11. Pokonany

111 10 214
                                    

Zimno...

Ból...

I strach...

Kiedy Feng powoli zaczął odzyskiwać świadomość, te uczucia mu towarzyszyły. Powoli zaczął otwierać oczy, przed którymi poczęły pojawiać się liczne mroczki. Głowa bolała go tak bardzo, jakby miała zaraz rozłupać się na pół.

Starał się sobie przypomnieć, jak się znalazł w tym miejscu. Jego wspomnienia były lekko zamglone, ale powoli zdawał sobie sprawę z tego, w jak bardzo beznadziejnej sytuacji się znalazł.

Leżał przez ten cały czas na ziemi z głową opartą o trochę siana. Przez to bardzo go bolały również plecy, choć do tego zapewne przyczyniły się również kopnięcia Ji Yunjina.

Feng złapał się prawą ręką za głowę, masując sobie przy tym czoło, aby nieznośny ból ustąpił.

Spróbował jeszcze raz otworzyć oczy. Zaczął widzieć już wyraźnie, jednak ciemność przed jego oczami wcale go nie opuściła. Znajdował się w lochach położonych zapewne głęboko pod ziemią. Czuć było tu wilgoć, przez którą rozprzestrzeniła się pleśń. Myszy i szczury zapewne też często tutaj witały...

Złodziejaszek chciał się stąd jak najszybciej wydostać, aby chociaż zaczerpnąć świeżego powietrza.

Zdziwiło go jednak, kiedy zaraz po tym, jak podniósł się z ziemi do pozycji siedzącej, zauważył trójkę mężczyzn siedzących po drugiej stronie celi. Feng nie widział ich twarzy zbyt dobrze z powodu ciemności tu panujących.

Złodziejaszek popatrzył się na nich przez kilka sekund, lecz Feng, poczuwszy ich spojrzenia na sobie, położył się z powrotem na ziemi i odwrócił do nich plecami, mając nadzieję, że nie będą go zaczepiać w jakikolwiek sposób.

Tak jednak nie było...

- Hej! Nie udawaj teraz, że śpisz! - rzucił jeden z zachrypniętym głosem, po czym zaczął mocno kaszleć.

Feng zacisnął mocno usta, a zaniepokojony wzrok wbił w ścianę przed sobą. Wziął głęboki wdech, a potem się podniósł, kierując swoją twarz na współwięźniów.

Nie odezwał się ani słowem, do póki mężczyzna przed nim nie zabrał głosu.

- Dlaczego cię tu wrzucili? - spytał spokojnie.

- Nie twoja sprawa - rzucił nieco grubiańsko Feng.

Młodzieniec bał się, że jakakolwiek dalsza interakcja z tymi bandziorami może zaskutkować jego nieszczęściem, więc swoją odpowiedzią miał ich od siebie odsunąć, sprawiając wrażenie wrednego i nie do rozmów. Jednak... Feng nigdy chyba nie wiedział, jak w takich sytuacjach postępować...

Na jego niekulturalny ton zwrócił uwagę inny, dość cherlawy mężczyzna.

- Ty-ty-ty-ty lepiej zachowaj ten brak szacunku dla tego śmiecia Ruo. My chcemy tylko się z tobą dogadać - rzucił cienkim głosem, niemal piskliwym.

Wtedy na korytarzu więzienia Feng usłyszał dźwięk, a właściwie to pisk, otwierania żelaznych, zardzewiałych drzwi. Po ścianach korytarza rozbrzmiewały odgłosy coraz głośniejszych kroków. Można było domyśleć się, że nadchodziły dwie osoby, z czego kroki jednej z nich były o wiele lżejsze, a także cichsze. Ciemny korytarz powoli stawał się jaśniejszy. Dwie nadchodzące osoby zatrzymywały się na kilka sekund, żeby zapalić pochodnie zamocowane na ścianach. Kiedy do ich celi niemal całkowicie dotarło już światło ognia, Feng w końcu mógł się przyjrzeć swoim współwięźniom. Wyglądali na młodych i w oczach Qina z jakiegoś powodu tacy niewinni. W ich oczach nie było ani krzty złośliwości albo wrogości, jakiej wcześniej mógł się dopatrzeć u innych więźniów, między innymi u tych, z którymi zmierzał do kopalni żelaza, aby odpracować swoje winy. Całe szczęście, że udało mu się stamtąd uciec razem z Liu...

Wybrany Przez Ślepca『BL』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz