Capite Tertio [III]

49 4 0
                                    

     Cień smukłej sylwetki odbijał się na jednej ze ścian ogromnego pomieszczenia, które stanowiło jego biuro. Ciało mężczyzny było szczupłe, umięśnione, o jasnej karnacji. Włosy krótkie, i czarne, lewa brew przecięta w dwóch miejscach. Oczy choć czarne miały w sobie czerwony, przerażający blask. Wyraz twarzy był całkowicie obojętny, mógł ozdabiać go jedynie przerażający uśmiech, który wywoływany był bólem innych. Żylaste dłonie złożone były z tyłu na biodrach, gdy z kpiącym uśmiechem odwrócił się w stronę jednego z swych obrzydliwych sług. 

- Panie, pragnę cię poinformować z radością, iż w lesie niedaleko znaleźliśmy chłopca oraz zamknęliśmy go w celach, wedle twego rozkazu. - przerażający głos wydostał się z gardła stworzenia, gdy ten kłaniając się oznajmił powód swego pojawienia się w pomieszczeniu, i przerwania tak cennej ciszy oraz spokoju swego pana. 

- Cudownie. Dajcie mu jedzenie i picie, chcę go żywego w swojej komnacie chwilę po posiłku. - mruknął mężczyzna swym głębokim tonem głosu, lekko zachrypniętego. Chwycił kieliszek swego ulubionego wina, biorąc łyka. Powolnym krokiem skierował się w stronę biurka, by następnie usiąść na wygodnym, skórzanym fotelu, czarnym jak jego dusza. 

- Tak jest, Panie. Jak sobie życzysz... - stwór oddalił się po tych słowach, wychodząc z pomieszczenia, i zamykając za sobą ogromne, ciemne jak z resztą wszystko znajdujące się w tym zamku. Mężczyzna uniósł kąciki ust z zadowoleniem, i rozsiadając się wygodnie w fotelu zajadał się winogronami. Przyglądał się uważnie róży znajdującej się w gablocie, której kilka płatków leżało na ziemi pod nią. 

Bowiem gdy wszystkie płatki jej opadną, nie będzie już ratunku dla niego, oraz wszystkich istot w tym zamku. 

************************

     Do jego otępiałego umysłu powoli zaczęły docierać bodźce zewnętrzne. Uchylił po chwili swe dziwnie ciężkie w tym momencie powieki, rozglądając się po ciemnym i zimnym pomieszczeniu w którym się znajdował. Nie był już w lesie, był pewien że był w zamku który był z resztą jego celem. Dookoła było przerażająco cicho, tak bardzo że słyszał swój własny, słaby i nieco nieregularny oddech. Zmusił swe ciało do wysiłku, podnosząc się powoli do siadu, i opierając o ścianę. Jęknął delikatnie z bólu spoglądając w ciemności na swe lewe przedramię, na którym znajdowało się niewielkie przecięcie skóry. Przez jego myśli przeszło, że może żywiły się jego krwią, a może po prostu nie zauważył tej rany po małej bitwie przy ognisku. Zamarł słysząc z daleka ciche kroki, a bardziej szuranie po podłodze kościstych stóp. To zapewne te przerażające stworzenia, a raczej jedno z nich właśnie zmierzało w jego kierunku, ostatecznie zatrzymując się przy czarnych, pokrytych delikatnym mchem kratach. Nie weszło do środka, i nie zaatakowało go tak jak się tego spodziewał. Zamiast tego chwyciło za tacę na której znajdował się srebrny kielich z jakąś cieczą, prawdopodobnie była to zwykła woda jednak z takiej odległości nie mógł tego stwierdzić, oraz średniej wielkości również srebrny talerz na którym znajdował się posiłek. Uchylając delikatnie kraty postawiło tacę niedaleko chłopca, i wróciło na swe miejsce. 

- Oto posiłek od naszego Pana. Nasil się, a następnie Pan pragnie cię widzieć. - mruknęło stworzenie swym mrożącym krew w żyłach głosem, chyba chcąc brzmieć miło, jednak to niewiele dało. Wooyoung cofnął się jedynie do tyłu, podsuwając do siebie talerz jedynie gdy okropne stworzenie zniknęło z pola jego widzenia. Matka uczyła go by nie przyjmować jedzenia od obcych, jednak jego organizm był osłabiony i wręcz błagał o jakiekolwiek pożywienie i napojenie, a jego plecak zniknął gdzieś, zapewne zabrany przez stwory i przekazany ich ''władcy''. O dziwo smakowało zdecydowanie lepiej niż wyglądało, dlatego zjadł wszystko co zostało mu podane. Zastanawiał się co chciał od niego mężczyzna, zazwyczaj więźniowie nie byli zainteresowaniem, raczej byli obiektem pośmiewisk i czymś co mogli zagonić do pracy, której oni sami nie byli godni, bądź lalką na której mogli się wyżyć. 

***********************

     Korytarze przez które był prowadzony były tak spowite w mroku, że jego ciało przeszedł niemały dreszcz. Jedynie co jakiś czas znajdowały się świece umieszczone na srebrnych stojakach. Pod ich nogami do swego rodzaju biura prowadziły krwisty, czerwony dywan, zakończony po bokach skórą wilka. Stwór zapukał do ogromnych, ciemnych drzwi, wprowadzając chłopca siłą do środka gdy tylko dostał na to pozwolenie. Nie wszedł jednak za nim, jednak zostawił go na pastwę losu z przerażającym, choć niesamowicie przystojnym mężczyzną, który podniósł się podchodząc do przerażonego, wciśniętego w ścianę Wooyounga. 

- Podobasz mi się.. - mruknął z zadowoleniem chrapliwym głosem. Chwycił go za szczękę swymi dwoma palcami, unosząc kąciki ust w przerażającym uśmiechu, który sprawił że Woo zmiękły nogi. - Ta delikatna skóra, te idealne ciało... Chyba sobie zostawię ciebie dla siebie.. Będziesz idealnym chłopcem dla mnie... Tylko mój... - szeptał w obłędzie mężczyzna, badając drugą dłonią całe ciało ledwo stojącego o własnych siłach chłopca. - Podoba mi się to jak się mnie boisz, jednak bardzo bym chciał byś nie był tak przerażony. - przechylił delikatnie głowę w bok, przyglądając się chłopcu jeszcze intensywniej.

- K-kim j-jesteś? - wydukał przerażony do granic możliwości Wooyoung swym drżącym głosem, zaciskając dłonie na ciepłej, aczkolwiek niestety już pobrudzonej bluzie. Mimo przerażenia, które z resztą niesamowicie wolno zaczęło ustępować, wpatrywał się w mężczyznę, śledząc jego idealne w każdym skrawku ciało z zachwytem w swych wilgotnych, delikatnie błyszczących w ciemności oczach.

- Jestem Panem i władcą tego zamku, dlatego chciałbym byś odnosił się do mnie z szacunkiem. 

- J-jak cię zwą?...

- Zwą mnie Choi San. 

Wooyoung zamarł, słysząc tak cholernie dobrze znane sobie imię i nazwisko.

To nie mogło być możliwe.

Amor Tenebris | woosan [short story]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz