795 72 61
                                    

Kolejne dni szybko zaczęły zmieniać się w tygodnie, kiedy to Tomura jedynie coraz bardziej pogrążał się w pracy i obowiązkach, aniżeli na odwrót. Od rana do samego wieczora przesiadywał w Yakuzie, wracał zmęczony i zirytowany, jedynie czasem zapraszany na jakąś kolację z All For One'em, który chciał wiedzieć o postępach. A po takiej godzinie przy wspólnym stole, zamykał się w swoim pokoju i od razu padał do spania, żeby byleby tylko nie rozmyślać za dużo.

I tak jak na początku Dabi brał to wszystko jedynie za chwilowy stan rzeczy, tak z czasem, nic nie ulegało poprawie, a wręcz przeciwnie, było jeszcze gorzej, nie widywał Shigarakiego już praktycznie w ogóle. Chłopak nie chciał go zabierać ze sobą do Yakuzy i ciągle wysyłał z Kurogirim jak nie na trening, to po jakieś błahe rzeczy.

Dabi, zirytowany takim stanem rzeczy, postanowił więc, że przechwyci cenny towar, zanim jeszcze dotrze do magazynu. Dlatego teraz siedział na schodach do domu, czekając na Tomurę, wcześniej oszacowawszy godzinę jego powrotu na postawie średniej statystycznej z kilku ostatnich dni. Koniec końców był z siebie bardzo dumny, bo pomylił się może o jakiejś 15 minut, co jeszcze mieściło się w granicy błędu statystycznego.

Najpierw przed bramą zatrzymał się błękitny samochód, tak wypucowany, że od jego maski wręcz odbijały się gwiazdy i księżyc. Potem można było usłyszeć kilka trzaśnięć drzwiami, kiedy kierowca musiał wysiąść, otworzyć drzwi Shigarakiemu, zamknąć je i ponownie wsiąść za kierownicę, żeby ulokować pojazd w garażu.

Markotny (czyli jak zawsze po powrocie z Yakuzy) Tomura nie zauważył Dabiego praktycznie do momentu, kiedy to nie stał już praktycznie przed schodami. Przystanął zaskoczony i uniósł do góry jedną brew.

— Wracasz do palenia na zewnątrz? — zapytał, a kiedy wymówił to na głos, nawet nie usłyszawszy odpowiedzi, wrzucił tę informację do szufladki z podpisem "zgadza się".

— Nie do końca — odparł brunet, podnosząc się ze schodka, na którym siedział. Tomura, który stał tuż przed nim, ale na ziemi, wydawał się teraz dużo niższy niż zazwyczaj.

— A z resztą... Rób co chcesz — westchnął Shigaraki, a że musiałby lekko zadrzeć głowę, aby patrzeć prosto w oczy Dabiemu, po prostu spuścił wzrok gdzieś nisko z zamiarem wyminięcia "przeszkody" na swojej drodze do swoich planów na dzisiejszy wieczór. Dom, łózko, spanie. I ku swojemu (a przynajmniej początkowemu) niezadowoleniu, brunet przewidział taki obrót sytuacji, więc w porę zarzucił mu rękę przez ramię, żeby ten nie mógł mu tak po prostu uciec.

— Nie tak szybko, mój drogi. Idziemy na małą przechadzkę — oznajmił, uśmiechając się głupkowato i poszerzając swój uśmiech jeszcze bardziej, gdy zobaczył wyraz twarzy Shigarakiego, nie do końca zaskoczony, ale i niezdenerwowany tak bardzo, aby chciał kogoś zabić. Idealnie, taka reakcja też nie wykraczała poza błąd statystyczny jego chytrego planu.

— Co ci do głowy strzeliło? — burknął niższy, próbując odejść do Dabiego, ale mężczyzna złapał go za kołnierz płaszcza i zacmokał z niezadowoleniem.

— O nie, nie uciekaj mi nigdzie.

— Jestem zmęczony, chcę wracać do domu — marudził Tomura, choć wcale nie stawiał większego oporu Dabiemu. Okręcił się tylko wokół własnej osi, żeby brunet puścił jego płaszcz, a potem grzecznie stanął obok, jakby miał nadzieję, że mężczyzna zlituje się nad nim, a przynajmniej miał taką nadzieję, dopóki wyższy nie westchnął i nie objął go ramieniem.

— Wiem, wiem. Miałeś ciężki dzień, a Kai to nadęty buc, ale daj mi się tobą nacieszyć, chociaż na 15 minut. Niedługo zapomnę, jak wyglądasz — mruknął z każdym kolejnym słowem nachylając się coraz bliżej Tomury tak, że wypowiadając ostatnie zdanie, wręcz mruczał mu do ucha. Tomura udawał przez chwilę, że waha się nad odpowiedzią, z zadowoleniem wykorzystując Dabiego, jako swoją podporę, aż nie usłyszeli gdzieś za sobą wrzasków nawoływania, które chcąc nie chcąc szybko ich od siebie oderwały.

Zastawiony || ShigadabiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz