6. Warunek

17 2 35
                                    

Początek października przyniósł do Hogwartu błoto, ciepłe swetry  dosyłane sowią pocztą przez zaniepokojonych paskudną pogodą rodziców oraz prawdziwą epidemię grypy. Pod Skrzydłem Szpitalnym ciągnęła się kolejka uczniów z cieknącymi nosami, podkrążonymi oczami i głosami przypominającymi drapanie o tablice.

Na pomoc przychodził im serwowany przez pielęgniarkę Panią Pomfrey eliksir pieprzowy, pozbywający się większości objawów. Nie wszyscy decydowali się na tę kurację przez palący smak wywaru, który sprawiał, że zawartość żołądka konsumenta natychmiast próbowała wydostać się na zewnątrz. Do tych "niechętnych" należała między innymi pewna pierwszoklasistka, o imieniu Harmony. 

Patrzyła wrogo na parujący wywar swoimi dwukolorowymi oczami, w którym jedno połyskiwało niczym ocean nocą, a odcień drugiego przypominał gorzką czekoladę. 

— Zniesiesz to lepiej, jeżeli zatkasz nos — poradził starszy brat dziewczynki, opierając się o oszkloną szafkę na lekarstwa. Pielęgniarka posadziła Harmony na łóżku w samym rogu sali, zmierzyła temperaturę i odleciała zbadać kolejną ze wciąż napływających osób. Chłopakowi pozostawiła przekonanie siostry do przełknięcia obrzydliwego lekarstwa. 

Założyła pasma czarnych włosów za uszy, ukazując rozpalone od gorączki policzki i przymierzyła się do wypicia eliksiru. Od razu po poczuciu palenia na języku odsunęła od siebie czarkę, zanosząc się kaszlem. W środku pozostało więcej niż połowa. 

— Nie dam rady — westchnęła zirytowana sama na siebie Harmony. Przeziębienie męczyło ją już od kilku dni i naprawdę chciała się go pozbyć. Zanosiło jej się jednak na wymioty przez sam ten drażniący zapach. 

— Dasz.

— Ostatnim razem przez pięć godzin dymiło mi się z uszu!

— Tylko dlatego, że eliksir przygotowywała nasza mama. Dobrze wiesz, że potrafi przypalić wszystko — spróbował ją rozbawić, lekko naginając przy tym rzeczywistość. Ich rodzicielka, będąca płodną pisarką, spędzająca każdą wolną chwilę w swojej pracowni nawet nie zbliżała się do kuchni, świadoma swoich umiejętności, a raczej ich braku. Ową miksturę, po której jej córka niemal zamieniła się w czajnik z buchającą zewsząd parą, zakupiła w aptece. Dekadę wcześniej. 

Harmony wyobraziła sobie, że jest zawodniczką w drużynie quiddicha i obserwuje ją cały świat. Wszyscy gotowi cieszyć się z jej wygranej bądź szczerze pocieszać po porażce. Tysiące wbitych w nią spojrzeń, setki uśmiechów. Może nie miało to za wiele wspólnego z sytuacją, w jakiej się znajdowała, lecz to był jedyny sposób, w jaki potrafiła dodać sobie odwagi.

Przysunęła czarkę do ust, odchylając głowę do tyłu. To tylko trzy łyki, lecz odnosiła wrażenie, jakby piła z naczynia bez dna. Skończywszy wreszcie, przetarła usta wierzchem dłoni. Brat zabrał od niej naczynie i odstawił na szafce obok szpitalnego łóżka. Policzki dziewczynki zabrzmiały i zakwitły czerwienią. Po otworzeniu przez nią ust wydobył się z niej obłoczek pary.

Parsknął śmiechem, kiedy dziewczynka przestraszona zatkała sobie usta dłonią. Sama roześmiała się dopiero po chwili.

— Nigdy więcej — zadeklarowała, przykładając dłoń do rozgrzanej twarzy. Wtopiła palce w swoją przyklapniętą przez chorobę czarną grzywkę, usiłując nadać jej choć trochę objętości. Na marne.

Valerian obserwował jej starania z uniesionymi kącikami ust. Z troską szukał na jej twarzy jakichkolwiek oznak stresu, spowodowanych sytuacją rodzinną. Harmony nie była głupia. Przeciwnie, wykazywała się niesamowitą błyskotliwością, ukrywanych pod maską nieśmiałości. Tiara nie bez powodu umieściła ją w domu kruka. Zdawała sobie sprawę z niebezpieczeństwa, wynikającego z pracy ojca. Wiedziała, że nie powinna o nim wspominać, nawet przyjaciołom, którzy często rozmawiali o sławnym w czarodziejskim świecie mężczyźnie. Niektórzy wyrażali się o nim z zafascynowaniem, uznając za idola, a inni, często powtarzając słowa rodziców, nie szczędzili niepochlebnych komentarzy.

NIGHTMARE °𝓱𝓪𝓻𝓻𝔂 𝓹𝓸𝓽𝓽𝓮𝓻 𝓯𝓪𝓷𝓯𝓲𝓬𝓽𝓲𝓸𝓷Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz