❝𝘊𝘻𝘦𝘳𝘸𝘰𝘯𝘺 𝘏𝘺𝘥𝘳𝘢𝘯𝘵❞

93 11 6
                                    

Gdy tylko Dazai wyszedł z galerii, skierował się do najbardziej zapyziałego miejsca, jakie zna. Metro miejskie. Nienawidził atmosfery panującej tam, tego tłoku i wszechobecnego pośpiechu. Mimo to, całkiem lubił jeździć metrem. Nie lubił w nim niczego, a tak czy siak wsiadał w nie na gapę i jeździł bez celu przez całą linię i z powrotem. Można powiedzieć, że jazda bez biletu w pewnym sensie go ekscytowała. W momencie gdy porośnięte grzybem i wilgocią ściany podziemia odstraszały wszystkich dookoła, Dazai lubił ten zapach stęchlizny. Lubił też zapach krwi, dymu i benzyny. Nienawidził zapachu ludzkiego potu i farby olejnej. Kochał zapach świeczek. Gardził zapachem gnijącej kanapki pod ławką, na której usiadł. Oparł głowę o wyłożoną płytkami ścianę i spojrzał w sufit na migający reflektor. Chciałby kiedyś tu przyjść w momencie, gdy nie będzie tu nikogo. Chciał zostać sam na sam z tym ciemnym tunelem i głuchymi korytarzami, położyć się na torach i uciąć sobie drzemkę z nadzieją, że się z niej nie wybudzi.

Po dłuższej chwili usłyszał klekot stali i zgrzytanie torów. Nadjechał pociąg. W chwili gdy wyłonił się z czerni, brunet miał ochotę skoczyć pod koła i wyobraził sobie siebie leżącego twarzą w stronę torów. To jednak się nie stało, a przed pisarzem otworzyły się drzwi. Jako że kierunkiem jazdy była biedna dzielnica miasta, to w środku nie było dużo ludzi, na spokojnie dało się znaleźć miejsce siedzące. Brunet usiadł przy oknie i oparł skroń o szkło. Sięgnął po karteczkę z jego kieszeni i ponownie spojrzał na adres. Czy w tym mieszkaniu zastanie tego cudownego artystę, który, nawet jeśli niecelowo, to wprawił Osamu w osłupienie? Bardzo chciał zobaczyć tą osobę. To musi być ktoś, kto dużo przeszedł. Dazai zaczął kreować w głowie wizję osoby, która otworzy mu drzwi. Chce ją poznać.
❝Wow, to Dazai'owi może jeszcze na czymś zależeć? Na to wygląda.❞ - odpowiedział sam sobie w myślach.
Zacisnął kartkę papieru w dłoni tak mocno, jakby była jego największym skarbem.

Po trzydziestu minutach jazdy Dazai dotarł do celu. Wysiadł z pojazdu i stanął na peronie. Podmuch odjeżdżającego metra zakołysał jego płaszczem, brunet poczuł coś w stylu determinacji. Wyobraził sobie sytuację, gdzie artysta odmawia mu sprzedaży obrazu. Co wtedy zrobiłby Osamu? Padłby na kolana? Ukradłby go?
Zmrużył oczy, gdy zaraz za schodami poraził go blask zachodzącego słońca. Wyszedł na górę i zaciągnął się powietrzem. Poczuł alkohol oraz dym papierosowy, a za rogiem zauważył grupkę nastolatków przypatrujących się mu uważnie ze szlugami i jointami w rękach. Brunet zakrył twarz ręką i poszedł w przeciwną stronę. Nie miał pojęcia dokąd idzie i nie podobało mu się to. Zwykle był zapoznany w terenie, bo nie oddalał się dalej niż potrzeba od swojego mieszkania. Tym razem musiał jednak bawić się w chowanego z mieszkaniem zapisanym na karteczce. Przemierzał ciemne, nieoświetlone uliczki w poszukiwaniu celu. Ulice zdawały się być pomieszane, ułożenie numerów budynków wydawało się być pozbawione sensu, na każdym zakręcie brunet czuł się, jakby był na tej ulicy już 3 razy. Chodził po labiryncie znaków zaczynających się od ul. i był pewien, że minie cały wieczór, zanim dotrze do wyznaczonej ulicy.

Słońce kompletnie już zaszło, jedyne co oświetlało chodnik to światła z mieszkań. Pisarz szedł przed siebie rozglądając się za tabliczkami na ścianach budynków, nogi kompletnie zdrętwiały mu z zimna. Parł jednak nieugięty ignorując ludzkie wady, z którymi dane mu było przyjść na świat. Skoro nie był człowiekiem, to nie miał prawa odczuwać zmęczenia. Nie zasługiwał jeszcze na odpoczynek, nie dopóki nie znajdzie tego nieszczęsnego mieszkania.
Ręce bruneta były całkowicie odmarznięte, a policzki zaczerwieniły się od zimna. Zaczęło mu się dwoić przed oczami, gdy po raz kolejny wkroczył na ulicę, którędy przechodził już co najmniej 4 razy. Złapał się za głowę i oparł ramieniem o ceglaną ścianę kamieniczki. Nie mógł przecież się poddać. Ten adres musiał znajdować się gdzieś blisko. Dazai zaszedł już za daleko, aby teraz zawracać.
Zaczął sunąć do przodu ocierając bokiem o nierówne ściany budynku. W gardle wyrosła mu gula, krtań zaczęła go palić niczym jarzący się ogień.
❝Świetnie! Tego mi jeszcze brakowało.❞ - wychrypiał pisarz i kaszlnął kilka razy.
Przemierzając nieznane okolice, Osamu wyglądał jak największa ofiara losu. Dlaczego mężczyzna za każdym razem miał pod górkę? Czym on sobie na to zasłużył? Czy to dlatego, że nie płaci za swoje bilety? Czy to przez to, że wtedy nie pożyczył cukru sąsiadce, bo sam nie miał? Dlaczego spotyka go taka okrutna karma? Do jakiego momentu w życiu powinien się cofnąć, żeby to naprawić?

~𝙳𝚠𝚊 𝙾𝚍𝚌𝚒𝚎𝚗𝚒𝚎 𝙲𝚣𝚊𝚛𝚗𝚎𝚓 𝙵𝚊𝚛𝚋𝚢~ ˢᵒᵘᵏᵒᵏᵘ ᶠᵃⁿᶠⁱᶜᵗⁱᵒⁿOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz