Rozdział 4

1K 121 9
                                    


Wróg.

To był jedyna myśl, która chodziła mi po głowie w tym momencie. Powoli wyłączyło mi się szersze myślenie. Tak jak wzrok, wszystko się zwężało do jednego punktu.

Pozbyć się problemu.

Hałas nie ustawał. Mój oddech zwolnił, mięśnie tak się napięły, że były sztywne. To jak gotowość do skoku.

Znów to czułem. Znów traciłem siebie, zmieniając się. Nie mogłem tego powstrzymać, zresztą nie chciałem tego zatrzymać. Dlaczego miałbym? Miałbym udawać, że nic się nie dzieje? Pozwolić obrabować dom?

Zrobić krzywdę Gabrielowi będącemu na dole?

Nie. Prędzej stracę kontrole i ich zabiję. Tak jak wtedy. Na mikro sekundę przestraszyłem się, że zaczyna się to co osiem lat, ale zaraz to zignorowałem. Musiałem działać, nie ważne jak.

Jak ktoś śmiał tutaj wejść?, pomyślałem wstając z miejsca, a szkicownik huknął o ziemię. Nie zwróciłem na to jednak uwagę.

Ruszyłem przed siebie jak buldożer. Widziałem tylko drzwi, wąską perspektywę korytarza i schody.

Byli beznadziejnymi włamywaczami, byli głośni, coś przewrócili. To było w chuj podejrzane, ale to nie miało znaczenia. Liczyło się to, że ktoś wszedł tu i jest zagrożeniem.

Nie dla mnie, dla Gabriela w sypialni.

Byli w salonie. Weszli w ogóle właśnie przez taras, wybijając szklane przejście w momencie zniesienia przez Gabriela wszystkich zabezpieczeń.

Musieli przeskoczyć przez wysokie z muru odgrodzenie.

Cicho, w samych skarpetkach, zszedłem na dół i jak prawdziwy myśliwy przeszedłem przez korytarz i stanąłem w wejściu obserwując dwóch chłystków w kominiarka.

W jebanych czarnych ubraniach i kominiarkach.

Co oni naoglądali się filmów, czy jak? Wystarczyły trzy sekundy by uznać ich za skończonych idiotów i debili, bez planu i doświadczenia.

Kręcili się chaotycznie, wkładając cenne rzeczy do worka. Emocje trochę mi opadły, uznając że nie mam czego się bać, kiedy padło:

– Ma być w pokoju po prawej, nie? – szepnął głośno do kolegi jeden z nich.

– Ja bym gwizdnął jeszcze ten głośnik, zanim do niego pójdziemy.

– Dobra.

Ta rozmowa podziała na mnie jak płachta na byka. Ewidentnie chcieli iść do Gabriela. To jego pokój był na dole po prawej. Skąd wiedzieli? Skąd do kurwy wiedzieli, gdzie jest Gabriel i po co chcieli tam iść?

Natychmiast straciłem trzeźwe myślenie. To było nawet krótsze niż sekunda. Aż mi się czarno na moment zrobiło przed oczami.

Identycznie jak osiem lat temu.

Nie ruszyłem się. Niemal jak tygrys widzący swoją ofiarę. Nie atakowałem od razu. Nie dopóki nie widziałem, że to odpowiedni czas.

Nie mogę ich zmiażdżyć, pomyślałem jeszcze trzeźwo, bo jak zacznę, nie skończę i jest szansa, że ich zabiję.

I wtedy odwrócili się i mnie zobaczyli. Nie ukrywałem się, stałem po prostu w wejściu do salonu.

– Kurwa, miało go nie być – pisnął jeden z nich.

To nie był przypadkowy dom do obrabowanie, przeleciało mi w głowie.

Ale te ostatnie logiczne myślenie poszło się pieprzyć, kiedy wyciągnęli nóż. I wtedy to nastąpiło. Na widok nożu. Długiego, z czarną rączką.

Nasze SzczęścieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz