Rozdział 11 - Zagubienie

767 41 52
                                    

Aron POV

Nigdy nie miałem okazji wyobrazić sobie, co zrobiłbym w sytuacji, gdzie stanąłbym twarzą w twarz z moją matką. Z kobietą, która zostawiła mnie, gdy jeszcze nawet nie umiałem chodzić.

Rzadko o tym wszystkim myślałem, bo nienawidziłem tego tematu. Ale gdy już moje myśli uciekały w tym kierunku, wiedziałem jedno. Kurewsko nienawidziłem tej kobiety. Nie tak bardzo jak Draco, ale nadal.

Miałem do niej żal. Już abstrahując od tego, że zostawiła mnie, bo ja dałem sobie radę. Ale nigdy nie wybaczę jej tego, że zostawiła mojego ojca gdy ten oddałby za nią życie. Nie zliczę ile razy za dzieciaka widziałem, jak potajemnie płacze w gabinecie, a gdy go nakrywałem, tłumaczył że podrażnił sobie czymś oczy. Dobre mi sobie. Doskonale wiedziałem, że za nią tęsknił. I byłem pewien, że gdyby nagle wróciła, on przyjąłby ją z otwartymi ramionami. Bo tak bardzo ją kochał.

Tak naprawdę nawet nie wiedziałem, jak wyglądała. Ojciec schował przede mną wszystkie jej zdjęcia i nie miałem z tym żadnego problemu. Nawet nie chciałem tego wiedzieć. Tak było prościej. Jednak teraz, gdy stała przede mną, mogłem śmiało powiedzieć, że była piękna kobietą i nie dziwiłem się ojcu, że widział w niej świat. Ale to tyle. Po prostu była śliczną kobietą. Nic więcej.

Stałem jak słup, próbując zrozumieć co właśnie działo się na moich oczach. To było abstrakcyjne. Tak bardzo jej nienawidziłem, że nawet nie brałem pod uwagę możliwości spotkania jej. Gdybym miał na to wpływ, nigdy bym do tego nie dopuścił. W tym momencie miałem masę pytań. Jak? Skąd? Dlaczego? Po co?

Dłonie zaciskałem w pieści do tego stopnia, że zaczynały mnie boleć. Nie wspomnę o zębach, gdzie miałem wrażenie, że za moment się pokruszą. Próbowałem przyswoić informacje, która przed chwilą wypadła z ust kobiety. I już wiedziałem.

Nie kontrolowałem tego, ale po prostu się zaśmiałem. Parsknąłem śmiechem prosto w jej twarz.

- To są jaja, tak? Taki żarcik. Nie śmieszny - rzuciłem, patrząc po reszcie, która wydawała się dziwnie zestresowana.

Spojrzałem na Camille, która stała kilka kroków ode mnie. Gdy nasz wzrok się spotkał, zacisnęła usta w wąską linie i posłała przepraszające spojrzenie. Nie rozumiałem dlaczego. Za co ona mnie przepraszała?

- Greg? - zapytałem, spoglądając na mojego wspólnika. - Wyjaśnisz mi to?

- Aron, przykro mi, ale to prawda. To jest twoja matka - wyjawił, na co uniosłem brwi, jakbym usłyszał go pierwszy raz. - Ariella Black.

Ariella.

- Wyjdź stąd - nakazałem, nawet nie darząc jej spojrzeniem. Jednak dobrze wiedziała, że mówiłem do niej, ponieważ obleciała wzrokiem resztę.

- Ale Aron... - odezwała się nagle Bethanie, ale szybko uciąłem jej wypowiedź.

- Nie ma ale! Nie życzę jej sobie tutaj - powiedziałem dosadnie, spoglądając na dziewczynę za ladą, która swoją drogą również była dziwnie zestresowana. O co im wszystkim chodziło?

- Ona tu mieszka. - Znów odezwała się Bethanie. To już było chore.

Znowu parsknąłem śmiechem. Zrobiłem kilka kroków w miejscu i przejechałem dłońmi po włosach.

Despite all (ocal mnie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz