❝𝘙𝘰𝘻𝘭𝘢𝘯𝘺 𝘈𝘵𝘳𝘢𝘮𝘦𝘯𝘵❞

82 10 93
                                    

Pierwszy raz od dawna, Chuuya naprawdę się nie spieszył. Obydwoje wzięli sobie do serca to, że pośpiech nie rozwiąże ich problemów. Czas poważnie ich gonił. Termin rekrutacji siedział im na ogonie, lecz oni nawet nie śmieli uciekać. Bawili się z nim w kotka i myszkę, grali z nim w gierki. Pociągali za sznurki czasu. Gdy byli razem, potrafili nawet wstrzymać bieg czasu. Potrafili zrobić sobie przerwę na czułości, na co mogli sobie pozwolić, bo czas był im uległy. We dwójkę potrafili łamać wszelkie prawa, nawet te własne. Chuuya obiecał sobie dawno temu, że nigdy nie powierzy komuś swojego życia i nie będzie na nikim polegał. Tymczasem ten sam człowiek, który złożył sobie tą obietnicę, tańczył z gracją pod palcami zwykłego tyrana. Rudzielec czasem nawet obawiał się, że taki stan mu się podoba. Uwielbiał patrzeć na to, gdy jego partner był z niego dumny i ufał mu na tyle, by powierzać mu ciężkie zadania takie jak namalowanie obrazu. To, że przy tym czuł się jak zamknięta w sarkofagu dusza, zupełnie się dla niego nie liczyło. Mógłby nawet umrzeć, o ile w ostatnich chwilach życia trzymałby w ręku pędzel.
Natomiast Osamu przysiągł sobie kiedyś, że nie dopuści do tego, żeby coś trzymało go na świecie. Miał być gotów umrzeć w każdej chwili i liczyć na łud szczęścia który przyniesie upragnioną śmierć. Czuł się tragicznie z tym, że nie może teraz umrzeć. Nie jest gotowy. Na Ziemi jest zbyt dużo spraw, które czekają na zakończenie. Nie może umrzeć, dopóki nie wygrają tego konkursu. Jeśli nie w tej, to następnej edycji. Nie umrze w spokoju, dopóki nie spełni tego celu. To trzymało go wśród żywych. Liczyło się dla niego tylko to, aby dowartościować się wygraniem tego konkursu. Dał malarzowi złudne wrażenie, że przestało mu na tym zależeć. Prawda jest taka, że po prostu pojawiła się w nim nowa aspiracja. Teraz zależało mu nie na jednej, a na dwóch rzeczach. Jedną z całą pewnością był konkurs. Druga zaś, miał wrażenie, że związana była z rudzielcem. Nie był tylko pewny w jaki sposób.

Dazai wiedział już, że presją i rozkazami nie wpłynie na efektywność Nakahary. Przybrał nową technikę, która zdawała się działać. Tylko to się dla niego liczyło. Przynosiło efekty? Przynosiło. Czy było pełne uczuć? ..Przynosiło efekty.
❝Zrób sobie przerwę, dużo dziś pracowałeś❞ - szepnął do ucha rudzielca cicho, żeby nie wyrwać go z wiru malowania.
Chuuya pokręcił głową stanowczo.
❝Nie, już kończę. Lada moment będzie gotowe❞ - odparł nie patrząc nawet na bruneta. Był zapatrzony w płótno, widział w nim owoc współpracy dwójki artystów. Coś wspólnego, co było zasługą ich obu.
Brunet przewrócił oczami, nie przyjmując tej odmowy. Oparł swoją dłoń o ruchliwe ramię chłopaka i bez pośpiechu zjechał dłonią aż na nadgarstek, sunąc opuszkami palców po jego skórze. Zacieśnił uścisk na nadgarstku malarza, co sprawiło, że praca z pędzlem została przerwana. Odciągnął rękę chłopaka od płótna i za pomocą swojej drugiej dłoni zabrał mu pędzel, co nie spotkało się ze sprzeciwem rudzielca. Ukradziony pędzel włożył sobie za ucho. Dazai uśmiechnął się lekko i pocałował artystę w skroń. Lecz dla Nakahary nie nastał jeszcze czas na czułości.
❝Daj spokój.❞ - mówiąc to, jego głos lekko zadrżał pod śmiechem, gdyż brunet nieposłusznie ucałował go w policzek. - ❝Naprawdę, muszę to skończyć. Już niedużo.❞ - zapewnił.
Osamu nie miał zamiaru słuchać próśb rudzielca. Wprosił się na kolana zapracowanego malarza i schował głowę w pobliżu jego szyi. Chuuya nie przejął się tym zbytnio, skorzystał z sytuacji i zabrał z powrotem swoją własność zza ucha poety. Wychylił głowę tak, aby pijawka nie przeszkadzała mu w pracy i nie zasłaniała płótna, co szło także na korzyść bruneta czającego się na jego szyję. Nakahara kontynuował swoją powinność bez nawet chwili zawahania, gdy tymczasem pisarz bawił się w najlepsze. Składał tonę pocałunków na jego policzkach, czole, uszach, brodzie oraz szyi. Specjalnie unikał jego warg, aby pocałować je dopiero pod koniec pracy. Oprócz całusów, obdarowywał go także komplementami i obejmował czule.
Chuuya wydawał się zrobiony z kamienia. Oprócz widocznego rumieńca, nic nie wskazywało na to, żeby malarz czuł te wszystkie gesty. Szczerze mówiąc, skrycie traktował je jak nagrodę. Każde muśnięcie motywowało go do dalszej pracy. To prawda, że nowy sposób poety na motywację działał. Nic nie napawało go taką inspiracją, jak ten roztrzepany brunet. Co on by bez niego zrobił?

~𝙳𝚠𝚊 𝙾𝚍𝚌𝚒𝚎𝚗𝚒𝚎 𝙲𝚣𝚊𝚛𝚗𝚎𝚓 𝙵𝚊𝚛𝚋𝚢~ ˢᵒᵘᵏᵒᵏᵘ ᶠᵃⁿᶠⁱᶜᵗⁱᵒⁿOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz