15. Od nowa

77 8 151
                                    

Szczęk ostrzy, krzyki agonii, dźwięk rozrywanego mięsa i zapach krwi...

Feng obudził się, gwałtownie podnosząc. Nie mógł uwierzyć, że udało im się uciec z tego przeklętego Zhongwei. Zanim wstał, zajrzał za pazuchę. Jego serce nieco się uspokoiło na widok rzadkiego zioła Luoxuan Zao, które podarował im Ke Wenan, kiedy się rozdzielali. Był to jeden ze składników eliksiru, które miało przywrócić Liu wzrok. Cieszył się, że byli o krok bliżej do osiągnięcia  ich celu. Był on powodem, dla którego złodziejaszek musiał przejść przez tyle trudności, ale kiedy uzbierają już wszystkie zioła, będzie wolny.

Wolny... Ta...

Qina nieco dziwiło oddanie Ke Wenana wobec kultywatora. Co musiał zrobić Yanshen, żeby je zyskać?

W dodatku podarowali im jeszcze ten powóz, w którym mogli spać i przemieszczać się.

„Mam nadzieję, że już nigdy się nie zobaczymy"

To były słowa wypowiedziane na pożegnanie przez Shi Feijiana. Zapewne cieszył się, że spłacili dług wdzięczności wobec Liu Yanshena i w końcu również mogli opuścić mury tego przeklętego miejsca.

Kiedy młodzieniec wstał, kątem oka zawadził leżącą sylwetkę zwróconą do niego plecami. Wpatrywał się w nią kilka sekund, nim poszedł nakarmić konia, a potem prowadzić powóz.

Na głowie miał przewiązany cienki słomiany kapelusz, który co chwilę musiał poprawiać, by mu nie spadł przez wiatr wiejący mu prosto w twarz. Do tego wszystkiego padał gęsty deszcz, już od dwóch dni niemal bez przerwy.

Spojrzał się jeszcze raz za siebie. W wozie, pod jego lichym materiałowym dachem, leżał kultywator przykryty cienkim, przykrótkim kocem. Qin bez problemu mógł zauważyć jak mężczyzna bez przerwy się nieopanowanie trzęsie. Po raz kolejny westchnął żałośnie nad losem Liu Yanshena.

Najgorszym w tym wszystkim było to, że nie mógł nawet rozpalić ogniska, aby ulżyć nieco wojownikowi w cierpieniu. Nie mógł znaleźć nawet głupiej jaskini, w której mogliby się na chwilę zatrzymać. Niestety dookoła otaczały ich jedynie wysokie góry, na które nie sposób było się dostać. Fenga zaczęło aż dziwić, dlaczego tak bogate miasto leżało na takim odludziu.

Tułali się tak już od momentu, w którym opuścili Zhongwei. Dzisiaj mijał już czwarty dzień. Feng wiele razy się zastanawiał, czy może nie zostawić Liu w wozie, a samemu pogalopować na koniu w siną dal, aby znaleźć jakieś miasto albo wieś, gdzie mogliby się zatrzymać, mógłby nawet kogoś sprowadzić, by im pomógł. Sumienie jednak nie pozwalało mu na uczynienie czegoś takiego. Zresztą za każdym razem, jak wspominał o tym Yanshenowi, on jedynie odpowiadał błagalnym tonem: „Proszę, nie idź".

To były tylko słowa, nic nieznaczące słowa, ale im więcej myślał o tym pocałunku z kultywatorem... Tracił zdrowy rozsądek.

Dla niego był to tylko akt desperacji, nie myślał wtedy trzeźwo. Skąd mógł wiedzieć, że jego pocałunek zostanie odwzajemniony?

Po tym długim rozmyślaniu doszedł do wniosku, że Shi Feijian miał rację – Feng nie umiał podejmować decyzji pod presją.

Gdyby mógł cofnąć czas, teraz pewnie zamiast całować go, wybrałby nawet pokazanie mu swojego gołego tyłka. Chociaż... może lepiej nie... Sam nie wiedział. Myślenie nigdy nie było jego mocną stroną.

Kiedy ulewa nieco zelżała, Feng zatrzymał wóz i wszedł do środka. Ukucnął przy półprzytomnym i przepoconym kultywatorze. Zdjął z jego rozpalonego czoła mokrą ściereczkę, by namoczyć ją w zimnej wodzie znajdującej się w wiadrze obok.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 03 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Wybrany Przez Ślepca『BL』Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz