Rozdział 15.

1.4K 88 10
                                    

(Ivasaar Yeslynn)

– Ivasaarze Yeslynn, gdzie u cholery, jesteś?! – w słuchawce usłyszałem groźny głos mamy. Nie powiem, że jestem zaskoczony, tym, że do mnie dzwoni, ale skoro to robi, to musi oznaczać, że w jakiś sposób zorientowała się, że nie ma mnie w domu. Zastanawiałem się, czy to sprawka Xaviera, czy może Calarel'a. Chociaż z drugiej strony, co mój brat mógłby osiągnąć tym, że powie mamie, że mnie nie ma? Prędzej musiałem wpaść za sprawką Xaviera, który nie będąc świadom, że mnie nie ma w domu, przyszedł do mnie, by razem pójść do szkoły. I tak trochę jej zajęło.  

– U kol – ugryzłem się w język – Chłopaka.

– W tej chwili do domu – zażądał mój rodzic.

– Tak – powiedziałem – Nie długo będę – nie obchodziły mnie konsekwencje tego działania, ponieważ moi rodzice przez większość czasu ignorowali moje istnienie, kto wie, czy pewnie dalej by mnie nie ignorowali, nawet wiedząc, że w tej chwili jestem nieobecny. W pewnym sensie cieszyłem się, że w końcu wykazali się jakikolwiek zalążek troski o mnie.

Mama rozłączył się, więc nie pozostało mi nic innego jak wrócić do domu.

– Muszę wrócić do domu – poinformowałem Sariela.

– Czyżby rodzice w zauważyli nieobecność synka? – zakpił Silv, a ja spiorunowałem go wzrokiem.

– Żartuję przecież – uniósł dłonie w obronnym geście – Zaraz cię tam zawiozę i może przy okazji poznam twoich rodziców.

– Wolałbym nie.

– Nie? Przed chwilą powiedziałeś im, że masz chłopaka, uważasz, że to obejdzie się bez echa?

– W mojej rodzinie? Owszem, pewnie nawet nie zarejestrowali tego, że powiedziałem, że mam chłopaka – mruknąłem.

– Poznać ich nie zaszkodzi – alfa wzruszył ramionami.

– Jak sobie chcesz – mruknąłem – Ale nie oczekuj niczego specjalnego – dodałem.

– Nie mam żadnych wymagań – uśmiechnął się delikatnie.

[...]

Pół godziny później byliśmy pod moim domem. Weszliśmy do środka jak gdyby nic. Wciąż nie odczuwałem strachu przed konsekwencjami.

– Ivaasar – powiedział mama i zilustrował mnie groźnym spojrzeniem, które szybko złagodniało, kiedy spojrzał na Sariela.

– Twoje zachowanie jest nieodpowiedzialne – powiedział i zamilkł, wpatrując się to we mnie, to w Sariela, ale zdecydowanie dłużej skupiał swój wzrok na Sarielu.

– Nie wierzę, że dożyłem dnia, w którym mama ochrzania Iva – mruknął Calarel. Miałem ochotę czymś w nim rzucić, ale nie miałem niczego pod ręką.

– Biorąc pod uwagę, że ten staje na rzęsach, by zostać przez was zauważonym, to dość imponujący wynik.

– Calarel! – warknął mama.

– A co nie jest tak? Czasami odnoszę wrażenie, że zapominacie, że macie dwójkę dzieci.

Słowa Calarel'a wprowadziły mnie... W szok. Mój brat... Trzyma moją stronę?

Nie, to Calarel. Pewnie teraz udaje troskliwego braciszka, by później się ze mnie ponabijać. Zawsze tak robi.

Nienawidzę go!

– Nie mów tak – zażądał mama.

– A nie jest tak? – zmrużył oczy.

– Wiesz co, Calarel? Żebyś się kiedyś w końcu udławił! Nie znoszę cię! – krzyknąłem, wściekły na brata, że próbuje wszystko obrócić na swoją korzyść. Dzban jeden!

The Play Of The LeavesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz