nie zgodziłby się żebyś tam poszła, a co dopiero żebyście poszli wszyscy.

-Więc co mam twoim zdaniem zrobić?! Zignorować to?! Wybacz, ale nie potrafię wyrzucić myśli o moich martwych rodzicach tak łatwo.

-Hermiona.-zaczął Blaise.-Oni mogą tylko blefować. Skoro to pułapka, wcale nie muszą krzywdzić twoich rodziców.

-Tak? Więc jaką masz gwarancję, że właśnie tego nie robią?! Skąd wiesz, że nie zabiją ich w momencie w którym zorientują się, że nie mam zamiaru się zjawić? 

Czarnoskóry zacisnął usta w wąską kreskę, bezradnie wzruszając ramionami. Sytuacja istotnie była patowa i mimo, że wszyscy, a nawet sama Hermiona wiedzieli, że pójście w tą pułapkę to nie jest dobry pomysł, nie mogli tak po prostu przejść spokojnie obok tej ewidentnej groźby.

-Nie możemy tak ryzykować.-mruknął Ron, patrząc wprost na okularnika.-Harry powiedz coś. Nie możemy tam tak po prostu pójść. Zabiją nas, albo zrobią coś znacznie gorszego kiedy tylko postawimy stopę w Australii.

Chłopak przerzucił spojrzenie na brunetkę, marszcząc brwi.

-Ron ma rację Hermiona.-szepnęła Ginny, pokrzepiająco ściskając jej ramiona.-Nie możemy nic zrobić.

Ta natomiast gwałtownym ruchem wyrwała się z uścisku rudej i odwróciła na pięcie, stając teraz naprzeciw niej. Twarz dziewczyny była czerwona zarówno od płaczu jak i złości a z brązowych oczu biło zdeterminowanie, jakiego nigdy u niej nie widzieli.

Dramione-WojnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz