Rozdział 3

15 2 0
                                    

Kawałek za fontanną ujrzałem coś, czego nie spodziewałem się jeszcze zobaczyć przez długi czas. Ogromna bestia kształtem przypominająca konkretnie przerośniętego psa z kilkunastoma mackami zamiast łap, szalała prawie w samym centrum parku, w miejscu, w którym bardzo często studenci latem przychodzili się pouczyć, ze względu na dużo wolnego, pokrytego trawą miejsca. Teraz, prawie cały skwer był kompletnie rozkopany i wypalony za sprawą bestii. Stałem tam z nie małym szokiem, obserwowałem najprawdziwszego w świecie demona klasy 0. Takie doświadczenie jest przywilejem studentów kończących drugi rok nauki w Akademii. Klas demonów jest dokładnie siedem, gdzie klasa siódma jest najwyższą i zdecydowanie najniebezpieczniejszą. Z kolei demony klasy zero, można rozpoznać właśnie przez ich zbliżony do zwierząt wygląd.

Z podziwu szybko wybiło mnie jednak coś innego, bestia szalejąc na środku skweru wydawała się celować w coś, a raczej kogoś konkretnego znajdującego się w jej pobliżu. Dokładnie w chwili, kiedy doszedłem do tego wniosku, ujrzałem nad bestią czarodzieja, który lewitując nad nią sprawnie rzucał w nią coraz to inne zaklęcia. Przyjrzałem się na szybko temu, który próbuje się pozbyć nieproszonego gościa, czarodziej wygląda na młodego chłopaka z czarnymi włosami. Chłopak ten, ubrany jest w strój charakterystyczny dla wyższych magów, którzy praktykują swoją wiedzę już nie w akademii, a w sanktuarium. Chłopak bardzo precyzyjnie wybierał to inne i dość imponujące dla widza zaklęcia. O ile można tą sytuację nazwać przedstawieniem. Żadne z tych zaklęć nie było mi znane, zresztą jestem dopiero na pierwszym roku, więc nie mam zbyt dużego doświadczenia w znajomosci zaklęć. W chwili, kiedy chłopak zakreślił w powietrzu dłońmi jakieś bliżej nie znane mi symbole, pojawiła się przed nim pajęczyna utkana ze świecących się na złoto nici, chłopak natychmiast machnął ręką jeszcze raz i skierował sieć prosto na potwora, jednak ten machnął swoją macką i odbił sieć, jednocześnie w tym samym momencie drugą macką złapał za pobliskie drzewo i z wielką siłą cisnął nim prosto w czarodzieja. Jednak ten nie wydawał się wcale być tym mocno zaskoczony, niezwykle zwinnie wykonał szybki manewr i zdołał uniknąć uderzenia. Obleciał monstrum od tyłu i znowu zaczął wymachiwać w powietrzu jakieś znaki i wystrzelił w potwora grad czerwonych, małych płonących pocisków. Zaklęcie trafiło w demona i sądząc po donośnym krzyku, dość mocno go zabolało. Potwór szybko się zamachnął i tym razem macka trafiła w maga i zbiła bo z piedestału nieba. Chłopak poleciał szybko w stronę ziemi, jednak chwile przed uderzeniem wyczarował pod sobą zieloną sieć, która zamortyzowała upadek i z niezwykłą precyzją usadowiła maga na ziemi. Obserwowałem w tym momencie walkę, o której zawsze marzyłem, żebym to ja ją stoczył. Moje podniecenie omamiło mnie na tyle mocno, że nie zauważyłem jak nieuważnie i zbyt konkretnie zbliżyłem się do tego całego zamieszania. Dopiero w chwili kiedy potwór zwrócił na mnie uwagę i skierował swoje przerażające spojrzenie prosto na mnie, ogarnęło mnie uczucie, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody. Już nie z fascynacją, tylko z przerażeniem patrzyłem jak macka demona leci prosto w moim kierunku, i w chwili kiedy to już myślałem ze będzie po mnie, zakryłem się swoją ręką i licząc na to, że mi to pomoże skuliłem się w kłębek, usłyszałem nagle kolejny, tym razem o wiele bardziej przerażający krzyk demona. Szybko się podniosłem i z ulgą zobaczyłem jak czarodziej stał przede mną z macką potwora odciętą u jego stóp. Mag szybko machnął ręką i odrzucił mnie dość mocno, ale jednocześnie tez delikatnie w tył. Poczułem uderzenie na plecach i szybko podniosłem się do pozycji siedzącej. To co zobaczyłem w tym momencie, wypaliło na mojej twarzy jeszcze większy szok i przerażenie okryte ekscytacją. Mój czarodziej wybawca zaczął kreślić przed sobą znak pentagramu, z niezwykłą precyzją układał w powietrzu linie, po czym złoty znak, który wyczarował przed sobą okrył się granatowym sznurem światła i słuchając nowych gestów maga, zaczął kompletnie zmieniać swój kształt. Włosy na całym moim ciele stanęły mi dęba, a w ustach poczułem ten charakterystyczny smak metalu, teraz to już nie był pentagram, a bliżej mi nie znany symbol, jarzący się granatowym światłem. Już byłem pewny co za scena odgrywa się właśnie przed moimi oczami. Mag wyczarował pieczęć. Tylko najpotężniejsi i najlepsi w swoim fachu czarodzieje potrafią wyczarować pieczęci, to najwyższa szkoła czarów i nauka czegoś takiego jest niezwykle skomplikowana i czasochłonna. Czarodziej natychmiast machnął ręką ostatni raz i ujrzałem jak symbol poszybował z ogromną prędkością w demona, ten nie zdołał się już obronić i po uderzeniu zmienił się w kupkę iskier, które poleciały prosto na ziemię.

Patrzyłem się teraz na miejsce, w którym przed chwilą odbyła się cała ta niezwykła scena. Dalej byłem w amoku tych wszystkich wydarzeń, do takiego stopnia, że nie zauważyłem mojego czarodzieja wybawcy, który stał teraz zwrócony w moją stronę.
- To było okropnie nieodpowiedzialne zachowanie mój drogi.- Powiedział spokojnie w moją stronę czarodziej. Spojrzałem na niego przerażony i teraz dokładniej byłem w stanie zobaczyć jego twarz. Był niezwykle przystojny, miał czarne włosy i grzywkę zaczesaną na prawą stronę, nadchodząc mu na oko. Miał dobrze zarysowaną szczękę i piękne fioletowe oczy. - Tylko ktoś zupełnie nieodpowiedzialny podszedłby w stronę tego czegoś, mogłeś stracić życie, nie wiem czy jesteś tego świadomy biorąc pod uwagę twój wyraz twarzy.- Dodał czarodziej dalej mocno stanowczym, lecz odrobinę spokojniejszym głosem. Mogę przysiąc, że zobaczyłem na jego twarzy cień rozbawienia.
- Przepraszam, nie byłem w stanie oderwać oczu od tej sceny, to było niesamowite, a to jak Pan wyczarował tą pieczęć było CUDOWNE!- Krzyknąłem trochę zbyt entuzjastycznie. Mag tylko się zaśmiał i podał mi rękę, w celu pomocy mi ze wstaniem.
- Może i było niesamowite, ale takie mam zadanie, i nie Pan, tylko nazywam się Denow, nie cierpię jak ktoś zwraca się do mnie per Pan - Odpowiedział mi Denow i spojrzał mi znowu w oczy.
- Jednak biorąc pod uwagę twoją reakcję, wnioskuje, że jesteś studentem Akademii. Nie mylę się? - Dodał Denow.
- Nie mylisz się, nazywam się Jasper i aktualnie kończę pierwszy rok Akademii. - Odparłem z dumą w głosie.
- W takim razie to doświadczenie na pewno Ci się przyda, wybacz ale będę się już zbierał, naprawdę miło było Cię poznać Jasper. - Odpowiedział mi Denow i puścił mi oczko. Zanim ja jednak zdołałem coś dodać od siebie, zapytać się gdzie pobierał nauki i jak doszedł do tego poziomu, ten uniósł się w powierzę i odleciał znikając mi z oczu. Ja stałem tak jeszcze przez chwilę i analizowałem każdy moment, który wydarzył się w przeciągu ostatnich kilku, a może kilkunastu minut, straciłem już nawet rachubę czasu. Podszedłem w miejsce gdzie stałem na początku i wziąłem jeszcze swoje rzeczy, obrzuciłem na odchodnym jeszcze scenerie, jaką pozostawiła po sobie ta bitwa i udałem się w stronę domu, wiedząc, że nie będę mógł zasnąć nie tylko przez całą tą sytuację, tylko przez Lunę, której będę musiał wszystko dokładnie opowiedzieć.

SpectrumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz