Epilog.

1.8K 99 17
                                    

(Sariel Hayyel)

Do domu wróciłem późnym popołudniem, na dworze padało, więc tym bardziej nie śpieszyłem się. Mam do kogo wrócić do domu, więc nie chciałem spowodować jakiegoś wypadku, jadąc za szybko w takich warunkach.

Iva nie wybaczyłby mi szybko, że zostawiłem go sam z trójką dzieci. To nie tak, że by sobie nie poradził, bo poradzi sobie. Jest niesamowity, potrafi zapanować nad tymi urwisami, kiedy ja naprawdę rozkładam ręce, bezbronny, by zmotywować moich trzech synów do zrobienia czegokolwiek. Najgorszy jest Riva – omega, w życiu nie spotkałem się z tak wredną omegą, ma tylko siedem lat, a daje każdemu popalić. Daniel twierdzi, że z charakteru to wdał się we mnie. Cóż może i ma rację.

Spodziewałem się, że moi trzej synowie, na czele z Rivą, napadną na mnie, kiedy będę się rozbierać, ale w naszym domu było cicho. Za cicho.

Aster mógł udać się na drzemkę, w końcu ma cztery lata, ale co z resztą? Co te małe diabełki kombinują? Poszedłem do sypialni, wiedziony przeczuciem, że tam zastanę całą czwórkę, jeśli Aster śpi, to tylko z Ivą, a pozostała dwójka jak... te wierne pieski będą leżeć obok, nie przeszkadzając mamie i braciszkowi w spaniu. Mam naprawdę wspaniałą rodzinę.

W sypialni jedyną osobą, która spała był Iva, pozostała trójka oblazła go jak jakieś pchły.

– Tata! – krzyknął Riva, a Aster tylko przystawił palec do ust, nakazując starszemu braciszkowi być cicho.

– Mama spi – mruknął mój najmłodszy syn i spojrzał na brata z wyższością. Aster jak na alfę ma więcej z Ivą, czasami przyłapuję się na myśli, że Aster byłby lepszą omegą niż Riva, natomiast Rivia byłby lepszym alfą niż Aster. Jednak nie chyba nawet ja tak myślę. Aslan, najstarszy z całej trójki, uważa podobnie co jak. Chociaż wiele alf czułoby się urażonych, gdyby ich pierworodny urodził się betą, to ja odnoszę wrażenie, że jest tym idealnym dzieckiem, które nie wdało się ani za bardzo we mnie, ani w Iva. Jest pomiędzy.

– Mama chory – powiedział Aster.

– Przez ciebie – odpowiedział Riva, wkurzając tylko tym samym brata. Na szczęście Aslan usiadł pomiędzy nich, więc ograniczą się do swoich bójek.

– Riva ma rację – Aslan przyznał rację młodszemu z braci – Nie musiałeś uciekać w ten deszcz.

– Ja... Nie! Tata! – zawył chłopiec, a ja wziąłem głęboki wdech.

– No spokój chłopcy. Skoro mama jest chory, to dajmy mu odpocząć, dobrze? Pójdziemy zrobić kolację, kiedy mama się obudzi, na pewno będzie głody, wiecie? – powiedziałem, licząc, że to zmotywuje chłopców do jakiejkolwiek pomocy. Łatwiej jest ich pilnować w jednym miejscu, nawet jeśli mają stać jak kołki i udawać, że pomagają. Owszem później Iva rzuci parę przechylnych komentarzy, będąc świadom, że ich pomoc ograniczała się do minimum.

[...]

– Mama, am! – krzyknął Aster i złapał Iva za rękę i zaczął prowadzić w stronę jadalni. Iva owinął się kocem, ale pozwolił się prowadzić do jadalni.

– Przepraszam, że zostawiłem to wszystko na twojej głowie – powiedział, podszedłem do niego i ucałowałem go w czoło.

– Nie szkodzi – uśmiechnąłem się czule do mojego męża – Chłopcy jak nigdy byli pomocni – pochwaliłem ich – Szczególnie Riva – spojrzałem na średniego syna, który jest chodzącą katastrofą w kuchni.

Iva uśmiechnął się do swoich synów, którzy uznali, że zostali dzisiaj za mało wyprzytualni, to znaczy Aster uznał, reszta poszła w ślady młodszego z braci, bo wiedzą, że zgarną darmowe przytulasy przy okazji. Małe diabełki.

The Play Of The LeavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz