Rozdział 11

1K 111 14
                                    



Troszkę, ale tylko troszkę zacząłem go unikać. Chyba nie zauważył, bo nie zareagował, a im mniejszy kontakt mieliśmy, tym bardziej byłem nieszczęśliwy, ale spokojniejszy, że nic się nie wydarzy i nie zrujnuję sobie przyszłości.

Bardziej mi zależało na bezpieczeństwie i stabilizacji niż tej głupiej miłostki do Gabriela. Faceta! Do diabła, mojego chlebodawcy!

Powtarzałem sobie: Adam, weź się w garść, pizdo jebana.

I to rzeczywiście pomagało. Zwłaszcza że w głowie wybrzmiewał mi głos Cypisa, który był dla mnie jak mentor. Zachowywałem się normalnie, trzymając tylko większą odległość. Bezpieczną odległość.

Będzie dobrze.

Dlatego od tygodnia moje dni wyglądały identycznie. Wstawałem, zanosiłem śniadanie Gabrielowi, ale nie zostawałem z nim. Wracałem do kuchni, jadłem śniadanie i natychmiast wychodziłem do pracy, by wrócić późno do domu, zjeść i iść spać.

Tak właśnie trzymałem to cały tydzień.

Nie było to podejrzane, bo pracowaliśmy nad ważną sprawą kradzieży. Co było na marginesie nudne, ale zajmowało dużo czasu. Czasu, który spędzałem niesamowicie dużo z Darią.

Daria zauważyła, że coś jest nie tak, ale nie pytała i tylko dyskretnie mnie pocieszała, dając mi lizaki i czasem zapraszając do siebie do domu na kawę.

I co ciekawe. Daria miała dziesięcioletnią córkę, która natychmiast mnie pokochała. A to, co nas łączyło, to słodycze.

– Jesteście siebie warci – skwitowała pewnego dnia Daria.

Prychnąłem, w myślach przyznając jej rację.

– Podrzucę ci ją i Gabrielowi, jak będę chciała wyjechać do SPA.

– Jesteś całkiem młoda na dziesięciolatkę – powiedziałem. – Sama ją wychowujesz?

– Cóż... kiedyś pracowałam w straży miejskiej. Miałam 21 lat i poleciałam na policjanta. Teraz to ironiczne, ale chyba dzięki temu dupkowi wstąpiłam do policji. Jedyne za co jestem mu wdzięczna to właśnie kariera i Eryka.

– Mogę zapytać, czemu go nie ma?

– Nie chce mieć nic wspólnego z dzieckiem, a my z nim – skwitowała chłodno.

Natychmiast zrozumiałem.

– Jesteś świetną matką.

– Och, mam wrażenie, że nie...

– Uwierz mi – powiedziałem pewnie. – Wiem, jakie okropne mogą być matki. Ty jesteś wspaniała.

– Przykro mi, że miałeś taką a nie inną matkę.

– A mi nie. Miałem za to wspaniałego ojca. Ale nie rozmawiajmy o tym. Pogadajmy z tym Mechanikiem.

– Racja. Zrobiło się sentymentalnie.

I tak zakończyła się nasza ciężka rozmowa.

Ale nie tylko Daria się domyśliła. Pani psycholog, do której przychodziłem na kawę i te świetne belgijskie czekoladki, również.

– Możesz o tym ze mną porozmawiać.

– Nie chcę.

– Będzie ci lżej.

– Nie.

– Może pomogę.

– Pomoże mi pani, dając jeszcze czekoladę, widziała pani reklamę Wedla?

Nasze SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz