Capitulum septimum [VII]

52 4 6
                                    

     Trzymał niespokojnego wierzchowca za wodze, stojąc po środku ogromnej polany w lesie, patrząc się z wciąż widocznym w jego oczach przerażeniem gdy widział jak silny, choć w jego oczach niebezpieczny mężczyzna w pewnym momencie zaczął rzucać dzikimi zwierzętami, które wystraszone uciekły, gdy dotarło do nich kto tutaj rządzi, i że nie mają z nim najmniejszych szans. Nawet nie zorientował się jak szybko oddychał, i jak mocno zaciskał dłonie na wodzach, gdyż tak pochłonęło go przerażenie i oglądanie walki Choi'a z wilkami. Jego całe ciało lekko drżało, przez co po chwili ustanie na nogach stało się niezłym wyzwaniem. Przełknął ciężko ślinę, odwracając się w stronę konia, poprawiając nerwowo ogłowie, siodło i czaprak, i szykując się do dalszej ucieczki, jednak wtedy po swojej lewej stronie zauważył jak ciało mężczyzny niespodziewanie leci w dół, upadając na twardą ziemię z niezłym hukiem. Wtedy się zawahał. Chciał uciec, ale co mu to da? Mimo, że mężczyzny się bał, to jednak nie potrafił go zostawić. Coś go do niego ciągnęło, jakaś niewidzialna siła nie pozwoliła mu go zostawić. Puścił wodze wierzchowca, powoli podchodząc do leżącego mężczyzny i wzdychając cicho gdy widział jak słaby był. Chciał mu pomóc ale przez chwilę zastanawiał się jak ma to zrobić. Czy nie zrobi mu krzywdy gdy go dotknie?

- Co się tak na mnie patrzysz?.. - mruknął mężczyzna, trzymając się za ranny prawy bok, spoglądając na niego swymi czerwonymi, choć teraz słabymi oczami.

- Chcę ci pomóc, ale zastanawiam się czy nie zrobisz mi krzywdy gdy cię dotknę - prychnął, nie myśląc totalnie co mówi, jednak gdy zdał sobie sprawę, i jego twarz wyrażała przerażenie, to mężczyzna o dziwo leżał w spokoju, i nie wydawał się chętny mordu na jego osobie. 

- Czemu miałbym ci zrobić krzywdę? - mężczyzna uniósł lekko jedną z brwi, trochę nie dowierzając w to co słyszał z jego ust. - Nie jestem taki straszny na jakiego wyglądam, Wooyoung. 

- Niecałą godzinę temu zachowywałeś się nieco inaczej, i kazałeś mi się wynosić gdy ja tylko wszedłem do pokoju z różą! - zdjął z siebie pelerynę, otulając nią jego ciało, i zaciskając kawałek materiału na jego ranie, następnie pomagając mu wstać i zaprowadził go do konia, na którym go posadził. Złapał konia za wodze, zawracając i powoli ruszając w stronę zamku. Rozmawiał z nim o wiele swobodniej, co było niezłym zdziwieniem dla ich obu. 

- Bo to bardzo wyjątkowa róża. - mruknął mężczyzna siedząc na koniu, i skanując ciało młodszego chłopca. 

- To skoro jest taka wyjątkowa, może opowiesz mi dlaczego? Bardzo chętnie się dowiem - mruknął spokojnie Wooyoung, spoglądając na niego na chwilę zza ramienia. 

- Nie tutaj. Jak będziesz grzeczny to Ci opowiem w zamku. - prychnął starszy. 

*** *** **

Droga do zamku zajęła im dwa razy dłużej ze względu na rannego mężczyznę, a Wooyoung nie chciał biec szybko, by przypadkiem nie pogłębić rany jeszcze bardziej. Gdy nareszcie dotarli do zamku, tam przed drzwiami czekała już na nich starsza pani wraz z młodszym od niej mężczyzną wyglądającego na kogoś bliskiego wobec Sana, któremu Wooyoung pomagał zsiąść z konia. Mężczyzna okazał się trochę cięższy niż się spodziewał, dlatego nieco się pod nim ugiął jednak w porę młody mężczyzna podbiegł i złapał Choi'a po drugiej stronie, dzięki czemu mogli go w miarę spokojnie zaprowadzić do komnaty, i ułożyć na jego dużym łożu. 

- Spodziewaliśmy się, że zostanie ranny dlatego przyniosłam już tutaj rzeczy do opatrzenia rany. Czy potrafisz opatrzeć jego ranę? - zapytała staruszka, kładąc przed chłopcem siedzącym przy czerwonookim mężczyźnie czarną średniej wielkości tacę z opatrunkami i innymi potrzebnymi do opatrywania ran rzeczami. 

- Uhm.. Mogę spróbować.. - mruknął Wooyoung, przygryzając lekko wargę, następnie podsuwając go góry bluzkę mężczyzny. Nasączył kawałek czystego materiału płynem do odkażania ran, i przyłożył ją do jego rannego boku, delikatnie ją przykładając. - Jakbyś się tak nie wiercił, to bym opatrzył cię szybciej - mruknął po dłuższej chwili, gdy starszy zaczął się wiercić przez co miał utrudnione opatrywanie go. 

- To szczypie! - oburzył się, spoglądając na chłopca spod swych przymrużonych oczu. 

- Było na mnie nie krzyczeć, i mnie nie wyganiać, to byś nie był ranny! - dodał Wooyoung, wzdychając z ulgą, gdy ten przestał się wiercić i mógł spokojnie dokończyć opatrywanie go. - A teraz czekam na wytłumaczenie tej sytuacji. - założył ręce na piersi, spoglądając na niego, gdy służący zostawili ich samych. Mężczyzna nie wyglądał na zbyt chętnego na opowiadanie tego wszystkiego, ale podniósł się niechętnie, pokazując by usiadł obok i po chwili zaczął opowiadać. 

Amor Tenebris | woosan [short story]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz