Początek wyglądał jak delikatne muśnięcie naszych ust. Dotyk jego ust na moich i że mogłem nadal to robić, był cudowny. Zamknąłem oczy, rozkoszując się tym momentem.
Chciałem ostrożnie pójść kawałek dalej, dlatego lekko uchyliłem usta i chyba tym wywołałem jakiegoś demona w Gabrielu, bo to on pogłębił pocałunek.
Dotychczas to ja trzymałem go za kark. Teraz to on złapał mnie za tył głowy i mocno wsunął mi język do buzi.
To się chyba nazywa francuski. A chuj wie, byłem kompletnym laikiem, a Gabriel był na innym poziomie, bo ledwo nadążałem i oczywiście zapomniałem, jak się oddycha. Ogarnąłem, dopiero jak się prawie udusiłem, a on nawet nie pomyślał, żeby przestać.
Jezu, facet był starszy tylko o osiem lat. A całował tak, jakby miał stuletnie doświadczenie. No i od tego zależało jego życie.
Z karku przejechałem dłonią na pierś, gdzie z łatwością wyczułem szybko bijące serce. Ono wręcz pędziło.
Jednak ta cudowna chwila się skończyła, kiedy wydałem z siebie zaskakująco nieprzyzwoity dźwięk. Odsunął się gwałtownie, jakby wyrwano go z transu. Głośno oddychałem, chciałem go całować dalej. Nawet jeśli nie potrafiłem dobrze oddychać.
– Nie możesz!
Ja? Pomyślałem otumaniony z spuchniętymi ustami. To właśnie on zbadał mi całą jamę ustną.
– Dlaczego?! – zapytałem z pretensją jak dzieciak, któremu zabrano zabawkę. – Kurwa, dlaczego?! Dlaczego mi nie pozwalasz siebie kochać!?
Chciałem się rozpłakać. Czemu nadal odmawia, nawet po tym... takim pocałunku!
– Bo... – chyba był bliski płaczu. A to ja powinienem się rozpłakać. – Jestem najgorszą osobą, w której możesz ulokować uczucia.
– Ja tak nie uważam – potrząsnąłem głową gwałtownie.
– Bo tego nie widzisz – jęknął, chowając twarz w dłoniach.
– Czego na przykład? – zapytałem spokojniej, pochylając się nad nim.
– Że jestem złym człowiekiem – wyjawił. – A partnerem to w ogóle koszmarnym.
Znów zagryzłem wargę, czując, że pulsuje i jest wilgotna.
– Jesteś wspaniały – zapewniłem, bo naprawdę tak uważałem.
– Nie, Adam. – Potrząsał głową, nadal na mnie nie patrząc. – Nie.
– Dlaczego tak na siebie mówisz?
Mimo możliwości odtrącenia objąłem go jednym ramieniem. Był taki kruchy i słaby w moich ramionach.
– Bo trzeba ci uświadomić – spojrzał na mnie w końcu – że jestem najbardziej chorobliwie zazdrosną, kontrolującą i samolubną gnidą, na jaką mogłeś trafić. Taka jest prawda.
Spojrzałem na niego w taki sposób, że byłem pewny, że żartuje. Ale jego desperacki wzrok mówił zupełnie co innego. On mówił poważnie.
– Nie mów tak na siebie. – Po raz pierwszy w życiu go upomniałem.
– Nie pozwolę ci ze sobą być – powiedział hardo, prostując się. – Dla twojego dobra.
– Sam mogę wybierać, co dla mnie dobre – odpowiedziałem mu poirytowany, nadal czując smak jego ust na swoich.
– Nie, nie potrafisz – powiedział zdecydowany. – Boję się, że moja zazdrość podczas posiadania ciebie, wpadnie w taki stan, że zabronię ci wychodzić, a ty się zgodzisz. Zgodzisz się, by być przy mnie. Jesteś ode mnie uzależniony finansowo i materialnie. Co, jak zacznę to wykorzystywać?
– Nie jesteś wcale tak złym człowiekiem, jak się przedstawiasz, Gabriel – powiedziałem pewnie.
– Jestem – powtórzył z irytacją, że go neguję.
– Nie, wcale nie – upierałem się.
– Adam... – powiedział już ostrzegawczo.
– Lubię kontrolę – wyjawiłem już łagodniej. – Czuję się wtedy bezpiecznie. Dlatego właśnie tak cię uwielbiam – próbowałem mu wytłumaczyć, jak to wygląda z mojej strony. – Jesteś moją ostoją bezpieczeństwa. I w rzeczywistości, wcale nie jestem od ciebie aż tak zależny
– Mieszkasz ze mną – mruknął sceptycznie.
– Pójdę do Piersa, byś za mną zatęsknił. – Założyłem ręce na piersi.
– Ugh... – westchnął z irytacją – tylko nie do Piersa.
Zagryzłem wargę, czując rosnącą satysfakcję.
– Jesteś zazdrosny?
– Od kiedy cię pocałował w moim do domu! – krzyknął wściekły. – Adam, on tu nie ma wstępu. Policję na niego nasłałem, by był daleko od ciebie.
– Jest moim przyjacielem.
– Pomaga mi to, naprawdę. – Przewrócił oczami.
– To słodkie – zachichotałem.
– To chore – poprawił mnie.
– Daj nam szansę, Gabriel. Szansę na szczęście. Nie niszcz tego na starcie – poprosiłem go.
– Nie...
– Stwórzmy razem NASZE SZCZĘŚCIE, hmmm? – mruknąłem, pochylając głowę w jego stronę.
– Ja...
– Też mnie kochasz – szepnąłem, całując go w policzek. – A ja kocham ciebie. Pozwól nam.
– Pozwolę nam... gdy... och – westchnął z zachwytem, jak go pocałowałem w szyję. – Do diabła, Miller, nie mogę się skupić!
– Przepraszam – powiedziałem bardzo z siebie zadowolony.
– Dam nam szansę, dopiero jak usłyszysz moją historię.
– Tę, o której mówił Boss?
– Tak. I wtedy ty będziesz decydował. Nie ja.
Pokiwałem głową, zgadzając się z jego ultimatum.
– A mogę z tobą spać?
– Ugh – warknął. – Niczego mi nie ułatwisz, prawda, Adam?
Uśmiechnąłem się, troszkę złośliwie i, kładąc rękę po obu jego biodrach, trochę nad nim zawisłem w bliskiej odległości.
– W moim interesie nie jest ci nic ułatwiać.
Omiótł spojrzeniem moją rozpromienioną, pełną nadziei twarz i westchnął.
– Zróbmy sobie tę przyjemność w nieświadomości co przyniesie jutro.
Byłem zachwycony i beztroski, w przeciwieństwie do blondyna. Bo on wiedział, co jutro mi powie, a ja nie.
Mimo to zasnęliśmy wtuleni w siebie, ciesząc się tą chwilą błogiego spokoju, która i tak miała być zaraz zakłócona.
~*~
Prawdopodobnie następny rozdział będzie dopiero 16 grudnia. Więc trzymajcie się :)
CZYTASZ
Nasze Szczęście
Mystery / Thriller|Druga część "Szansa na szczęście"| Adam jest najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. A w każdym razie tak mu się wydaje. Właściwie to nie. Byłby, gdyby nie to przerażające uczucie do Gabriela, którego nie rozumie. Jeszcze nie wie, że jego uczucia...