Niech już będzie wiosna

80 6 2
                                    

 Ulga. Jakie to dziwne móc poczuć ją w miejscu w którym od zawsze królował tylko strach. Stare, brązowe deski w które wsiąkło już tyle krwi młodego Malfoya, że nawet on sam dziwił się iż nie są bordowe napawały jedynego syna Lucjusza i Narcyzy przerażeniem. Pustym wzrokiem patrząc na rozwalone po całym pokoju kawałki łóżka do którego nie raz musiał czołgać się przez cały pokój, rozedrganą dłonią głaskał głowę płaczącej na jego ramieniu Gryfonki. Oboje starali się powoli uspokoić oddechy i zebrać się w sobie, by zmierzyć się z podjęciem dalszych decyzji. Wizyta ciotki blondyna, postaci uosabiającej najgłębiej skrywane lęki ich obojga sprawiła, że oboje znajdowali się właśnie w takiej pozycji, nie wiedząc co mają ze sobą począć.

Dracon usilnie odganiał napływające do jego głowy wspomnienia z lat ,w których nawet jego własny pokój był miejscem gdzie przerażenie towarzyszyło mu na każdym kroku, równocześnie targany był jeszcze jednym. Ręka Hermiony, cały czas przyciśnięta do jego boku, dawała wrażenie jakby wypalała dziurę w jego jestestwie. Dokładnie wiedział w którym miejscu jej lewego przedramienia znajduje się słowo którego od tamtej pory nie wypowiedział do żadnego mugolaka ani razu. Nawiedzająca go we wspomnieniach wygięta sylwetka krzyczącej w agonii Granger wciąż wprawiała go w tak wielkie poczucie winy, że uciekał myślami jak najdalej od wyrazu jej twarzy tego pamiętnego wieczora. Mimo faktu iż tego dnia sam oberwał klątwą torturującą, pamiętał z tamtego momentu wszystko, począwszy od jej zakrwawionych, szamoczących się po podłodze jego salonu włosów, aż do każdej krzywizny jaką Bellatrix Lestrange wyrzęziła na jej ręce. Wciąż pamiętał wściekle odznaczającą się na jej bladej skórze krew, tak na prawdę niczym nie różniącą się od tej płynącej w jego, jego rodziców, czy nawet w  samej Belli żyłach.  Młoda, wykrzywiona w bólu twarz tak mocno wbiła się w umysł jego, Blaise'a i Teodora, że absolutnie żaden z nich nie był w stanie powstrzymać wyrzutów sumienia po tamtym wydarzeniu.

Może to paradoksalna w ich sytuacji ulga powiodła go do tego co zrobił następnie, a może była to właśnie chęć odkupienia win, która zakorzeniła się w umysłach trójki Ślizgonów tego pamiętnego dnia. Sam nie wiedział i nawet nie próbował tego zrozumieć, kiedy odsunął od siebie wciąż cicho szlochającą Gryfonkę tak, by mógł spojrzeć w jej zapłakane, rozbiegane na wszystkie strony oczy. Za czasów Hogwartu należał zupełnie tak jak jego przodkowie do domu Salazara Slitherina. A jak wiadomo Ślizgoni nie płaczą. Nigdy.

 A jednak, nawet w jego oczach w tamtej właśnie chwili pojawiły się wyraźnie połyskujące w nocnym blasku księżyca łzy, kiedy delikatnie ułożył dłoń na jej lewym przedramieniu.

-Przepraszam. 

Zrozumiała. Widział to w jej oczach i właściwie całej postawie. 

Delikatny szok, który zmienił wyraz jej twarzy z rozemocjowanego w zdziwiony, po chwili zastąpiło zrozumienie. Dziewczyna zaczęła kręcić przecząco głową, jednocześnie otwierając usta z zamiarem powiedzenia czegokolwiek, jednak nie pozwolił jej na to. Doskonale wiedział co miała zamiar powiedzieć i tak samo bardzo nie chciał tego słyszeć. Nie chciał by powiedziała, że to nie on zrobił jej taką krzywdę. Nie chciał słyszeć, że to nie wina jego ani jego przyjaciół, bo podświadomie od lat żył ze świadomością, że to na prawdę była ich decyzja. Wszystkie lata bezmyślnego wypełniania poleceń nie okupione nawet krztą zastanowienia. To była ich wina, że nie zrobili nic, nawet jeśli miało się to skończyć śmiercią. Bo czasem przecież lepiej umrzeć z honorem niż żyć robiąc rzeczy przez które nigdy nie uzyska się odkupienia. 

Nie pozwolił jej więc powiedzieć nic.

Po raz kolejny delikatnie przekraczając granicę, którą sam postawił sobie co do kontaktu z Gryfonką, pochylił się i jeszcze raz mocno przytulił dziewczynę oplatając jej talię ramionami. Sam nie wiedział co mu się stało. Tak silne emocje jakie targały tą dwójką podczas całego pobytu na terenie śmierciożerców uwolniły się w jednym momencie, pomimo tego, że wciąż przecież znajdowali się w miejscu władzy wroga. Samotna łza wreszcie znalazła drogę wyjścia spod jego powieki i powoli spływając po policzku, spadła na bluzę Hermiony. 

Dramione-WojnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz