1.6K 87 57
                                    

— Jeszcze raz.

— Nie mam już siły.

— Ostatni i skończymy! — Shigaraki poprawił roztrzepanego koka, z którego teraz więcej włosów wypadało, niż trzymało się w gumce, a potem stanął nad Dabim, który jak upadł na podłogę, tak leżał i nie wyglądało na to, żeby zamierzał się podnieść.

Po tamtej sytuacji z fałszywym alarmem pożarowym, Tomura rzeczywiście nie zachorował, ale Dabi niestety nie miał tyle szczęścia. Nie minęła nawet doba, jak chodził zakatarzony i kichał więcej, niż mówił. Taki stan rzeczy trwał może z tydzień, tydzień, kiedy All For One patrzył na nowego, wciąż sobie nieznanego i jeszcze wtedy bezużytecznego ochroniarza z pogardą, nieważne ile Shigaraki by nie zapewniał ojca o użyteczności Dabiego, nawet jeśli na razie na koncie nie miał za wielu osiągnięć.

Dlatego Tomura postawił sobie za cel honoru, przeszkolenie go tak dobrze, jak tylko umiał, aby i ojciec mógł go docenić i przestał ciągle patrzeć na niego spod byka.

Strzelnicy Tomura wolał na razie nie ruszać, jakby nie było, niedawno mieli jedną przygodę ze strzelaniem, ale sztuki walki i samoobrona urozmaicona o kilka sprytnych sztuczek — jak powalić oponenta większego i silniejszego od siebie — to już jak najbardziej. Tak więc kiedy brunet tylko wyszedł z tego paskudnego przeziębienia, niższy nie zamierzał czekać i od razu wynajął salę do ćwiczeń, żeby wdrożyć swój plan w życie.

Może nie było tak kolorowo, jakby przypuszczał po gabarytach Dabiego, bo ostatecznie mężczyzna nie pokonał go i, mimo że Tomura pokazał mu wiele przydatnych chwytów, ostatecznie to właśnie wyższy lądował co chwila z hukiem na macie, aż w końcu po jakiejś godzinie, rozłożył się na niej plackiem i jęczał, że nie wstanie.

— Niech ci będzie, jeśli tym razem uda ci się mnie pokonać, dostaniesz nagrodę — powiedział Shigaraki, nachylając się nad twarzą Dabiego, który od razu otworzył jedno oko, aby sprawdzić, czy chłopak przypadkiem nie kłamie.

— Jaką? — zapytał, wolał wiedzieć, czy opłaca mu się w ogóle podnosić. Mimo całego wysiłku, jaki wkładał w te ćwiczenia, bolało go wszystko, z czoła spływały kropelki potu (o podkoszulku, który lepił się do jego ciała, nie wspominając), a i tak jedyne co udało mu się zrobić, to raz przewrócić Shigarakiego i nawet nie był pewny czy to aby na pewno jego zasługa, czy szef po prostu potknął się o własne nogi, żeby dać mu fory.

— Spełnię jedno twoje życzenie — odparł Tomura, odgarniając swoją grzywkę do tyłu.

Dabi uśmiechnął się podstępnie.

— Cokolwiek będę chciał?

— Tak powiedziałem. Wchodzisz w to czy nie?

Dabi westchnął krótko, ale już chwilę później stał na macie w pozycji wyjściowej i wyglądał, jakby mu wszystkie siły wróciły. Shigaraki pokręcił z niedowierzaniem głową, choć na twarzy miał przyklejone lekki uśmieszek (może też niedowierzania).

— Gotowy? — zapytał.

— Jak nigdy! — odparł Dabi, przykładając dwa palce do czoła, jak żołnierz meldujący się do służby.

— W takim razie, na co czekasz? Pokaż, czego się dzisiaj nauczyłeś.

Mimo że Tomura był niższy i z postury raczej drobniejszy od Dabiego to w sztukach walki (których lekcje ojciec fundował mu już od dziecka) odnajdywał się naprawdę dobrze. Przy odpowiednim chwycie, który miał dopracowane niemal do perfekcji, był w stanie obalić Dabiego w mgnieniu oka, czyli coś, o co przeciętny obserwator nigdy by go nie posądził. Był szybki, zwinny no i co równie ważne (szczególnie przy dłuższych walkach) nie miał tak rozbudowanych mięśni, których dotlenienie sprawiałoby mu kłopot po kilku minutach wysiłku.

Zastawiony || ShigadabiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz