Niedziwne było to, że jedynym problemem była praca domowa z matematyki, którą Peter musiał zrobić na jutro. No cóż, do czasu...
W jego pokoju rozległ się dźwięk telefonu. Nastolatek niepewnie spojrzał na ekran, a kiedy zobaczył, że dzwoni jakiś nieznany numer, odebrał.
— Halo? — odpowiedziała mu głucha cisza. Dopiero po paru sekundach, do uszu chłopaka dotarł czyiś męski głos.
— Dzień dobry, Connor Woods z tej strony. Czy dodzwoniłem się do pana Petera Parkera? — spytał mężczyzna, a Spider-Man zmarszczył brwi.
— Tak...Coś się stało? — spytał podejrzliwie piętnastolatek.
— Właściwie tak. Nie jest to sprawa na telefon, jednak musi pan wiedzieć, że pana prawna opiekunka, jak śmiem sądzić May Parker-Lewis, została aresztowana za wykonanie zabójstwa. Czy jest pan w stanie zjawić się na komisariacie? Znajduje się na Second Street 14 — odparł szybko i prosto z mostu. Petera zamurowało.
— Nie...To nie może być prawda! May na pewno tego nie zrobiła! Jestem absolutnie pewien! — wykrzyknął Parker.
— Radziłbym się uspokoić, pana wzburzenia nic tutaj nie dadzą. To przyjedzie pan, czy nie?
— T-tak...***
— Słyszeliście? Podobno znaleźli tych bandytów, co kochają zatruwać życie innym. Wiecie, tych co niby przewozili narkotyki, czy inne tam substancje — powiedział Rogers, odkładając gazetę na bok. Clint przewrócił oczami.
— Oczywiście, w mediach o tym trąbią od jedenastej. Nic szczególnego, zwyczajni „gangsterzy" — odparł obojętnie. Jednak po chwili namysłu, dodał — Tylko szkoda, że jeszcze nie wiadomo, kto to jest. Czytałem, że złapali ich przy budynku, w którym znaleziono trzynaście zamordowanych osób. Tamci zabici też są podejrzani. Podobno należą do jakiejś niemieckiej mafii. Na miejscu też były różne rodzaje broni.
— Ciekawe rzeczy czytasz — skomentował Stark, upijając łyka czarnej kawy.
— A właśnie, Tony. Kiedy w końcu przedstawisz nam tego twojego cudownego stażystę, Petera? — zapytał Clint, zbiegając od tematu. Anthony wzruszył ramionami.
— Może w środę go zaproszę? Pasuje księciuniowi? — odpowiedział sarkastycznie, a Barton parsknął.
— Oczywiście.***
Peter coraz bardziej się niepokoił. Nie udzielono mu praktycznie żadnych informacji na temat jego ciotki, a już tam siedział chyba dwie godziny. Gdy zapytał się, czy może zobaczyć May, zignorowano go. Już miał ponownie wstać z krzesła, by po raz kolejny spytać się o ciocię, ale podszedł do niego jakiś policjant.
— Dzień dobry. Pan Parker, prawda? Rozmawiałem z panem przez telefon — Spider-Man od razu się zerwał z siedzenia.
— T-tak. Wiadomo już coś? Mogę zobaczyć May?W ogóle jak to się stało? — obsypał mężczyznę pytaniami.
— Oczywiście, panie Parker. Może pan zobaczyć panią Parker-Lewis. Zaprowadzić? — odparł, najwyraźniej widząc, jak bardzo nastolatek się denerwuje. Peter pokiwał szybko głową i poszedł za mężczyzną. — Ach, i przepraszam, że to tak długo trwało. Jak widzisz mamy tutaj straszne zamieszanie.
— N-nic nie szkodzi. T-to naprawdę nie problem, tylko zaczynałem się martwić — powiedział chłopak, próbując się uśmiechnąć, a zarazem dotrzymać tępa starszemu.
— A tak na marginesie, masz kogoś, z kim byś mógł zamieszkać? Czytałem w aktach, że pani May ma męża — spytał zaciekawiony, a później podejrzliwie mruknął pod nosem — Alexander Lewis. Skądś kojarzę to nazwisko...
— Em...No to tak jak pan mówi. Ale pewnie teraz się przeprowadzimy do jego kuzyna. — rzekł piętnastolatek, krzywiąc się na samą myśl o zamieszkaniu z Alexandrem. On był dość...specyficzną osobą. To nie tak, że codziennie odprawiał jakieś nienormalne rytuały, ale uważał, że Spider-Mana trzeba odpowiednio wychować. Wiecie, „twardą ręką". Tak też Peter często dostawał od niego paskiem. Czasami wręcz bał się przy nim wykonać najmniejszego złego ruchu. Ale to „przy nim" zamieniło się bardziej w „przy każdym". Kiedy nie daj Boże go obudził, czy wrócił do domu piętnaście minut później niż zwykle, kończyło się to bliznami na plecach. Dlatego nastolatek często miewał ataki paniki. Przez stres, który wywoływał u niego jego „wujek", zaczynał coraz mniej jeść, spać, w ogóle normalnie funkcjonować.
— May! — krzyknął Parker, widząc swoją ciotkę w celi. Kobieta jedynie wstała i powiedziała:
— Niech pan mu wytłumaczy proszę, co się stało. Ja emocjonalnie nie potrafię...Przepraszam, Pet.
— Ale ciociu-
— Na pewno pani tego chce? Mogę to zrobić — zapytał policjant, przerywając piętnastolatkowi.
— Tak, tak, bardzo proszę. Będę bardzo wdzięczna...Przepraszam. Przepraszam cię, Peter...
Mężczyzna najwyraźniej wiedząc, jak May się czuje, wymamrotał ciche „chodź", złapał Parkera za ramię i wyprowadził z pomieszczenia. Spider-Man był tak zszokowany, że nawet nie zdążył zaprotestować.
— Wszystko w porządku? — zapytał starszy uprzejmie. Nastolatek się otrząsnął.
— Nie wiem. Nic nie jest w porządku. May by tego nie zrobiła. Jestem pewien! — ostatnie zdanie wręcz wykrzyknął. Przecież jego ciocia to ostatnia osoba zdolna do morderstwa. Nic z tego nie rozumiał. Jednak jej reakcja na przybycie chłopaka dawała trochę do myślenia. Wyglądała jakby rzeczywiście tego żałowała. Jednocześnie nie przeczyła, że zabiła tych ludzi. Piętnastolatek już zaczynał snuć teorie, typu: „Może ktoś ją do tego zmusił?".
— Słyszałeś o tym zabójstwie trzynastu osób w jednym budynku, prawda? — powiedział Connor, wdychając i zastanawiając się, jak to wytłumaczyć zwykłemu piętnastoletniemu dziecku. Stwierdził, że najlepiej nie owijać w bawełnę. — To była twoja ciotka.
— Co?! Nie to niemożliwe! To na pewno pomyłka! — zaprzeczył Spider-Man, gwałtownie gestykulując rękami i oddychając głęboko.
— Niestety. Sprawa jest w toku, jednakże mamy absolutną pewność — Peter się trochę zirytował.
— A dowody?! Jacyś świadkowie!? — policjant westchnął ciężko, nie chcąc mówić o czymś takim zwykłemu nastolatkowi.
— Na miejscu dwie osoby potwierdziły zdarzenie, a pani Parker...Sama się przyznała — wyjaśnił szybko, a Peter pokręcił głową chcąc zaprotestować, jednak nie zdążył, bo ktoś do niech podbiegł.
— Co się stało?! I gdzie moja żona, do cholery?? — krzyknął niespodziewanie. Jednakże kiedy zobaczył niezrozumienie ze strony policjanta, westchnął zirytowany — Alexander Lewis. Jestem mężem May, i żądam jej zobaczenia!
W tym momencie Petera telefon zawibrował.
— Pan Stark... — pomyślał, widząc ekran komórki — Odebrać, czy nie? — zdecydowanie wybrał pierwszą opcję. Przeprosił cicho i odszedł na bok.
— Halo? Panie Stark? — powiedział niepewnie.
— Cześć, młody. Co tam tak głośno? — odparł. Po jego głosie było słychać, że jest szczęśliwy.
— Eh... — Teraz w głowie Parkera zawitał problem z serii: „Kłamstwo, czy prawda" . — Wracam ze szkoły. Może być trochę głośno.
— Brzmisz jakbyś coś przeskrobał. Mów o co chodzi — Spider-Man się zawahał. Właściwie co by się stało, gdyby powiedział prawdę? Tylko gorzej, że on sam nie wiedział jaka ona jest.
— Jestem na komisariacie — zaryzykował, szykując się na próbowanie wytłumaczenia miliarderowi całej sprawy, której kompletnie nie rozumiał.
— Okej...Mam nadzieję, że nie popełniłeś żadnego przestępstwa — rzekł przesądnie filantrop. Doskonale wiedział, że ten nastolatek ma wyjątkową zdolność, do pakowania się w duże kłopoty.
— Nie, nie ja... — odpowiedział słabym głosem. Nawet nie zauważył, że wyszedł z budynku. Podparł się ręką o czoło, biorąc głęboki wdech.
— Czekaj...Jak to nie ty? W ogóle na którym komisariacie? — Iron Man zaczynał się powoli martwić.
— Ch-chyba na Second Street 14. A-ale p-panie Stark, to nic poważnego. Poradzę sobie — definitywnie tak nie było. Na szczęście Tony od razu rozpoznał ten ton głosu. Nastolatek często go używał.
— I ty próbujesz mnie okłamać? Błagam cię, Peter — powiedział sarkastycznie miliarder, już wsiadając do samochodu. Spider-Man najwyraźniej usłyszał dźwięk odpalanego silnika.
— Nie, nie trzeba, panie Stark...
![](https://img.wattpad.com/cover/323467813-288-k690767.jpg)
CZYTASZ
Dwie krainy
Fiksi PenggemarCiekawe...ciekawe, jak los może się od nas odwrócić. Jak coś niemożliwego, powoli staje się rutyną. Jak zwyczajne problemy, mogą zostać tymi wielkimi. Co jeśli mimo zaangażowania Petera Parkera w dobro innych ludzi może nie być odwzajemnione? Co jeś...