❝𝘉ł𝘺𝘴𝘬 𝘳𝘦𝘧𝘭𝘦𝘬𝘵𝘰𝘳ó𝘸❞

138 11 132
                                    

Najmocniej przepraszam za zwłokę i dziękuję, że czekaliście! ♡

Mieszkanie rudzielca zaczęło powoli wietrzeć z zapachu wody kolońskiej mężczyzny, który często się tu zjawiał. Ktoś, kto zjawiał się tu tak często, po prostu zniknął z dnia na dzień i nie pojawił się nigdy więcej. Aromat porannej kawy kojarzył się Nakaharze tylko z jednym. Dlatego przestał ją pić.
Nawet ciągłe wietrzenie mieszkania, a dzięki temu przewiane uszy właściciela, nie pozbyły się do końca znaków przebywania tu bruneta. Chuuya miał wrażenie, że nikt taki jak Dazai Osamu nigdy nie istniał. Jedynym śladem, jaki zostawił po sobie mężczyzna, był ten palący ból w klatce piersiowej Nakahary. Poeta rozpalił tam ogień, aby szybko go zdmuchnąć. Mimo palącego, porannego słońca, rudzielec czuł mróz. Nie miał już nikogo, kto mógłby go ogrzać. Gdyby farby były łzami malarza, można by powiedzieć, że skończyły mu się farby. Chuuya był do reszty zrujnowany. Koniec relacji z brunetem wypłynął także na pasję malarza. Artysta nie mógł wytrzymać w żadnym z pokojów w swoim mieszkaniu, gdy w każdym z nich wisiał większy lub mniejszy obraz. W każdym z pokoi, partnerzy chociaż raz się całowali. Całe to mieszkanie zdawało się być skażone jakąś zarazą. Odkąd Chuuya zaczął przesiadywać na balkonie z papierosem w ustach, po okolicy rozeszły się plotki. Malarz miał już tego wszystkiego dość. Kiedyś chciał być sławny ze swoich obrazów. Teraz, co prawda, mówią o nim, ale dopiero gdy wydarzyła się jakaś tragedia. Rudzielec nie chciał, żeby zapamiętano go jako byłego wspólnika Dazai'a Osamu. Miał o wiele więcej do powiedzenia niż to. To nie Osamu stworzył rudzielca takiego, jaki jest. To jest tylko i wyłącznie jego zasługa.

Skoro tak jest, to dlaczego Nakahara znowu uległ? Tą samą noc, w którą Dazai opuścił to mieszkanie, Chuuya spędził na czytaniu o brunecie. Zupełnie zapomniał o spaniu, pogrążony w gazetach, wywiadach, czasopismach i listach publicznych o Dazai'u, które był w stanie znaleźć w bibliotece. Przekartkował dosłownie każdy artykuł, żadna informacja przed nim nie umknęła. Nagle w jego głowie pojawiła się druga wersja mężczyzny - zaraz obok tej prawdziwej stanęła ta idealna, wykreowana przez prasę. Brunetowi, którego poznał osobiście rudzielec, daleko było do ideału. Niedobrze mu się robiło, gdy czytał te wszystkie gazety idealizujące Osamu jako ❝wieszcza narodowego❞. Nie wiedział, kto wymyślił te bajeczki, ale musiał nieźle się postarać. Chuuya nie zapamiętał bruneta jako troskliwego, hojnego i rozsądnego. A może po prostu nie miał okazji go takiego zobaczyć?
Fakt, że malarz znał prawdę o pisarzu, jeszcze bardziej go rozjuszył. Prawdopodobnie był jedyną osobą na całym świecie, która znała go tak dobrze. Wszystko co o nim pisano, zdawało się takie fałszywe. Nic się nie zgadzało. Nawet jeśli był taki, jak go opisywano, to musiałoby znaczyć że Nakahara po prostu nie zasługiwał na takie traktowanie. To żadna nowość. Od dawna żył w przeświadczeniu, że nie zasługuje na miłość. To go tylko utwierdziło. Lecz nie to bolało najbardziej.
Przez cały ten czas przeszukiwania stert książek i lektur, rudzielec miał wrażenie, że zna poetę na wylot. Przez tę noc dowiedział się o nim więcej niż podczas całej ich relacji. W pewnym momencie zapomniał nawet, że większość tych faktów jest przesadzona lub wyssana z palca. Uznał, że skoro pisarz jest tak idealny, to nic dziwnego, że Nakahara na niego nie zasługiwał, jak to mawiały zazdrosne faneczki poety. Zrobił sobie złudne nadzieje na coś więcej niż współpracę.

We wszechświecie zawsze jest równowaga. Gdy gwiazdy świecą, musi być coś, co jest pogrążone w mroku. Wszyscy ludzie nie mogą być szczęśliwi. Zawsze znajdzie się ktoś, kto przechodzi przez wszystko co najgorsze, w pewnym sensie bierze wszystkie te nieszczęścia na siebie, aby inni nie musieli. Takie osoby poświęcają się na rzecz innych. Nie zawsze z własnej woli. Jednak osoby, które są wybrane na ofiary losu, to właśnie one cierpią najbardziej. Dazai od zawsze miał w życiu pod górkę. Czuł się jak czarna dziura pośród tych wszystkich gwiazd. Zastanawiał się, czym sobie zasłużył.
Już wcześniej nie miał zbyt przyjemnego życia. Dotąd jednak, był w stanie zdzierżyć ten ból całkiem dzielnie. Myślał, że przyzwyczaił się do wszystkiego. Ten ból towarzyszył mu przez całe życie, więc nie robił już na nim tak dużego wrażenia. Jednak, wraz z trzaśnięciem drzwi od mieszkania rudzielca, w jego piersi pojawiło się coś, czego chciał pozbyć się za wszelką cenę. Kto by pomyślał, że miłość - najbardziej pozytywne uczucie - jest w stanie być powodem największego bólu. Osamu nie dawał sobie rady.
Nigdy wcześniej za niczym nie tęsknił. Uważał ideę przywiązywania się za coś głupiego. Kłóciło się to z jego marzeniem o nagłej śmierci. Jednak Chuuya zburzył wszystkie jego plany. Przez pewien czas to malarz był powodem, dla którego brunet żyje na ziemi. Gdy rudzielec zniknął z jego życia, był już tylko powodem do zgonu. Dazai miał ochotę zapaść się pod ziemię, i to doslownie. Miał ochotę zakopać się żywcem. Nie potrafił spojrzeć w sobie oczy, widząc w sobie tchórza, który wysługiwał się kimś utalentowanym.
Osamu chciał przeprosić. Mimo, że szanse na przebaczenie były marne. Prawdopodobnie tylko by się ośmieszył, gdyby wrócił do tego mieszkania. Miał też dziwne wrażenie, że rudzielec zdążył już o nim zapomnieć. Dazai liczył na to, że pasja pochłonęła go tak bardzo, że zapomniałby o chytrym zdrajcy imieniem Osamu. Gdyby zapomniał, byłoby nawet lepiej. Dazai nie musiałby się martwić, że ktoś zna jego prawdziwą twarz. Mimo, że chciał, aby tak było, coś w tych przypuszczeniach kłuło go w piersi. Spędzili ze sobą tyle czasu. Tyle nieprzespanych nocy, spędzonych wspólnie na czułej rozmowie, piciu wina, komplementowaniu się nawzajem.. To wszystko miało zniknąć? Tak po prostu? I nigdy nie wrócić? Osamu słyszał gdzieś, że jeśli dwie osoby o sobie zapomną, to tak, jakby nigdy się nie poznali. Tak naprawdę żaden z nich o sobie nie zapomniał. Ale Dazai o tym nie wiedział. Ta myśl przyprawiała go o deszcze. Nie chciał tego zapominać, chciał trzymać wszystkie te wspomnienia blisko przy piersi.
Do głowy przyszło mu tylko jedno - samobójstwo. Gdyby rozeszła się wieść o śmierci słynnego poety, rudzielec na pewno by tego nie zapomniał. Takiej sensacji nie da się pominąć. Dlatego miał zamiar się zabić, aby utkwić na dobre w głowie rudzielca i nawiedzać jego wspomnienia.
Brunet nie miał oporów przed nałożeniem sznura na szyję. Tak naprawdę nie musiał się nawet męczyć z wieszaniem i mocowaniem, gdyż sznur wisiał tam na stałe. Nie wiadomo, kiedy się przyda.
Poeta stanął na krześle pewny siebie. Nie trzęsły mu się nogi. Włosy nie stawały mu dęba. Nie czuł gęsiej skórki. Traktował śmierć jak starego przyjaciela, upragnionego kochanka. Coś, na co czekał całe życie. Wreszcie miał mieć okazję złożyć szczodry pocałunek na ustach Śmierci.
Zanim jednak chwycił kościstą dłoń Żniwiarza dusz, coś przykuło jego uwagę i powróciło do żywych. Tuż na przeciwko niego wisiał krzywo wbity obraz. Zupełnie, jakby mówił tylko i wyłącznie do niego. Widząc autoportret rudzielca, był w stanie nawet przewiedzieć, co ten półgłówek powiedziałby w tej sytuacji. Zapewne miałby pretensje, że tylko on może go całować i nikt więcej. Lecz mówiący do niego Nakahara z obrazu miał trochę racji. Dazai nie pocałuje Śmierci, dopóki nie ucałuje swojego ukochanego na pożegnanie. Dopóki jego serce należy do malarza, nie zamiesza się oddawać żadnym kostuchom. Sprawnym ruchem zdjął sznur, tak jak robił to za każdym razem nieudanej próby, i usiadł przy biurku. Sam nie wiedział, co powinien napisać. Wszystko wydawało się zbyt płytkie lub niewystarczające. Prawda jest taka, że Dazai spędził nad tym całe 30 dni. Pisanie było przerywane kolejnymi próbami, lecz po każdej dochodził do tego samego wniosku. Więc gdy nie mógł się zabić, zamierzał pisać. Aż nie wydzierga czegoś, co będzie warte Nakahary. Chociażby nie wiem co.

~𝙳𝚠𝚊 𝙾𝚍𝚌𝚒𝚎𝚗𝚒𝚎 𝙲𝚣𝚊𝚛𝚗𝚎𝚓 𝙵𝚊𝚛𝚋𝚢~ ˢᵒᵘᵏᵒᵏᵘ ᶠᵃⁿᶠⁱᶜᵗⁱᵒⁿOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz