ROZDZIAŁ II: PÓŁŚWIATEK

10 2 1
                                    

        Willem Parry prowadził bardzo odosobnione, na pozór proste i spokojne życie na jednej z najbardziej zaludnionych dzielnic Qine. Mieszkanie w niskiej, wąskiej kamienicy tuż pod mostem najczęściej przejeżdżającej linii pociągowej w mieście wiązało się z nieustannymi trzęsieniami ziemi, które potrafiły wybudzać człowieka ze snu o każdej porze dnia i nocy. Po latach udało mu się do tego w miarę przyzwyczaić, głównie dzięki zatyczkom do uszu, które wciskał w małżowiny tak mocno, aż zagłuszą cały hałas. Sen wydawał mu się jedyną ucieczką od otaczającego go świata, dlatego tak bardzo zależało mu na tym, żeby choć tą część życia spędzić w spokoju. Zawsze mógł się przecież wyprowadzić. Spakować swoje rzeczy i odejść z ciasnej kawalerki, na zawsze zapominając o sąsiadach kłócących się dzień w dzień przy obiedzie o pieniądze i nie musieć już wysłuchiwać narzekań konserwatora budynku, który od dwóch lat nie potrafił (lub nie chciał) naprawić ogrzewania. Ta rzeczywistość, w której żył, stała się już dla niego zwykłą, normalną codziennością. Przyzwyczaił się do niej w sposób wręcz ulegający – nie zamierzał w nią ingerować, ani niczego zmieniać. Dlatego teraz zapytany, dlaczego rzeczywiście nie poszukał domu w innym miejscu, najpewniej by się roześmiał.
        Najgorszą częścią dnia była pobudka. Rozpościerające się przez okna promienie słoneczne zmusiły go ostatecznie do podniesienia się z twardego, skrzypiącego materacu, który zdecydowanie był do wymiany, ale odkładał to cały czas na później. Nie spędzając nawet chwili na choćby małej, porannej toalecie, wciąż zaspany i rozleniwiony zaszedł do aneksu kuchennego, który był połączony z salonem. Kawalerka posiadała jedynie jeden, oddzielny pokój i była nią sypialnia, odseparowana od reszty rozsuwanymi drzwiami. Nastawiając kawę do ekspresu, prostym przyciskiem w małym pilocie włączył telewizję. Średniej wielkości, prostokątny hologram włączył się nad częścią salonową pokoju. Willem oparł się biodrami o kuchenny blat, przysłuchując się najświeższym wiadomościom.
        Nie miał pojęcia, dlaczego tak bardzo udawał, że go to interesuje. Każda informacja dotyczyła tego samego – kradzieży, wypadków, zwiększenia bezpieczeństwa na granicach miasta, wyłapywania uchodźców, wynalezienia najnowszej szczepionki. Siedząca na hologramie kobieta w błękitnym żakiecie każdego dnia mówiła o tym samym. Zmieniały się jedynie nazwiska, daty i liczby. Życie w metropolii płynęło bez zmian tym samym, jednostajnym rytmem. Nie pojawiało się nic zjawiskowego, co jeszcze zaskoczyłoby czterdziestoletniego mężczyznę. Przysłuchiwał się wiadomościom już raczej dla zwykłej zasady i rutyny. Aby czasem wiedzieć, co dzieje się wokół niego i mieć mimo wszystko o czym posłuchać w tym pustym, milczącym domu.
        Praktycznie w tym samym momencie, kiedy kawa w ekspresie zaczęła bulgotać, rozległo się bardzo natarczywe pukanie do drzwi. Na chwilę wytrąciło go to z równowagi, co poskutkowało oparzeniem się wrzątkiem w palce. Syknął pod nosem, podkładając zranioną część dłoni pod kran zimnej wody.
        — Moment! — krzyknął w kierunku drzwi.
        W popłochu zaczął się ubierać. Narzucił proste, ciemne spodnie i jeszcze podchodząc do drzwi kończył zapinać białą koszulę. Przejrzał się pobieżnie w wiszącym przy ścianie lustrze. Przeczesał palcami przydługie, ciemne włosy, które kosmykami zachodziły mu już na oczy, przygładzając mniej więcej gęsty zarost, aby nie wyglądał tak niechlujnie. O jego wieku świadczyły przede wszystkim zmarszczki wokół oczu, choć one niekoniecznie musiały być jego dowodem na przeżyte lata.
        Pomimo okularów na nosie nie był wcale tak ślepy, aby nie dostrzec, że wyglądał po prostu jak siedem nieszczęść.
        — Już otwieram — zakomunikował w momencie, gdy przestał się nad sobą użalać przed lustrem i otworzył drzwi.
        Zastał go dosyć niecodzienny widok. Przed Willemem stało dwóch groźnych, masywnych i szerokich na wielkość drzwi mężczyzn w czarnych garniturach. Na łysych głowach dostrzegał wbudowane wszczepy łączące się najprawdopodobniej z mechanicznymi oczami, które wbijały się w jego sylwetkę dwoma diodami. Wiedział, że są tak zaprogramowane, aby namierzyć jego każdy, choćby najmniejszy ruch. Nie były lewą robotą wyrabianą na czarnym rynku za żenująco niską ilość kredytów*. Tego rodzaju wszczepy były wykorzystywane przez rządową policję.
        Pomiędzy dwoma ochroniarzami stała kobieta. Niska i smukła, o skórze koloru mlecznej czekolady, wyróżniała się przede wszystkim niezrównaną elegancją i szykownością. Jej długa, granatowa suknia ciągnęła się aż do podłogi, odsłaniając przy tym lewą nogę dzięki podłużnym wycięciu. Na jej palcach błyszczały złote pierścionki dopasowane do wiszących w uszach kolczyków. Połowa włosów została zgolona, druga idealnie założona do tyłu, w żaden sposób nie zachodząc na jej twarz. Ciężko było odgadnąć jej wiek. Równie dobrze mogła być młodą dwudziestolatką, albo wchodzącą w swoje czterdziestki dorosłą już matką. Śmiertelnie poważna, bez choćby cienia zawahania czy niepewności, zmierzyła Willema bardzo oceniającym wzrokiem.
        — Zostańcie tutaj — zwróciła się do stojących za nią mężczyzn, którzy niezbyt przekonani, przystanęli ostatecznie przy drzwiach, gdy kobieta sama weszła do mieszkania. Jej głos był zaskakująco melodyjny i śpiewny, w zupełności nie pasujący do charakteru takiej osoby.
        — Mogłaś uprzedzić o wizycie — odparł Willem bardzo zrezygnowanym i zmęczonym głosem, zamykając za nią drzwi.
        Obecność Myriam Carillo zawsze niosła ze sobą kłopoty. Zaburzała jego złudnie poukładane, w miarę normalne życie, które pragnął prowadzić, dlatego zniszczenie tego choćby w małym stopniu wcale mu nie sprzyjało. Nie utrzymywali ze sobą kontaktu od bardzo wielu lat. Jeśli przyszła tu niezapowiedziana i to w towarzystwie masywnych byków gotowych zmiażdżyć mu głowę o ścianę, musiała mieć do niego jakąś sprawę.
        Willem potarł palcami czoło, na którym wyczuł delikatne krople potu. Zawędrował do niej wzrokiem dostrzegając, że kobieta bez zapytania siada na kanapie, zakłada nogę na nogę i wyjmuje z malutkiej torebki na pasku podłużną, złotą, elektryczną fajkę. Dym, który się z niej unosił miał zaróżowiony kolor i delikatnie słodkawy zapach. Nie równał się niczym ze starymi, silnymi papierosami, które sam wypalał w niepoważnych ilościach.
        — I tak nic nie robisz w tym swoim półświatku — rzuciła sarkastycznym tonem, wskazując miejsce naprzeciwko siebie. — Siadaj. Porozmawiajmy jak dorośli ludzie.
        Z każdą chwilą niecierpliwił się tylko bardziej, co można było doskonale zauważyć w sposobie, jaki się po prostu poruszał. Nic nie umknęło przed wzrokiem Myriam. Willem wiedział, że kobieta dostrzega krople potu na jego czole i pomiętą koszulę, którą w bardzo nerwowych ruchach co chwila poprawiał, jakby próbował nagle ją wyprostować. Nie odezwała się jednak na ten temat. Przez kilka chwil panowało między nimi intensywne napięcie. Żadne z nich nie zamierzało pierwsze się odezwać.
        Willem nerwowo sięgnął do ciemnej paczki papierosów leżącej na stoliku, wkładając w usta filtr i zapalając elektryczną zapalniczką. Zaciągnął się, odetchnął dwukrotnie. Całkowicie już zapomniał o bolącym, poparzonym palcu i kawie czekającej w kubku na wypicie. Spojrzał w kierunku zamknięty drzwi wyjściowych w delikatnej obawie, że gdyby rzeczywiście się coś wydarzyło, nie miałby dokąd uciec.
        — Nie musiałaś ich ze sobą ciągać — zaczął, przerywając krępującą ciszę, choć z tej dwójki widocznie tylko on czuł się niezręcznie. — Przecież nic bym ci nie zrobił.
        Odpowiedzią była kolejna cisza. Willem zaczął się zastanawiać, czy rzeczywiście to ona miała do niego sprawę. Podświadomie wyczuwał, że kobieta oczekuje, aż sam zacznie temat, a on ukrywał przed samym sobą, że wcale nie zdaje sobie sprawy, o co może chodzić.
        — Dowiem się, czym zasłużyłem sobie na tak nagłe odwiedziny? — zapytał nie odrywając od niej wzroku.
        — Nie mogę nawet zobaczyć, jak mieszkasz? — machinalnie strzepnęła ręką niewidoczny paproch ze swojej sukni, wysuwając rękę, którą ułożyła na oparciu kanapy. — Zerwałeś wszystkie kontakty i nie dawałeś żadnych oznak życia. Już myślałam, że zjadły cię miejskie szczury.
        — Po pięciu latach nagle interesujesz się tym, jak mi się powodzi? — Willem doskonale widział, że w jej bursztynowych oczach nie ma nawet cienia troski. Wcale ją to wszystko nie interesowało, ale zamierzał grać w jej grę. — I jak? Zobaczyłaś to, czego się spodziewałaś?
        — Tak — odparła bez ogródek, wdychając fajkę, aby następnie wypuścić z wolna jej dym.— Zobaczyłam dokładnie to, czego się spodziewałam.
        Wiedział, do czego dąży. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że życie, które teraz prowadził było pełne nędzy i bezsilności. Nawet w choć najmniejszym stopniu nie przypominało tego, do czego od zawsze dążył i o czym marzył, ale gdyby dalej tkwił w tym, co kiedyś, prędzej wykończyłby własnego siebie. Nie w jej interesie było go teraz oceniać, a on nie zamierzał również się o to wykłócać. Kiedyś pełen werwy i pewności siebie, dziś po prostu przyjmował fakty na siebie.
        Po raz kolejny zapadła między nimi cisza. Unoszący się słodkawy dym elektrycznej fajki mieszał się z zapachem silnych papierosów, tworząc nieprzyjemną dla nosa kombinację. Myriam ostatecznie sięgnęła do torebki, wykładając na środku stolika podłużne, białe narzędzie, przypominające pilota z zaledwie kilkoma przyciskami. W rzeczywistości był to podręczny tablet, który po włączeniu ukazał niebieskawy ekran hologramu.
         — Chciałabym, abyś coś zobaczył.
        Po otworzeniu odpowiednich folderów przed Willemem ukazało się kilka zdjęć robionych pod różnym kątem, lecz wszystkie przedstawiały taką samą scenę. Na białej, sterylnej podłodze leżał wykrwawiony, martwy mężczyzna. Jego głowa została rozbryzgana o podłoże tworząc wokół chaotyczną, krwistą plamę, brudząc przy okazji cały lekarski fartuch, który miał na sobie. Napastnik musiał dodatkowo zadać jeszcze kilka ciosów w pierś, w której pozostał wbity skalpel. Pomimo tak makabrycznej zbrodni, Willem wpatrywał się w nią bez wyrazu. Choć nie znał ofiary, czuł nieprzyjemny, zimny pot gromadzący się w dole pleców.
        — Dlaczego mi to pokazujesz?
        — Zabił go semulian.
        Willem odniósł wrażenie, że się przesłyszał. Oderwał wzrok od zdjęć, teraz z niedowierzaniem w jasnych oczach wpatrując się w siedzącą przed nim kobietę. Myriam Carillo mówiła bez zawahania, z zupełną powagą w głosie. Przedstawiła przed nim całkowicie prawdziwe fakty, które Willem chciał z całej siły negować.
        — To niemożliwe — zaprzeczył natychmiast, kręcąc przy tym głową. — Nigdy w to nie uwierzę.
        Pomimo łudząco podobnych cech zewnętrznych, w rzeczywistości semulianie bardzo różnili się od ludzi. Nie znali nienawiści, chciwości czy agresji. Wyzbyci ze wszystkich cech, które tworzyły z ludzi istoty zdolne do samozagłady, byli postaciami idealnymi. Żyjącymi w swojej utopijnej rzeczywistości, w harmonijnym świecie, gdzie każdy każdemu bezinteresownie pomagał i był dla siebie życzliwy. Pozbycie się tych negatywnych cech niosło ze sobą bardzo duże brzemię, lecz niczego w życiu bardziej nie cenili niż swojej tradycji, która miała też wymiar duchowny i wiązała się z wyznawaną przez nich wiarą. Nie kierując się takimi ludzkimi zachowaniami, po prostu ich nigdy nie poznali, dlatego też w oczach Willema byli bez żadnej skazy. Niesamowici i iście fascynujący.
        Spędził połowę swojego życia dedykowaną poznawaniu obyczajów, kultury i natury semulianów. Jako człowiek od zawsze niezwykle zainteresowany nauką w każdym jej aspekcie, od samego początku wiedział, jaką ścieżką chce podążyć i w czym się kształcić. Jego fascynacja życiem pozaziemskim zrodziła się w nim momencie, jak tylko po raz pierwszy usłyszał o istniejącej w kosmosie drugiej, rozumnej rasie i że prowadzone są na odległej planecie badania. Wtedy poszło już z górki – wyrywając się od dna ukończył szkołę, zrobił dyplom i dostał się do najlepszego ośrodka badawczego w Qine już jako młodociany student. W naiwnej nadziei, że zacznie spełniać swoje marzenia.
        Dlatego teraz, postawiony przed niemożliwym do przyjęcia faktem, nie chciał go zaakceptować. Myriam przedstawiła mu informację, która zaprzeczała wszystkiemu, o czym się uczył i co zdążył już poznać oraz zrozumieć. Zaprzeczała wszystkiemu, czym byli semulianie.
        — Nie fatygowałabym się tutaj, gdybym chciała cię okłamać — rzuciła ostro, zabierając szybkim ruchem tablet. Hologram wyłączył się, zdjęcia zniknęły. — Możesz w to wierzyć lub też nie. Twój wybór.
        — Po co mi o tym mówisz? — wciąż pełen sprzeczności i wymalowanym na twarzy niedowierzaniem, wpatrywał się w kobietę jak na ducha.
        — Zrobisz z tą informacją, co zechcesz.
        Nie uraczyła go niczym więcej. Weszła jak na swoje, obrzuciła go druzgocącą informacją zaburzającą jego światopogląd, poruszając przy tym temat, od którego uciekał jak od ognia, po czym zabrała swoje rzeczy i ruszyła do wyjścia. Była bezczelna. Willem zgasił papierosa w popielniczce i porwał się z kanapy w jej kierunku. Zatrzymał Myriam pociągnięciem za jej ramię.
        — Zakończyłem współpracę z Lazarusem lata temu. Nie zamierzam już w to ingerować, Myriam — nie miał pojęcia, skąd znalazł w sobie tyle siły, aby zdobyć się na ostrzejszy ton. Być może ta informacja totalnie zbiła go z tropu i całkowicie rozbudziła. — To już mnie nie dotyczy i nigdy nie będzie. Nie wiem, co chciałaś przez to osiągnąć.
        Myriam spojrzała na niego z zaskakującym spokojem. Obróciła się w jego kierunku, przytrzymując dłonie na ramieniu swojej torebki. Dzięki dzielącej ich, małej odległości, mógł z łatwością jej się przyjrzeć i dojść do wniosku, że nie zmieniła się przez te lata. Może nawet stała się bardziej oschła i niezależna, niż dotychczas. Cały czas mówiła zagwozdkami, grając z nim w gry, których powoli miewał już dość.
        — Nie ważne, gdzie się ukryjesz i jak szare życie będziesz prowadzić, przeszłość cię nigdy nie ominie — zbliżyła się w jego kierunku. Niemal wyczuł zapach jej słodkich perfum. — Ale ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. Jesteś mądrym facetem, choć naiwnym. Okłamujesz samego siebie, Willem. To zawsze będzie ciebie dotyczyć.
        Odsunęła się od niego, naciskając na klamkę. Stojący przed drzwiami jak warowne psy mężczyźni obrócili się w jej kierunku, obdarowując Willema bardzo nieprzychylnym spojrzeniem. Nim Myriam Carillo na dobre po raz kolejny zniknęła z jego życia, stanęła ostatni raz w drzwiach.
        — Chciałam jedynie zobaczyć wyraz twojej twarzy, gdy zdasz sobie sprawę, że są czymś zupełnie innym, w co tak mocno wierzyłeś.
        Drzwi zatrzasnęły się, a wraz za nimi rząd niewypowiedzianych pytań, które siedziały na języku Willema. Kobieta pozostawiła po sobie jedynie bałagan, którego nie potrafił w żaden sposób ogarnąć, a jednocześnie zdawał sobie sprawę, że gdyby jakimś cudem zatrzymał ją w mieszkaniu na dłużej, niczego więcej by się nie dowiedział. Powiedziała, co chciała, burząc rutynę jego życia i sprawiając, że obecnie nie potrzebował nawet wypijać ówcześnie przygotowanej kawy, aby pobudzić wszystkie swoje zmysły do działania. W głowie siedziały tylko jej słowa.

LazarusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz